Na
granatowym nocnym niebie, rozświetlonym tysiącami gwiazd, półprzeźroczyste
sylwetki duchów były prawie niewidoczne.
Atmosfera
między towarzyszami była niemiłosiernie napięta. Podczas podróży praktycznie
nie odzywali się do siebie, w samotności rozpamiętując wszystko, co wydarzyło
się od kiedy ostatnio siedzieli w swoim ukochanym domu.
Jeszcze
nigdy nikt ich tak nie wykiwał. Zawsze ich misternie opracowany plan przynosił
ogromne zyski. Kto spodziewałby się, że banda dzieciaków, w dodatku w tak
banalny sposób, zrobi ich na szaro?
Może
następnym razem będzie lepiej, ale póki co powinni poczekać, aż sprawa nieco
przycichnie.
Na
zaśnieżonym trawniku w parku położonym niedaleko ich domu, pierwsi wylądowali
Roger i Anatol, dźwigający razem wielki kufer. Schowane w nim przedmioty
potrzebne w ich specyficznej „pracy” jeszcze nigdy tak nie ciążyły. Co było
dziwne, bo po oddaniu wszystkich skradzionych rzeczy skrzynia zrobiła się dużo
lżejsza niż zwykle. Zaczekali na Nataszę, która pilnowała, żeby dzieci nie
zostały z tyłu i już całą piątką ruszyli w dalszą drogę.
—
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej — rzekł dziarsko Anatol, chcąc nieco
rozładować atmosferę, ale widząc zaciętą minę Rogera, odpuścił sobie dalsze
próby.
Dopóki
nie dotarli do ulicy, przy której mieszkali od dobrych kilkudziesięciu lat.
—
Gdzie jest nasz dom? — spytała Marianna, grzeczna i przygaszona od kiedy
odsunięto ją od zadania.
To
samo pytanie zadali sobie wszyscy inni, bo zamiast starej, zrujnowanej chałupy
mieli przed sobą… śliczny mały domek.
W
świetle szaleńczo migających latarni — przez obecność duchów, oczywiście —
trudno było stwierdzić, jakiego jest koloru, ale na pewno nie był szarobury.
Szyby w oknach nie straszyły dziurami, komin nie był jedynie smętną stertą
cegieł, a dotąd nieobecny, kamienny płot wyglądał aż zbyt ładnie.
Oszołomione
duchy zostawiły kufer na śniegu i przeniknęły przez ścianę budynku, chcąc
obejrzeć, kto śmiał zbezcześcić ich ukochany dom.
—
Nie mogę w to uwierzyć — wycedził Roger przez zaciśnięte zęby. Reszta duchów
bez słowa oglądała, jak zmieniło się miejsce, które tak dobrze znali. —
Wypędzimy ich stąd!
Kiedy
towarzysze przytaknęli mu ochoczo, odwrócił się i głośno wrzasnął, dając upust
wściekłości.
Zawtórował
mu krzyk małego chłopczyka w piżamie w misie, który od dłuższej chwili z
otwartą buzią przyglądał się duchom fruwającym po salonie jego rodziców.
***
Dalej nie wierzę, że udało mi się to skończyć. Takie krótkie opowiadanie, a tyle razy po drodze chciałam to rzucić i zająć się czymś lepszym. Jest to pierwszy epilog, jaki kiedykolwiek opublikowałam - na kilka lat pisania jest to marny wynik, ale zawsze coś. Przynajmniej dotrzymałam postanowienia, że skończę coś przed dwudziestką.
Podczas pisania tego opowiadania nauczyłam się, że nie jestem osobą, która może pisać na spontana. Teraz mam kolejne postanowienie, czyli nigdy nie zaczynać niczego, jeśli nie znam zakończenia i przynajmniej zarysu głównego wątku.
A teraz najważniejsze, czyli podziękowania:
Przede wszystkim Lexi - za cierpliwe znoszenie mojego marudzenia i wątpliwości, za sadzenie kopów do dalszego pisania i przede wszystkim za to, że po tylu latach nie ma jeszcze dość mnie i moich coraz durniejszych pomysłów. A nawet jeśli ma, to świetnie się z tym kryje.
Dalej, highwaytohell - za wypisywanie błędów, chociaż nie musiała tego robić (i tutaj również muszę dodać: pozdrowienia od Lenny'ego!).
I wszystkim, którzy czytali i komentowali: Ginger Grant (Tobie też czasami marudziłam), Moni, Lebrun, Wellesie i jeśli byli jacyś anonimowi czytelnicy, to im też dziękuję.
Bardzo lubię bohaterów, których stworzyłam do tego opowiadania i ostatnio naszła mnie chęć na napisanie o nich czegoś jeszcze. Jednak zostaną tylko bohaterowie, wszystko inne (np. szkołę dla alchemików) wyrzucamy i powstanie coś całkiem innego. Tak samo noc polarna zmieni się w dzień polarny ;)
Ale to odległa przyszłość, bo na razie pracuję nad dużo większym i sensowniejszym projektem.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy znosili moje pisarzenie :)
A więc już całkiem koniec... No nic, zostaje czekać na twoje nowe opowiadanie, i kiedyś może faktycznie napiszesz też nową wersję tego? ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję napisania pierwszego epilogu ^^. Zaiste, jak na te kilka lat pisania to późno, ale lepiej późno niż wcale, co nie? Ja jeszcze nigdy nie pisałam epilogu ^^.
Szkoda, że był taki krótki, ale zarazem stanowi dobre nawiązanie do prologu, który z tego, co pamiętam, był w podobnym klimacie, bo też z perspektywy duchów.
Ale musiały być zaskoczone, gdy zamiast swojej ruiny zobaczyły normalny, zapewne odremontowany i już zamieszkały dom ^^. Nie było ich zaledwie kilka miesięcy, a tu proszę, ktoś im się tam wprowadził. Nie zazdroszczę tym nieszczęśnikom, jeszcze nie wiedzą, co ich czeka xDDD.
Ogólnie było bardzo fajnie. Naprawdę dobry, przyjemny epilog z przyjemnymi opisami. Zabawny podobnie jak i reszta opowiadania. Choć żałowałam, że nie ma tu nic o żywych bohaterach, czyli Dagmarze i reszcie, i tak mi się podobało ^^.
To koniec. *chlip, chlip* Nie masz wyjścia, po Almarianach musisz napisać Dzień Polarny, nie odpuszczę ci :P
OdpowiedzUsuńCzyli co? Noc będzie sobie tak tutaj wisieć z epilogiem? :< Bardzo się cieszę, że dobrnęłaś do końca i opublikowałaś swój pierwszy epajlog (gratuluję!), ale jakoś tak mi smutno, że to już koniec. Z drugiej jednak strony, po przeczytaniu R.A.B.-a też tak miałam, więc potraktuj to jak komplement :)
No i co teraz? Smutaśno :< Jak ja sobie będę umilać moje złe dni? Chyba tylko rozdziałami archiwalnymi :P Jak rozumiem blog wciąż będzie dostępny dla szerokiego grona czytelników; nie zamkniesz go, prawda? *grozi palcem*
Nie mogę powiedzieć, żeby epilog mnie zdziwił, bo wiedziałam, co się w nim wydarzy już od dawien dawna, ale czytało się go przyjemnie, chociaż bardzo szybko, bo był taki króciutki. No ale lepszy krótki epilog niż przeciągany jak lina w trakcie zawodów xD
Bardzo dziemkujem za takie imienne wymienienie pod epilogiem, jest mi niezmiernie miło. Normalnie aż się zarumieniłam *wstydniś* Kopy wciąż będziesz dostawać, nie bój żaby ;)
To jeszcze na koniec, żebyś sobie nie zapomniała: CHCE-MY DNIA PO-LAR-NEGO! CHCE-MY MIK-KO! CHCE-MY LENNY'EGO! CHCE-MY DNIA PO-LAR-NEGO!
Wiesz? Co do tego postanowienia o zakończeniu czegoś przed dwudziestką, to ja chyba też się dołączę. Mam teraz czternaście i to sześć niby jest masą czasu, ale znając siebie, już się obawiam. xd Tobie za to gratuluję ukończenia nocy polarnej, bo sama wiem, jak dużo pracy i wątpliwości dręczy cię przy pisaniu.
OdpowiedzUsuńNawet nie wiesz, jak miło mi się na sercu zrobiło, jak wymieniłaś mnie w twojej ostatniej przemowie na tym blogu. Nie spodziewałam się, a przez to zrobiłaś mi naprawdę miłą niespodziankę. Jestem zaszczycona.
Nie mów, że zakończenie jest kulawe, bo mnie strasznie się podoba. Chociaż uważam, że schwytanie duchów poszło Dagmarze nieco za łatwo, to i tak nie rzuca to cienia na całą historię, która jest wprost niesamowita! Nawet nie wiesz, jak mi smutno, że to koniec, dlatego cieszy mnie sam fakt, że rozważasz pisanie "Dnia Polarnego". Byłoby to z pewnością coś równie oryginalnego. Już się nawet doczekać nie mogę. Jedynce, czego ci nie odpuszczę, to odejście na jakiś czas. Już teraz masz mi zakładać następnego bloga na następne świetne opowiadanie. I nie słyszę słówka sprzeciwu, bo jak nie, to... Już ty sama wiesz, co. ;p
Kocham wszystkich bohaterów i będę za nimi tęsknić, ale przecież nie usuwasz bloga i zawsze mogę do nich wrócić. Życzę powodzenia i weny, weny i jeszcze raz weny na kolejne opowiadanie, o którym, mam nadzieję, zostanę powiadomiona.
Pozdrawiam, Wellesie
Z jednej strony strasznie mi żal żegnać się z tą historią i wszystkimi bohaterami, którzy z rozdziału na rozdział pozyskiwali moją wielką sympatię, a z drugiej muszę ci pogratulować, że udało ci się doprowadzić opowiadanie do końca.
OdpowiedzUsuńEpilog wypadł bardzo pozytywnie. Fajnie, że został napisany z perspektywy duchów, których tak między nami mówiąc, zrobiło mi się jakoś tak szkoda. Musieli przeżyć wielkie zaskoczenie i rozczarowanie, gdy zastali dom w takim stanie i to w dodatku z lokatorami! Oj, coś czuję, że ci ludzie długo miejsca tam nie zagrzeją.
Co mogę dodać? Po prostu dziękuję za wspaniałą przygodę, którą nam zapewniłaś rozpoczynając ta historię i życzę powodzenia w tworzeniu kolejnych.
Pozdrawiam serdecznie!
Przede wszystkim gratuluję zakończenia historii i cieszę się, że mimo tylu wątpliwości dotrwałaś do końca, dzięki czemu mogłam śledzić tę historię po sam epilog. Dziękuję Ci za rozrywkę, którą zapewniła mi lektura tego opowiadania, mogę z całą pewnością przyznać, że czytanie tutaj rozdziałów nie było stratą czasu - kapitalnie się przy tym bawiłam i nieraz uśmiałam. Bardzo mi będzie brakować nowości na "Nocy polarnej" i z niecierpliwością czekam na "Dzień polarny" lub jakiekolwiek inne Twoje opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńEch, i takim sposobem jesteś o jeden epilog dalej ode mnie - co prawda udało mi się skończyć dwa opowiadania, ale nigdy epilogiem xD Co do samej jego treści, dobrym posunięciem było napisanie go z perspektywy duchów, dzięki czemu wiemy, co u nich i że z pewnością nie zabraknie im teraz zajęcia. Po wszystkim przynajmniej będą mieszkać w odświeżonym domu, chociaż nie wiem, czy to akurat duchy, które pewnie chcą, by ich siedziba przykuwała jak najmniejszą uwagę, przyjmą za coś pozytywnego ;)
Życzę weny i chęci do pisania kolejnych równie świetnych historii i pozdrawiam serdecznie!
Akurat chciałam zabrać się za czytanie w zamian za komentarz, a tu patrzę (nareszcie weszłam, po nocy, ale to nic), a to koniec. Zaczekam w takim razie na nowe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuń