Jedenaście

Sanna-Leena znalazła Dagmarę leżącą w łóżku z głową przykrytą wielką poduchą.
— Czemu nic mi nie powiedziałaś? — spytała wróżbitka, nieco urażonym, lecz zaciekawionym tonem.
Idąc, rozlewała wokół siebie gorącą herbatę. Zawsze stosowała się do zasady „jeśli się nie rozleje, to znaczy, że nalałam za mało”, przez co doprowadzała pedantyczną Dagmarę do szału. Co najdziwniejsze, Sanna-Leena zawsze ochlapywała wszystko oprócz siebie i swoich bezcennych sukienek.
— O czym?
Dagmara schowała się w pokoju, żeby spokojnie przemyśleć wszystko, co usłyszała od duchów. Przez cały czas kotłowała się w jej głowie jedna, jedyna myśl: to wszystko nieprawda, a ja zwariowałam. To znaczyłoby, że zwariował także Mikko, ale on wyglądał, jakby święcie wierzył w cały spisek mający na celu wyrzucenie uczniów z tego domu.
A szkoda, że to się nie udało, bo Dagmara jak jeszcze nigdy miała dość tego paskudnego miejsca.
— Że od dawna jesteś zaręczona z młodym panem Lagrańskim i tylko dlatego cała szkoła mogła się tutaj przeprowadzić. — Sanna-Leena przekrzywiła głowę, zastanawiając się nad czymś. — Nie wiem, czy powinniśmy ci dziękować.
Do Dagmary dopiero po chwili dotarło, o czym mówi jej współlokatorka.
— Co?! — Wyciągnęła głowę spod poduszki. — Co ty pieprzysz?
Sanna-Leena uśmiechnęła się pobłażliwie.
— Mnie możesz powiedzieć, nie krępuj się, Daga — oznajmiła, wlewając do kubka herbatę, która wylądowała na spodeczku, a nie na podłodze. — Anna mówi, że słyszała, jak pierwszoklasistki od alchemików opowiadały sobie, jaki wasz związek był burzliwy. Podobno dowiedziałaś się, że cię zdradza i dlatego dzisiaj na przyjęciu…
— Sanna-Leena, czy ty zawsze musisz wierzyć we wszystko, co ci mówią? — przerwała jej Dagmara, wkładając rozciągnięty sweter na odświętną sukienkę, którą wciąż miała na sobie.
Wróżbitka wytrzeszczyła oczy.
— Czyli to wszystko nieprawda? — spytała z żalem.
— Nie — jęknęła Dagmara, z powrotem chowając się pod poduszkę.
Pięknie. Teraz jeszcze cała szkoła myśli, że ona ma romans z Iwanem Lagrańskim. Widocznie spotkanie z duchami to było za mało wrażeń, jak na jeden dzień.
Sanna-Leena zaczęła trajkotać, jak bardzo chciałaby mieć bogatego męża, ale przerwało jej walnięcie drzwiami w ścianę.
— Dagmara, cholero jedna! — rozległ się głos Lenny’ego. — Dlaczego nam nie powiedziałaś?! — ryknął chłopak, jak zwykle siadając w nogach jej łóżka. Od kiedy pozbył się zbroi rycerza powrócił jego zwykły humor.
Za nim dreptał Mikko, który upominał przyjaciela, że nie powinien się tak wydzierać.
— Nie, nie mam romansu z Iwanem Lagrańskim! — wrzasnęła Dagmara, tracąc cierpliwość. Jeszcze jedna uwaga na ten temat i poprosi tego głupiego człowieka o wygłoszenie publicznego sprostowania.
Póki co wydostała się spod poduszki i przywaliła nią Lenny’emu. Ot tak, profilaktycznie.
Ale on wpatrywał się w Dagmarę z rozdziawioną gębą.
— Przecież słyszałem, że jesteś jego przyrodnią siostrą, której rodzina nie chciała uznać i dlatego się dzisiaj tak wściekłaś… — urwał, kiedy dziewczyna spiorunowała go wzrokiem.
— Opowiedz im prawdę, bo ja już nie mam siły — zwróciła się do Mikko. Weszła do łazienki i zamknęła się w środku, nasłuchując opowieści przyjaciela o duchach. Sanna-Leena oczywiście przerywała mu co chwilę, a Lenny najwyraźniej nie dowierzał.
Pewnie uwierzy dopiero wtedy, kiedy duchy zamkną go w piwnicy albo zaczną straszyć w nocy. Co wciąż mogły zrobić, bo Roger obiecał, że jeśli im nie pomogą, to dopiero zobaczą, co potrafi ich banda.
Lagrański płacił duchom jedynie na początku, później przestał. Nie potrzebowały pieniędzy, jednak do przetrwania potrzebna była im specjalna substancja zwana spiritolum. Bez niej duchy nie będą mogły funkcjonować i w końcu ostatecznie odejdą z tego świata. Zapasy spiritolum, jakie posiadała rodzinka spotkana przez Dagmarę i Mikko, kurczyły się w zastraszającym tempie, dlatego postanowiono zwrócić się o pomoc do uczniów.
Dagmara nie miała najmniejszego zamiaru postępować według wskazówek Rogera i liczyła na to, że razem z przyjaciółmi wymyślą coś innego. Coś, co za jednym zamachem wypędzi ze szkoły duchy i jednocześnie ukarze Iwana. Trudność polegała na tym, że nawet w tej chwili zjawy mogły siedzieć z nią w łazience, a ona nijak nie mogła tego sprawdzić a co dopiero przegonić ich. Jej myśli jednak na pewno nie potrafiły odczytać, więc pozostało ułożyć plan samemu, we własnej głowie. A potem niech się dzieje, co chce.
W pewnym momencie dobiegło do niej kolejne trzaśnięcie drzwiami i piskliwy, znienawidzony głosik o dziwacznym akcencie. To Francesca przybiegła z kolejną wersją wydarzeń.
Dagmara wyszła dopiero wtedy, kiedy złośliwie zgaszono jej światło. Tak jak przypuszczała, za drzwiami stał Lenny.
— No i co? Obgadaliście mnie już? — spytała obojętnie, za to ze złością patrząc na Franceskę, która usadowiła się na jej łóżku. — Czy ona słyszała, o czym opowiadał Mikko?
— Tak! — pisnęła Francesca. — Jesteście walnięci. — Spojrzała z góry na Dagmarę, jakby szczycąc się tym, że ona nie wierzy w żadne zjawiska paranormalne.
— I kto to mówi —mruknęła Dagmara, siadając na parapecie.
— Skoro Francesca już wie o wszystkim, to chyba powinniśmy ją w to zaangażować – zauważył niechętnie Mikko.
Włoszka prychnęła ostentacyjnie.
— Mnie? Nie mam zamiaru brać w tym udziału. Zaraz pójdę i opowiem wszystkim, jakie macie przywidzenia — zagroziła, ale nawet nie ruszyła się z łóżka.
Lenny oparł się o ścianę.
— Może i jesteśmy szurnięci — zaczął leniwie — ale ja na przykład przyznaję się do swojej siostry, chociaż trudno o bardziej walniętą osobę od niej.
Dagmara nie miała pojęcia, co ma piernik do wiatraka, więc skupiła się jedynie na tym, że Lenny chyba im uwierzył.
Za to Francesca zbladła.
— No… no i co z tego? — spytała ostrożnie, podkulając nogi.
Lenny zlekceważył ją i skupił się na jedynej obecnej w pokoju wróżbitce.
— Sanna-Leena. — Dziewczyna podniosła głowę znad książki, za którą zdążyła się już schować. Dagmara podejrzewała, że jej współlokatorka wcale nie czyta, a jedynie próbuje przemyśleć sobie wszystko, czego się dowiedziała. — Czy znasz niejaką Cristinę Scavię z pierwszej klasy?
— Znam! — uśmiechnęła się Sanna-Leena. — Ma strasznie śmieszny akcent.
— To nie ma żadnego związku z tymi waszymi duchami… — zauważyła zgryźliwie Francesca, ale zaraz urwała, bo wróżbitka przyjrzała się jej badawczo.
— Właśnie taki akcent ma Cristina!
Sanna-Leena spoglądała to na Franceskę, to na Lenny’ego, który obrzucił Włoszkę triumfalnym uśmiechem i usiadł. Jedynie Mikko domyślił się, o co tu chodzi.
— Dobrze zrozumiałem, że ty masz siostrę u wróżbitów? — spytał.
Francesca nagle bardzo zainteresowała się swoim kapciami. Zarumieniła się mocno i zacisnęła pięści.
— Nawet nie wiecie jaki to wstyd, mieć siostrę u wróżbitów, kiedy wszyscy znajomi i rodzina zajmują się czymś normalnym — wypaliła w końcu i wybiegła z pokoju, zanim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć.
W pokoju zapadła cisza.
— Czego jak czego, ale tego bym się po niej nie spodziewał — zauważył po chwili Mikko, a Lenny skinął głową, mamrocząc coś pod nosem. Sanna-Leena wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się lekko, jakby chciała powiedzieć, że wróżbici są przyzwyczajeni do takich sytuacji.
— No cóż, są ludzie, ludziska i kwakwaki — oznajmiła Dagmara, zeskakując z parapetu. — A że Francesca jest tym ostatnim, to już dawno wiemy, więc… Co znowu? — warknęła, kiedy ktoś zapukał do drzwi. — Proszę!
Kiedy na progu pojawił się Lagrański, pożałowała, że nie siedzieli cicho, udając, że pokój jest pusty. Wszedł do środka, nie zaszczycając spojrzeniem nikogo poza Dagmarą.
— Czego? — warknęła, nie przejmując się, że jest niegrzeczna. Zresztą, Iwan i tak nie zwrócił na to uwagi.
— Musimy porozmawiać — oznajmił, ignorując wszystkich poza Dagmarą.
— Nie mamy o czym. — Jeśli ktoś sądził, że dziewczynie minęła już złość, to bardzo się mylił. Wręcz przeciwnie, z każdą minutą była rozwścieczona coraz bardziej. Postanowiła jednak zignorować Rosjanina. — Lenny, czy twoja siostra jest jeszcze tutaj, czy pojechała już do domu?
Przyjaciel spojrzał na nią zaskoczony, bo przecież nikt nie włóczyłby się po nocy, skoro na zewnątrz leżały chyba ze dwa metry śniegu.
— Nie, dopiero jutro…
— Pięć minut! — przerwał mu Iwan. Jego zwykle opanowany wyraz twarzy zmienił się w zdenerwowanie. Obrzucił spojrzeniem wszystkich w pokoju, przez chwilę zatrzymując się na Sanna-Leenie, która schowała się za jakimś wielkim atlasem gwiazd i nie zwracała na nic uwagi. — Nie wiem, jak dowiedzieliście się o duchach — zniżył głos — ale powinniście mówić ciszej, bo chyba rzuciły urok na ten pokój i wszystko słychać na całym korytarzu.
— I co z tego? — rzucił Lenny. — Niech każdy się dowie, jaki z pana wariat.
— Wyrobienie mi opinii wariata nie pomoże wam w pozbyciu się problemu. — Iwan wydawał się zdeterminowany, aby przekonać ich do swojej racji. — Ale za to ja mogę pomóc, jeśli tylko posłuchacie!
— Nikt tu nie uwierzy w twoją chęć pomocy, bo wiemy, że to ty je na nas sprowadziłeś — wypaliła Dagmara.
— A skąd wiecie, że można im wierzyć?
Dagmara spojrzała na przyjaciół. Rzeczywiście, nie mieli żadnej pewności, że duchy mówią prawdę, ale to samo przecież odnosiło się do Lagrańskiego. Lenny wzruszył ramionami, jakby stwierdził, że można wysłuchać jego wersji wydarzeń, za to Mikko miał zaciętą minę.
— No to niech pan powie, o co w tym wszystkim chodzi — stwierdziła w końcu dziewczyna, niechętnie odstawiając na bok urazę do tego człowieka.
Iwan jednak ani nie usiadł, ani nie zaczął opowiadać.
— Nie tutaj. — Zerknął nerwowo na zegarek. — Chodźmy gdzieś, gdzie nikt nie podsłucha. — Było jasne, że zwrócił się jedynie do Dagmary.
— Wie pan, Dagmara i tak nam o wszystkim opowie, więc chyba szkoda zachodu, prawda? — stwierdził Mikko.
— Nie — uciął Iwan i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale Dagmara przerwała mu:
— Niech będzie. — Przez chwilę zastanawiała się, gdzie mogliby pójść. — Za pięć minut w obserwatorium — dodała po cichu, przypominając sobie, że cały korytarz słyszy, o czym rozmawiają.
Iwan skinął głową i wyszedł, ale zanim zamknął drzwi, usłyszał jeszcze głos Lenny’ego, który, niby do Dagmary, wrzasnął:
— Ale jak nie wrócisz szybko, to poślemy za nim całą armię duchów!
Dziewczyna stuknęła się w czoło, ale nic nie powiedziała. Podeszła za to do Sanna-Leeny.
— Sanna-Leena!
Wróżbitka nie zareagowała, wciąż chowając się za wielkim atlasem gwiazd. Dagmara odsunęła książkę i zobaczyła, że Sanna-Leena po prostu śpi.
— No pięknie — mruknęła Dagmara. Potrząsnęła współlokatorkę za ramię, ale gdy nie przyniosło to skutku, zaczęła grzebać po szufladach w szafce Sanna-Leeny.
Po chwili triumfalnie uniosła w górę mały, srebrny kluczyk.
— No przecież śpi, nie będę jej budzić — powiedziała niewinnym tonem, widząc zgorszenie Mikko.
Wstęp do obserwatorium mieli jedynie uczniowie wróżbitów. Każda klasa posiadała swój własny klucz do pomieszczenia, a szczęśliwie złożyło się, że akurat tego dnia był on pod opieką Sanna-Leeny.
Dagmara stwierdziła, że pewnie i tak zdąży wrócić zanim wróżbitka się obudzi. Sprawdziła jeszcze, czy podarowane jej przez Rogera pudełeczko bezpiecznie spoczywa w kieszeni swetra i wyszła.

Iwan czekał pod drzwiami obserwatorium. Chyba chciał coś powiedzieć, ale Dagmara bez słowa wyminęła go i zaczęła mocować się ze starym zamkiem w drzwiach.
W środku było widno jak za dnia, mimo panującej nocy polarnej. Zewnętrza ściana i sufit obserwatorium miały półkolisty kształt i zostały zbudowane ze szkła, dlatego widok na rozgwieżdżone nocne niebo był idealny.
— Czekaj, nie wchodź dalej — powiedział Lagrański, zamykając za nimi drzwi.
Dagmara niechętnie przystanęła przy ścianie, zastanawiając się, co on chce zrobić.
Przez chwilę nasłuchiwał, po czym wyciągnął z kieszeni zupełnie zwyczajnie wyglądającą latarkę. Dziewczynie wydawało się to zbędne, bo księżyc w pełni dawał wystarczająco dużo światła, ale szybko dowiedziała się, że przyrząd ma zupełnie inne przeznaczenie.
Światło z latarki było jadowicie zielone i raziło w oczy. Iwan przez parę minut po kolei oświetlał każdy kąt w obserwatorium, aż w końcu stwierdził, że na razie wszystko jest w porządku. Ale nie schował urządzenia, tylko trzymał je w pogotowiu.
— Czy to jakiś wykrywacz duchów? — spytała Dagmara, zirytowana zielonymi plamami, które ciągle latały jej przed oczami.
Iwan chciał odpowiedzieć, ale zamiast tego gwałtownie szarpnął ręką w prawo i w świetle latarki obejrzał jeden z olbrzymich teleskopów. Dagmara przyjrzała się urządzeniu i stwierdziła, że to o nim mówił jej Roger.
— Tak — potwierdził Iwan, podejrzliwie przyglądając się przyrządowi. — Pozwala zobaczyć duchy, kiedy są niewidzialne.
Najwyraźniej uznał, że jednak nic nie czai się w pobliżu teleskopu, bo spojrzał na Dagmarę. Dziewczyna zastanawiała się, czy dobrze zrobiła, postępując według polecenia Rogera. Jak na razie nie miała lepszego planu, więc kiedy w obserwatorium pojawią się duchy, będzie musiała zacząć improwizować. I liczyć na to, że Lenny i Mikko zjawią się w miarę szybko.
— Nie wiem, co powiedziały wam duchy — zaczął Iwan — ale ja mogę przyrzec, że z mojej strony warunki umowy zostały dotrzymane.
Dagmara zauważyła, że z jego wypowiedzi nagle zniknęły wszystkie panienki i inne formalne zwroty, ale jednak nie zbyt interesowało ją, który styl mówienia jest prawdziwy, a który pozorowany.
— Oni twierdzą dokładnie co innego — odpowiedziała i pokrótce, nie kryjąc oburzenia, streściła Iwanowi wszystko, czego dowiedzieli się od duchów. Oczywiście pomijając fragmenty o przygotowanej na niego zasadzce.
Lagrański słuchał uważnie, chociaż co jakiś czas włączał latarkę, aby obejrzeć jakiś kąt obserwatorium. W miarę postępu opowieści, wyraz jego twarzy zmieniał się na coraz bardziej rozgniewany.
— Racja, przestałem im płacić — wycedził w końcu przez zaciśnięte zęby. — Ale dopiero wtedy, gdy dowiedziałem się, że to przez nich skręciłaś nogę… i ta dziewczyna została zraniona — dodał po chwili.
 Dagmarze mignął na przeciwległej ścianie jakiś półprzeźroczysty kształt. Odebrała to jako znak do działania, więc przestąpiła parę kroków w stronę wielkiego teleskopu. Iwan odruchowo zrobił to samo.
— Nie skręciłam nogi przez duchy, tylko przez ciebie — powiedziała dziewczyna, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Iwan zmieszał się. Mówił coś, ale Dagmara już go nie słuchała. Dyskretnie rozglądała się po podłodze, poszukując małego, czerwonego przycisku zainstalowanego przez duchy.
Wahała się. Zrobić przysługę duchom czy Iwanowi? Każdy z nich zalazł jej za skórę, więc może wykiwać wszystkich? To chyba najlepsze wyjście, ale jeśli obróci plan Rogera przeciwko niemu, to pozostaje jeszcze wykurzenie Iwana ze szkoły. Wcześniej w jej głowie zaczął kiełkować plan i teraz stwierdziła, że może warto jednak spróbować odegrać się na wszystkich.
Chwilę później znalazła malutką, czerwoną kropkę w posadzce. Podeszła bliżej, a Iwan, ku jej zadowoleniu, przystanął obok niej, tyłem do teleskopu. Dyskretnie wyciągnęła z kieszeni pudełeczko otrzymane od duchów. Był na nim identyczny guzik jak ten na podłodze.
A potem wypadki potoczyły się bardzo szybko.
Za plecami Iwana zmaterializowała się szara chmura, która natychmiast przybrała kształty szajki duchów. Dagmara szybko pociągnęła go za rękę, uważając, aby nie zdeptać czerwonego guzika. Teraz zjawy i zaskoczonego Rosjanina dzielił teleskop.
— No i co, Lagrański? Nie jesteś już taki odważny jak wcześniej? — zakpił Roger, bo Iwan cofnął się, wyraźne przestraszony.
Lagrański rzucił się do ucieczki, ale nie miał szans dotrzeć do drzwi. Duchy wrzasnęły ze złością i ruszyły za nim, ale Dagmara nacisnęła guzik na pudełeczku.
Z urządzenia wyskoczyła srebrna, ogromna siatka, która w mig zamknęła się wokół duchów.
Zaskoczone zjawy powpadały na siebie. Pomstowały na Dagmarę, bo nie tak to wszystko miało wyglądać: to Iwan miał zostać złapany i przetrzymywany, dopóki nie odda należącej się duchom zapłaty.
Dziewczyna pociągnęła siatkę za przywiązany do niej sznur — Marianna bezskutecznie wyciągała ręce, aby poszarpać Dagmarę paznokciami — i przymocowała do czerwonego guzika.
Podeszła do Iwana, który przystanął, zdumiony, i wręczyła mu kluczyk do klatki.
— Dogadajcie się jakoś — powiedziała krótko i odwróciła się, żeby odejść.
— Gdzie idziesz? — wykrztusił Lagrański, patrząc tępo na szamoczące się w klatce duchy.
Dagmara obejrzała się przez ramię.
— Zrobić coś, co powinno zostać zrobione już dawno.
Wyszła z obserwatorium i zamknęła za sobą drzwi. Usłyszała jeszcze, jak Iwan ją woła, ale nie zawróciła.
Zeszła na parter i skierowała się do segmentu nauczycielskiego. Po chwili zatrzymała się przed drzwiami, do których nigdy nie miała najmniejszej ochoty pukać.
Kiedy usłyszała zaproszenie, weszła do środka i poważnym tonem przemówiła do zaskoczonego pana Wintera.
— Panie dyrektorze, w szkole jest wariat.

— Wiecie co? — spytała Dagmara swoich przyjaciół następnego dnia. — Gdyby nie ta heca z duchami, to całkiem porządny facet by z niego był.
Razem z Mikko i Lennym siedziała na schodach w holu. Pałaszowali ciasteczka przywiezione przez siostrę Leonarda, która, ku jego wielkiej uldze, rankiem pojechała do domu.
— Jeszcze dodaj, że jest przystojny, to uznamy wszystkie plotki o was za prawdę — powiedział Lenny.
— Lenny, nawet ty nie jesteś taki naiwny.
Poprzedniego wieczoru, kiedy opowiedziała dyrektorowi o rzekomych przewinieniach Iwana — rozsiewania plotek o nawiedzających szkołę duchach, straszeniu uczniów, streściła nawet jego nieistniejące opowieści o bliskim spotkaniu ze zjawą — ku jej uldze i zaskoczeniu stary pan Winter uwierzył w każde słowo. Szczęśliwie, pan Konstantyn Lagrański był jeszcze w szkole i, z małą pomocą uroku osobistego Dagmary, udało się go przekonać, że jego wnuk najwyraźniej cierpi na wielką tęsknotę za rodzinnym domem i bardzo potrzebuje czegoś, co pozbawi go ponurych myśli.
Mina Iwana, kiedy dziadek oznajmił, że na pół roku wyjeżdżają do rodziny daleko na wschodzie, była bezcenna. Dagmara była przy tym i stwierdziła, że jej żądza zemsty nie została zaspokojona, ale lepsze zesłanie na Syberię niż nic.
— Nie uważacie, że mamy teraz ważniejszy problem? — zagadnął Mikko, wycierając okulary.
— Niby jaki? — spytał Lenny, jednocześnie przeżuwając ciastko.
— Jonatan.
Już kilka dni wcześniej Dagmara zwróciła uwagę na fakt, że Jonatan zachowuje się dziwnie: nie przebywa z nimi tak często, jak dawniej; stał się skryty i milczący, a jeśli któreś zwróciło mu uwagę, że się od nich oddala, bagatelizował sprawę. Przegapił nawet całą aferę z duchami.
Lenny nieco się zmieszał, bo pochłonięty przygotowaniami do roli wymoczkowatego księcia, sam przestał zwracać uwagę na swojego przyjaciela.
— W zasadzie to myślę, że powinniśmy… O, o wilku mowa.
Rzeczywiście, z jadalni właśnie wyszedł Jonatan. Uśmiechał się lekko i był tak zamyślony, że gdyby nie siedzieli na schodach, zagradzając tym samym drogę na piętro, w ogóle by ich nie zauważył.
Zanim jednak zdążył się odezwać, coś napadło na Dagmarę i mocno przytuliło ją do siebie.
— Ała… Sanna-Leena, zejdź ze mnie…
Sanna-Leena ani myślała jej wypuścić, tylko trajkotała coś o wielkim szczęściu i cudownym wydarzeniu. Dopiero po chwili, kiedy Dagmara, niby to przypadkiem, wbiła jej łokieć w bok, wróżbitka wstała i, ku zdumieniu wszystkich, uściskała również Jonatana.
— Tak się strasznie cieszę! Właśnie mi powiedziała!
Jonatan wydawał się nieco zakłopotany, a reszta jego przyjaciół nie miała zielonego pojęcia, o co chodzi.
Pierwszy ze zdumienia otrząsnął się Lenny.
— Sanna-Leena… Możesz wreszcie powiedzieć, o co chodzi?
Nie przewidział jednak, że rozentuzjazmowana wróżbitka przytuli również jego.
— O Hannę! I Jonatana! — wykrzyknęła mu do ucha i rzuciła się, żeby wyściskać Mikko.
— Co? — wykrztusił Lenny. — Ty i bliźniaczka?
Jonatan wydawał się jeszcze bardziej zmieszany, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.
— No… tak, jesteśmy razem.
Sanna-Leena popatrzyła na nich wszystkich z takim zachwytem, że nikt nie miał wątpliwości, jak bardzo cieszy się ze szczęścia przyjaciółki.
— Teraz będziemy jak taka jedna wielka rodzina, prawda?
Dagmara stłumiła śmiech i spojrzała na obraz Nicholasa Flamela, który wisiał na ścianie w holu, tuż obok portretu Nostradamusa.
Mistrzu Flamelu, uchroń mnie, proszę, od przesiąknięcia jej głupotą.
Gdyby obraz umiał mówić, zapewne powiedziałby, że jest już na to za późno.

***

Czy jest jakiś sens, żebym się tłumaczyła z kulawego zakończenia?
Miało to wyglądać zupełnie inaczej, ale baardzo skróciłam tę historię, bo już dawno zaczęła mnie męczyć. Za to jestem strasznie szczęśliwa, że wreszcie udało mi się coś skończyć. W sobotę będzie jeszcze krótki epilog i to by było na tyle :)
Mam nadzieję, że opowiadanie było chociaż przyzwoitym odmóżdżaczem, bo pod innymi względami nawaliłam.

14 komentarzy:

  1. Wcale nie uważałam, abyś nawaliła. Wręcz miałam pewien sentyment do tej historii, ale skoro tak bardzo się z nią męczyłaś, to i tak wybrałaś lepsze wyjście niż zawiechę. Troszkę szkoda, no ale grunt, że dobrnęłaś do końca.
    Będę tęsknić za marudzącą Dagmarą i roztrzepaną, ale bardzo pozytywną Sanną-Lenną. Będę też tęsknić za Mikkiem, Lennym i psocącymi duchami. Stworzyłaś naprawdę fajnych bohaterów, i mimo że opowiadanie było tak krótkie, zdążyłaś dość dobrze rozwinąć ich charaktery i uczyniłaś je pełniejszymi bohaterami, nie jedynie płaskimi tekturkami, różniącymi się od siebie tylko imieniem. Łatwo było odróżnić, kto jest u ciebie kim, łatwo też było lubić daną postać bądź nie. Tak, kreacja postaci zdecydowanie ci się udała.
    Fabuła też była interesująca i choć na samym początku opowiadania zdarzały mi się chwile sceptycyzmu, jak zawsze, gdy zaczynam czytać coś nowego, to jednak bardzo szybko się do tej historii przekonałam, mimo, że nie jest to ff HP. Cieszę się, że miałam okazję czytać to opowiadanie, mówię to całkowicie szczerze. Jesteś wobec siebie bardzo krytyczna, ale ja jako postronny czytelnik nie jestem świadoma twoich dylematów czy problemów w pisaniu (no, tylko tyle, ile narzekałaś na gadu xD), bo widzę dopiero efekt końcowy, a ten zawsze mnie zadowalał na tyle, że nie widziałam potrzeby czepiania się jakichś szczegółów.
    Cieszę się bardzo, że Dagmara nie działała zgodnie z planem, a mimo wszystko starała się kombinować i zarazem chciała upiec dwie pieczenie na jednym ogniu; odegrać się i na duchach, i na Lagrańskim. Każda ze stron przedstawiała sytuację zupełnie inaczej i jako że ciężko byłoby jej dojść do tego, kto mówi prawdę, a kto ściemnia, postanowiła dogryźć wszystkim, bo jakby na to nie patrzeć, i duchy, i Lagrański, sporo namieszali. Jestem ciekawa, jak wyglądało to ich wyjaśnianie sobie wszystkiego xD.
    Ciekawe, czy teraz w szkole nastanie spokój, czy duchy nadal będą psocić, wściekłe, że potraktowano je w taki sposób. Niemniej jednak, ciekawe też, kto puścił w obieg ploty, że Dagmara miała romans z Iwanem; mogę tylko przypuszczać, że duchy.
    Ogólnie jednak mam wrażenie, że skończyło się całkiem miło. Zostaje tylko czekać na epilog, może w nim rozjaśnisz ostatnie wątpliwości.
    Naprawdę mi się podobało ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łojej, dziękuję za tyle miłych słów.
      Cieszy mnie, że opowiadanie Ci się podobało pomimo tylu defektów :) Też uważam, że lepiej zrobiłam skracając fabułę niż rzucając to w cholerę, jak wielokrotnie chciałam zrobić.
      Dylematy i problemy w pisaniu? Dużo ich xD Zbyt szybko się nudzę, tworzę zbyt rozwlekłe fabuły i mogłabym wymieniać do rana.
      Bohaterów uważam za najbardziej udanych w tym opowiadaniu i żal mi się z nimi rozstawać. W zasadzie to po przeczytaniu Twojego komcia wpadłam na pomysł, że mogłabym napisać tę historię jeszcze raz. W całkowicie innym miejscu i czasie, ale z tymi samymi bohaterami :)
      Dagmara raczej nie jest osobą, która zastanawiałaby się, komu wierzyć. Według niej wszyscy kłamali, więc odegrała się na każdym.
      Przyszłość duchów wyjaśni się w epilogu, a co do plotki, to nie one. Wszyscy widzieli, jak Dagmara oblewa Iwana, więc każdy wymyślił sobie własny powód takiego zachowania xD

      Usuń
    2. Mi się podobało ;). I cieszę się, że dobrnęłaś do zakończenia bez zawiechy :).
      No, bohaterowie na pewno się udali ^^. Hej, co ty na to, aby napisać drugą część dziejącą się np. rok później czy coś? Z tymi samymi postaciami, ale w innym miejscu? No chyba, że bardzo chcesz całkiem od nowa ^^.

      Usuń
    3. Raczej całkiem od nowa. Wywaliłabym tę pseudoszkołę i zamiast nocy polarnej byłby dzień polarny xD Ale to za parę miesięcy, teraz biorę się za coś innego.

      Usuń
  2. Alealealeale... ja kto koniec? :( To nie będę z Lennym, bo opowiadanie się skończyło? Och!!
    E tam, wcale nie nawaliłaś, pojawiły się zaczątki bardzo fajnego świata - może kiedyś znajdziesz chęć, wrócisz i go dopracujesz i będzie naprawdę kawał fajnego, fantastycznego opowiadania.
    Jedno, co głupio wyszło, to z tym Jonatanem, w sensie, taka trochę postać z kapelusza, bo na początku jest, że się z nimi przyjaźnił, potem go nie ma przez większość rozdziałów, może raz przewija się jego imię, a tu nagle, na sam koniec. Przez chwilę drapałam się po głowie, co to za Jonatam. Dobrze by było mu dać jakieś takie epizody w głównej akcji, żeby po prostu przeszedł nam przez scenę, to zawsze by się go zapamiętało.
    Fajny finał, tylko zastanawiam się, na jakiej zasadzie działało to, że duchy dały się złapać w siatkę. Nie mogły przez nią przeniknąć, czy coś?
    Z uwag technicznych, to z mojej strony jest to:

    Mi możesz powiedzieć, nie krępuj się, Daga — oznajmiła, wlewając do kubka herbatę, która wylądowała na spodeczku, a nie na podłodze. - Tego zaimka w tej formie nie powinno się wstawiać na początku zdania. Najsłynniejsza anegdota z tym, co ktoś mówi A mi się śniło...., a druga osoba odpowiada Jakie znowu misie? Także myślę, że tu bardziej wskazane byłoby mnie.
    Od kiedy pozbył się zbroi rycerza wrócił do swojego zwykłego humoru. - Nie jestem zupełnie przekonana, czy człowiek może wrócić do swojego humoru; humor może mu się zmieniać, więc to bardziej on przychodzi i odchodzi, jak mu się zachce.
    Za nim dreptał Mikko, który upominał przyjaciela, że nie powinien się tak rozdzierać. - Drzeć albo wydzierać byłoby tu bardziej na miejscu, według mnie. Rozedrzeć może się materiał, człowiek chyba nie bardzo... jak to sobie wyobrazić, to trochę makabryczne - dwie ludzkie połowy, trzymające się na paru nie dorwanych ścięgnach gdzieś nieco poniżej miednicy. Brr. Dlatego też, kiedy mówi się, że jakaś osoba jest rozdarta, nie chodzi o to, że krzyczy jak opętana, tylko że nie wie, co zrobić, jakby dwie osoby/uczucia/idee ciągnęły ją, każda w swoją stronę. Dwie albo więcej, rzecz jasna :)
    Trudność polegała na tym, że nawet w tej chwili zjawy mogły siedzieć z nią w łazience, a ona nijak nie mogła tego sprawdzić, a co dopiero mówić o przegonieniu ich. - :)
    ?
    Tak, jak przypuszczała, za drzwiami stał Lenny. - Ten przecinek bym usunęła.
    Zaraz pójdę i opowiem wszystkim, jakie macie przywidzenia — zagroziła, ale nawet nie ruszyła się, aby wstać z łóżka. Moim zdaniem wystarczyłoby napisać, że nawet nie ruszyła się z łóżka; jeżeli wziąć to zupełnie na logikę, to co napisałaś nie jest błędne, ale ze względów powiedzmy estetycznych języka formy jaką jest opowiadanie chyba lepiej byłoby już tego nie rozdrabniać.
    Dziewczyna podniosła głową znad książki, za którą zdążyła się już schować. Literówka.
    Dagmara podejrzewała, że [jej] współlokatorka wcale nie czyta, a jedynie próbuje przemyśleć sobie wszystko, czego się dowiedziała. - Wiem, że wiadomo, że Sanna-Leena jest współlokatorką Dagmary, a nie Lenny'ego na przykład, ale jednak bez tego przyimka jest jakaś pustka; być może ma to związek z tym, że jak myślisz o współlokatorce, no to jednak ona musi być czyjaś, na to wskazuje ta cząstka "współ". Albo może to tylko moje wrażenie. Niemniej, zostawiam pod rozwagę :)
    Jego zwykle opanowany wyraz twarzy zmienił się w zdenerwowanie. - Nie jestem zupełnie przekonana, czy wyraz twarzy może być opanowany...
    — Nie skręciłam nogi przez duchy, tylko przez ciebie — powiedziała dziewczyna, kładąc nacisk na ostatnie słowo. - Literówka, i na mój gust brakowało tam przecinka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i co, Lagrański? Nie jesteś już taki odważny, jak wcześniej? - Nie jestem pewna, czy ten przecinek powinien tu być.
      Jakby nie ta heca z duchami, to całkiem porządny facet by z niego był. - Jeżeli jakby, to chyba byłby, bo to tryb przypuszczający. A poza tym, zastanawiam się, czy może nie byłoby lepiej, żeby to jakby zamienić na gdyby... Ale to tylko taka luźna uwaga.
      Nadal nie wierzę, że to koniec :(((
      Pozdrawiam
      O, o, chciałam jeszcze zapytać, czy ten szablon się czasem trochę nie zmienił? Fajnie się prezentuje :D

      Usuń
    2. Jak zwykle dziękuję za wypisanie błędów. Rozdzieranie się to chyba wynik mojego przyzwyczajenia językowego... jak zresztą kilka innych dziwnych wyrażeń w tym opku xD
      Jeśli Cię to jakoś pocieszy (pewnie nie) to chyba napiszę drugą wersję, w całkiem innej scenerii, ale bohaterowie zostaną tacy sami. W tym i Lenny xD
      Brak Jonatana to niestety efekt skrócenia fabuły do minimum. Gdzieś tam się pojawił, chyba przy wypadku Hanny, ale to jednak trochę mało. Co do siatki, to masz rację, duchy nie mogły przez nią przeniknąć.
      Szablon się trochę zmienił. Potrzebowałam odświeżenia, a nie chciało mi się robić całkiem nowego :)
      Dziękuję za komentarz i idę zastanowić się nad błędami.

      Usuń
    3. LENNYYYYYYYY <3

      Usuń
  3. Świetny rozdział, nie narzekaj, bo nie masz na co :P Znaczy rozwiązanie konfliktu jest trochę naiwne, ale dla lekkiej historyjki jak Noc jest w sam raz :D No i kwakwaki to od dzisiaj moje nowe ulubione hasełko :D A dwie ostatnie linijki są świetne i pięknie zamykają historię, jako że pierwszy rozdział właśnie w ten sposób się zaczynał (ha! zauważyłam! widzisz, jakiego dobrego masz we mnie czytelnika? :P)
    Ale ja nie mogę uwierzyć, że to już koniec. A właściwie to taki koniec-nie koniec, bo jeszcze epilog, ale jeśli dobrze pamiętam, to tam będą duszki, a nie mój słodziak Mikko, no i mój drugi, nieco mniej słodziachny (ale tylko NIECO) Lenny ^^ Więc już nigdy więcej Mikko i Lenny'ego, i Jonatana, i Dagmary, i Sanna-Leeny... Ale jak to tak? Teraz mam poopowiadaniowego kaca i nie będę czytać nic innego, no bo jak to tak? Kac, żałoba i koniec kropka.
    I pojawił się Flamel i Nostradamus; jej! Uwielbiam takie smaczki <3 I szablonik śliczny, ale to już mówiłam. A Jonatana i Hanny się nie spodziewałam o.O Przypomnij mi jeszcze, Hanna to ta bliźniaczka, która chciała być alchemiczką?
    Ja przepraszam, że mój komentarz taki nieskładny, ale za dużo emocji się we mnie teraz kłębi, żebym mogła powiedzieć coś z sensem. Póki co jest tylko sęs ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie narzekam, bo rozwiązanie jest takie naiwne. Wiesz, po tym opku już nigdy nie zacznę niczego pisać bez znajomości zakończenia xD
      O jak się cieszę, że to zauważyłaś <3 Uwielbiam, jak w zakończeniu jest nawiązanie do początku xD

      Teraz mam poopowiadaniowego kaca i nie będę czytać nic innego, no bo jak to tak? Almarianie już płaczą. WSZYSCY. No i jak ja mam im to wytłumaczyć?!

      Tak, to ta niespełniona alchemiczka :)

      Usuń
    2. No i co z tego? To było lekkie opowiadanie, więc ma lekkie zakończenie, przecież nic w tym złego. Aha, tak jak ja nigdy nie opublikuję czegoś, czego nie będę miała konkretnego zapasu xD
      Zauważyłam i bardzo mi się to spodobało. :)

      No to niech nie płaczą, bo zanim ich zacznę czytać, to żałoba już się skończy.

      W ogóle to eeeeej, myślałam, że już zastanę epajlog xD

      Usuń
  4. Ja tam wcale nie uważam, abyś w jakimś stopniu nawaliła. Opowiadanie bardzo mi się podobało, chociaż szkoda, że postanowiłaś je skrócić. W każdym razie gratuluję, że dotarłaś do końca. To zasługuje na pochwałę ;)
    Zdecydowanie będzie mi brakować twoich bohaterów. Wszystkich, ale najbardziej chyba tej kochanej marudy - Dagmary. Z nią nudzić się nie dało. Każda z postaci miała swój wyjątkowy charakter. Nie były szare i oklepane. Nie, one wręcz żyły własnym życiem. Za to też należy ci się wielki ukłon.
    Może nie zakończyłaś tego w jakiś bardzo ambitny sposób, który zmusza do myślenia i sprawia, że nocami spać nie można, bo się kombinuje o co tak naprawdę chodziło, ale mi się naprawdę podobało. Zdecydowanie będę tęsknić za tą historią. Ale z tego, co dostrzegłam powyżej - wspomniałaś, że planujesz inną wersję z tymi samymi bohaterami i to mnie pociesza. Będzie fajnie za jakiś czas znowu do nich wrócić.
    Pozdrawiam i czekam na epilog!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :)
      Mi też będzie brakować bohaterów, bo uznałam, że wyszli mi dość dobrze.
      Niestety opowiadanie już dawno zaczęło mnie denerwować, więc postanowiłam okroić to do najważniejszych wydarzeń.
      Nowa wersja będzie, ale to w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, na razie zabieram się za coś innego :)

      Usuń
  5. Jest mi po prosto bardzo smutno z powodu zakończenia Twojego opowiadania - uwielbiam Twoje poczucie humoru, które przemycałaś do wypowiedzi i zachowań bohaterów, niebanalne wykreowane postacie oraz ciekawą, chociaż szkoda że okrojoną, fabułę. Żal mi rozstawać się z Sanna-Leeną (fragment o rozlewaniu herbaty mistrzowski :>), Mikko, Dagmarą, Lenny'm, bliźniaczkami a nawet Iwanem czy Francescą i strasznie żałuję, że jednak nie postawiłaś na dłuższą wersję tej historii, chociaż rozumiem zmęczenie materiałem - sama wielokrotnie miałam podobnie. W każdym razie najważniejsze, że mimo wszystko udało Ci się zakończyć "Noc Polarną" i to w naprawdę świetnym stylu.
    Najbardziej z tego wszystkiego żal mi Iwana, który został zesłany na daleki wschód, no ale nie mogę napisać, żeby sobie nie zasłużył. Dobrze, że przynajmniej Dagmara dodatkowo nie skazała go na pobyt w klatce, tym samym również duchy nie były górą.
    Jonatan i Hanna razem? Tego się nie spodziewałam!
    Jestem bardzo ciekawa epilogu, więc już lecę go czytać :D

    OdpowiedzUsuń

Nie akceptuję spamu. Żadnego.
Reklamy kasuję, a spamiarzy ścigam.

Obserwatorzy