Trzy


Minęły już prawie dwa tygodnie września, a uczniowie wciąż podziwiali brak gustu i pomysłowości kogoś, kto zaprojektował wystrój ich nowej szkoły.
Dworek podzielony był na dwa segmenty. W jednym z nich znajdowały się sale lekcyjne i gabinety nauczycieli, a drugi, mniejszy, zajmowały sypialnie uczniów. Gdzieś w podziemiach była kuchnia, za to funkcję łącznika między segmentami sprawowała ogromna jadalnia, czy też sala balowa, jak woleli ją nazywać uczniowie. Z zewnątrz widać było jeszcze wielkie pomieszczenie z oszklonym dachem w kształcie kopuły, które służyło jako obserwatorium astronomiczne, jednak wstęp do niego mieli jedynie wróżbici, dla których astrologia była jednym z ważniejszych przedmiotów.
Każde z trzech pięter urządzone było w jednym kolorze. Trzecie, na którym mieszkały Dagmara i Sanna-Leena, biło po oczach jaskrawymi oranżami, począwszy od grubego, wełnianego dywanu wyścielającego korytarz, aż po zasłony w oknach. Dla odmiany, wnętrza pokoi utrzymane były na zmianę w zieleniach i niebieskościach. Nowe współlokatorki szybko odkryły, że są zgodne chociaż w jednej kwestii: ich korytarz zdecydowanie był najpaskudniejszy ze wszystkich, ale i tak miały szczęście, że nie mieszkały w pomarańczowym pokoju. Drugie i pierwsze piętro udekorowane były, odpowiednio, na niebiesko i zielono. Z kolei wszystkie klatki schodowe były brązowe.
Dagmara przez chwilę nasłuchiwała uważnie, czy nikt nie nadchodzi, po czym postawiła dwa parujące kubki na najbliższej komodzie przykrytej niebieską serwetką. Gdyby ktoś to zobaczył, zwłaszcza dyrektor, czekałaby ją nieziemska awantura.
— Meble na korytarzu są osobistą własnością pana Lagrańskiego! Nie wolno ich ruszać! — wrzeszczał pan Winter podczas kolacji drugiego dnia szkoły. Gdyby para pierwszaków, która urządziła sobie piknik na jednym z antycznych stolików wiedziała, jaką aferę wywoła, z pewnością wolałaby chodzić głodna.
A Dagmara na dzisiejszy wieczór miała już dosyć przejść z kucharką z popołudniowej zmiany. Kiedy dziewczyna przyszła do kuchni, żeby zagotować wodę na gorącą czekoladę, wielka i groźnie wyglądająca kobieta zaskoczyła ją falą pretensji.
— Jest piątek, wieczór, ciemno jak u Murzyna, a gówniarze oczywiście wszystko robią na ostatnią chwilę — mamrotała pod nosem, a kiedy uczennica wyszła, błyskawicznie zamknęła kuchnię, przemknęła przez hol i z piskiem opon odjechała wielkim, terenowym samochodem.
Dagmara uznała, że skoro nikt nie widzi, to może sobie na chwilkę postawić gorącą czekoladę na komodzie, zwłaszcza, że potrzebowała obydwu rąk. Wsunęła w spodnie niesforny brzeg błękitnej bluzki, który bez przerwy z nich wyskakiwał, i przeczesała palcami grzywkę. Włosy i bez tego wyglądały okropnie.
— Ta tutejsza woda — mruknęła dziewczyna, chowając do kieszeni małe, składane lusterko. Chociaż każdy pokój wyposażony był w łazienkę, co wieczór uczniowie musieli robić wyścigi pod tytułem Kto pierwszy w kąpieli, ten nie zamarznie, bo ciepłej wody nigdy nie starczało dla wszystkich.
A zimna i twarda woda nie należą do najlepszych przyjaciół włosów. I tak było cudem, że w tym starym budynku zawierającym przedpotopowe instalacje woda docierała aż na trzecie piętro.
Uznawszy, że wszystko jest z nią w miarę w porządku, Dagmara zastukała w jedne ze znajdujących się na korytarzu drzwi i błyskawicznie chwyciła dwa kubki z gorącą czekoladą.
Drzwi uchyliły się lekko, a potem szerzej, kiedy mieszkaniec pokoju zorientował się, kto za nimi stoi.
— Dagmara? Stało się coś? — spytał pan Mark Karevik, nauczyciel matematyki, wychylając z pokoju swoją rozczochraną, brązowowłosą głowę.
Dagmara zawahała się, próbując jakoś sensownie ująć, po co w ogóle tam przyszła.
— Zrobiłam gorącą czekoladę, wracałam z nią do pokoju, ale przechodząc tędy zaczęłam się zastanawiać, czy pojechał pan do domu na weekend i stwierdziłam, że jeśli nie, to może pan też napiłby się czekolady — wyjaśniła w końcu, uśmiechając się lekko.
Wszyscy wciąż mieli w pamięci scenę, która wydarzyła się kilka dni wcześniej, podczas jakiejś wyjątkowo trudnej lekcji. Pan Karevik, spokojny i niezbyt ruchliwy człowiek, przez całe czterdzieści pięć minut nadrobił trzy lata biernego siedzenia na ławce z tyłu sali: nie mógł powstrzymać się od nerwowego przeszukiwania kieszeni w swoim ubraniu, szuflad w biurku, a raz nawet wyszedł z klasy, co mu się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Nieco później Jonatan zauważył, że nauczyciel wraca z miasta trzymając pod pachą coś, co przypominało kilka tabliczek czekolady zawiniętych w reklamówkę.
— Gorącej czekolady akurat nie lubię, ale jak masz jeszcze inną sprawę, to wejdź — powiedział nauczyciel, otwierając szeroko drzwi.
Gabinet nauczyciela utrzymany był w pastelowych odcieniach zieleni. Pan Karevik najwyraźniej wyniósł część mebli, bo pomieszczenie było niemal puste – znajdowało się w nim jedynie sporej wielkości biurko i regał zapełniony książkami oraz segregatorami. Brakowało też ciężkich zasłon, wszechobecnych w innych pokojach, więc gabinet wydawał się przez to większy i jaśniejszy. Po prawej stronie znajdowały się drzwi do sypialni, za to Dagmarę najbardziej zainteresowała zawieszona na lewej ścianie ogromna mapa.
Podpis głosił, że jest to Laponia. Dziewczyna od razu zauważyła, że chodzi jedynie o region administracyjny Finlandii, bowiem kraina geograficzna o tej samej nazwie zajmowała jeszcze fragmenty czterech innych państw. Niebieską szpilką oznaczono na niej położenie szkoły, a czerwoną znajdujące się kilka kilometrów dalej miasteczko Rukatunturi. Nieco niżej duża, czarna kropka zwracała uwagę na położenie Rovaniemi, miasta świętego Mikołaja, a gruba kreska oznaczała koło podbiegunowe. Na mapie przeważały jednak puste, zielone tereny, licznie poprzecinane niebieskimi plamami wskazującymi położenie licznych w tej krainie jezior.
— Najpierw zrobiłaś dwie czekolady, a potem pomyślałaś sobie, że ja też bym się napił, tak? — spytał nauczyciel, siląc się na podejrzliwy ton. Swobodnie rozsiadł się na krześle za biurkiem.
— Nie, nie! — zaprzeczyła szybko Dagmara, odrywając się od studiowania mapy. — To miało być dla Mikko, ale stwierdziłam, że skoro i tak mam do pana sprawę, to mu wystygnie — wytłumaczyła się, siadając naprzeciwko nauczyciela.
Pan Karevik pracował w zawodzie dopiero od trzech lat, dlatego był jeszcze miły, uśmiechnięty i zawsze skory do rozmowy ze swoimi uczniami. W dodatku posiadał niezaprzeczalny dar do nauczania swojego przedmiotu i choć matematyka nie była ulubionym przedmiotem alchemików, tak do wykładowcy pałali ogromną sympatią.
Oprócz tego wszystkiego był też młody i bardzo przystojny, dlatego chyba w żadnym nauczanym przez niego roczniku nie było dziewczyny, która nie podkochiwałaby się w nim chociaż przez chwilę. Dagmara była zdania, że przeszło jej w pierwszej klasie, ale pewności nie miała żadnej.
— Więc jest pan… eee… ma się pan zająć obsadzaniem ról w tym przedstawieniu, tak?
Dobra, wciąż czuła się nieśmiało w jego obecności, ale przynajmniej nie czerwieniła się jak kretynka.
Karevik wzruszył ramionami.
— Tak zarządził pan dyrektor — odparł, wpatrując się w obłoczek dymu wydobywający się ze stojących przed Dagmarą kubków. Nagle złapał za pojemnik z długopisami i przestawił go, częściowo zasłaniając dziewczynie widok na leżące na biurku papiery. — A co, chciałabyś dostać rolę księżniczki Leonardy?
— Nie, nie! — ponownie zaprzeczyła Dagmara, czując się jak idiotka. Nigdy w życiu. — Osobiście uważam, że rolę księżniczki Leonardy powinien dostać Leonard — zachichotała.
Pan Karevik najwyraźniej też wyobraził sobie Lenny’ego w długiej, ozdobnej sukni i peruce ze złotych loczków, bo parsknął śmiechem.
— To byłoby ciekawe, pomyślę o tym — obiecał. — Więc jaką masz sprawę?
Dagmara sprawdziła ręką, czy jej kubek jest jeszcze choć trochę ciepły.
— Na pewno nie chce pan czekolady? — Pokręcił głową. — Czy jest jakaś szansa, żeby nie brać udziału w tym przedstawieniu?
Postanowiła wypalić prostu z mostu, zła, że jej sposób na podejście nauczyciela okazał się niewypałem.
Pan Karevik, który właśnie wyciągnął z szuflady grubą księgę i ułożył ją na biurku - znowu przysłaniając widok na papiery - zamarł, zaskoczony.
— Nie chcesz brać udziału w przedstawieniu? — spytał, nawet nie próbując ukryć zdziwienia.
Dagmara spodziewała się takiej reakcji nauczyciela. Po początkowej niechęci wywołanej wizją poświęcenia znacznej ilości wolnego czasu na odgrywanie jakiejś historyjki, o której nikt nawet nie słyszał, wśród uczniów zapanowała ogromna radość związana z faktem, że każdy zaangażowany w przygotowanie spektaklu będzie mógł liczyć na duże ulgi związane ze szkolnymi obowiązkami. Dagmara i Mikko, chyba jedyne osoby w szkole, które przeczytały „Noc polarną”, czyli dramat, który mieli wystawić, nie podzielali ogólnego entuzjazmu. Reszta najwyraźniej nie miała pojęcia o tym, jakie durne frazesy będzie musiała z siebie wyrzucić odtwórczyni księżniczki Leonardy, nie wspominając już o jej dzielnym rycerzu.
— To nie jest do końca tak, że nie chcę wziąć udziału — zaczęła ostrożnie dziewczyna. — Po prostu skusiłabym się na jakąś mniej odpowiedzialną rolę, może na przykład… robienie kanapek dla zmęczonych próbami aktorów?
— Nie! — Matematyk z hukiem zatrzasnął szufladę. — Dagmaro, wybacz, ale po zeszłorocznej wycieczce do Turku już nigdy nie zaangażuję cię do przygotowywania żadnego jedzenia.
— Ale wtedy to było specjalnie! — oburzyła się Dagmara. — Wtedy po prostu chciałam, żebyście już nigdy więcej nie poprosili mnie o przygotowanie kolacji…
Tak naprawdę to razem z chłopakami ciągnęli zapałki i Dagmara po prostu miała pecha. I to na pewno nie była jej wina, że w tym cudacznym aneksie kuchennym nie było porządnie zaostrzonego noża – właściwie był tam tylko jeden nóż, i to do masła. Tak, to nie przez nią kromki chleba miały pięć centymetrów grubości. Nie wspominając o pomidorach.
— No i odniosłaś zamierzony skutek. Już nigdy nie poproszę cię o nic takiego — uśmiechnął się nauczyciel. — Ale naprawdę nie chcesz brać udziału? Od rana było u mnie chyba z dziesięć dziewcząt, a listy powodów, przez które powinny zostać księżniczką Leonardą były tak długie, jak one wysokie i…
— Czytał pan ten dramat? — przerwała mu Dagmara, upijając łyk czekolady, która miała wyraźny zamiar za niedługą chwilę stać się lodowato zimna.
— No cóż, kiedyś, dawno temu — odpowiedział wymijająco Karevik. Po chwili nie wytrzymał nacisku spojrzenia swojej uczennicy i westchnął zrezygnowany. — To było tak beznadziejnie głupie, że nie przebrnąłem przez połowę pierwszego aktu — przyznał niechętnie.
— No widzi pan! — wykrzyknęła triumfalnie Dagmara. — Te wszystkie dziewczyny, które chcą zostać Leonardą, prawdopodobnie przeczytały jedynie opis z tyłu książki.
— Może to i prawda, ale pan dyrektor powiedział, że wszyscy macie zaangażować się w przygotowanie przedstawienia. — Jak widać, pan Karevik miał jedną wadę: był strasznie zasadniczy. — Jeśli nie chcesz grać, Dagmaro, to możesz zająć się, nie wiem, dekoracją, strojami, charakteryzacją, czymkolwiek — urwał, najwyraźniej zastanawiając się, czym jeszcze może zająć się ktoś, kto nie chce grać. — Oczywiście zabraniam ci robienia kanapek.
Dagmara zrobiła błagalną minę.
— Ale nie dałoby się…
— Nie — przerwał dobitnie nauczyciel. — Dyrektor zaprosił na ten spektakl każdego, kogo tylko się dało. Pana Lagrańskiego i jego wnuka, przedstawicieli Międzynarodowego Stowarzyszenia Alchemików, kogoś tam od wróżbitów, nawet kilkoro rodziców wyraziło chęć obejrzenia sztuki… Dagmaro, jakbym chciał, żeby ktoś na mnie patrzył proszącym wzrokiem, to kupiłbym sobie psa — dodał, a dziewczynie wydawało się, że odrobinę go zdenerwowała.
— Szkoda, że nie mógłby go pan trzymać w szkole, byłoby weselej — stwierdziła po chwili namysłu. Sama miała w domu dwa psy, jednak widywała się z nimi tylko w czasie wakacji i świąt, co często obydwie strony doprowadzało do frustracji.
— Nie mam jeszcze ochoty na kończenie kariery, a prędzej czy później ktoś z was nakarmiłby go jakimś chemicznym świństwem i wsadziliby mnie do więzienia za zamordowanie ucznia — uśmiechnął się pan Karevik, dając Dagmarze do zrozumienia, że chyba jednak nie przegięła. — A teraz przepraszam cię, ale mam jeszcze sporo pracy.
Dagmara kiwnęła głową, rzucając jeszcze ostatnie spojrzenie na papiery leżące na biurku nauczyciela.
— Przepraszam, że zajęłam panu tyle czasu — powiedziała, wstając i zabierając kubki z całkowicie zimną czekoladą. Kiedy nauczyciel oznajmił, że nic takiego się nie stało, pożegnała się i wyszła.
Niemal podbiegła do najbliższych schodów, usiadła na stopniu i wyjąwszy z kieszeni dżinsów sfatygowaną kartkę oraz mały, składany długopis, zaczęła notować jak oszalała.
Po chwili odetchnęła, spoglądając na swoje dzieło. Wszystkie matematyczne symbole i działania były do siebie dość podobne, ale chyba niczego nie zapomniała. Z zadowoloną miną wcisnęła kartkę z powrotem do kieszeni, wstała, po czym zaklęła głośno, widząc czyjąś stopę, która o mało nie rozdeptała niewinnego kubka z czekoladą.
— No i jak chodzisz? — rzuciła w stronę przybysza, który okazał się aż nazbyt dobrze znaną jej koleżanką Sanna-Leeny. — Cześć, Anna.
Wróżbitka jak zwykle ubrana była w prostą, grzeczną sukienkę z kołnierzykiem. Z tego, co zauważyła Dagmara, dziewczyny od wróżbitów nie nosiły właściwie nic innego: zmieniały się tylko kolory i długości, ale w tym też nie było zbyt wielkiego rozrzutu, bo barwy były stonowane – jedynie Sanna-Leena czasami wyróżniała się zielenią i  fuksją – a długości do kolan albo do ziemi.
— Robisz sobie piknik na schodach? — spytała złotowłosa, uśmiechając się w swój dziwny, niesympatyczny sposób. — A na imię mam Hanna — dodała, nie czekając na odpowiedź i odeszła w swoją stronę.
— Hanna? Z jakiej racji? — spytała Dagmara samą siebie. Przez cały czas była przekonana, że niezbyt przyjazna wróżbitka ma na imię Anna. W sumie obydwa imiona były do siebie tak podobne, że mogła źle usłyszeć. Pewnie Sanna-Leena po prostu używała skróconej formy.
Wzruszyła ramionami i wróciła do uczniowskiego segmentu.

— Sukces! — wrzasnęła, wpadając do pokoju chłopaków.
Odpowiedział jej jedynie głuchy trzask i głośny jęk Lenny’ego.
— Patrz, co przez ciebie zrobiłem! — rzucił po chwili chłopak, rozmasowując kciuk, w który przed chwilą uderzył się młotkiem. Być może było to świństwem w obliczu tragedii przyjaciela, ale Dagmara nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem na widok jego zbolałej miny. — Bardzo śmieszne — warknął Lenny.
— Lepiej idź z tym pod zimną wodę — poradził Mikko. Lenny wstał i posyłając Dagmarze groźne spojrzenie, zamknął się w łazience.
— Przyniosłam ci zimną gorącą czekoladę na pocieszenie! — krzyknęła dziewczyna, ciesząc się, że wreszcie może uwolnić się od kubków, z którymi biegała po całej szkole. — Na całe szczęście nie słyszę, co on tam mruczy — powiedziała do Mikko i Jonatana.
Porzucony młotek i smętnie wystająca ze ściany śrubka wskazywała na fakt, że Lenny postanowił w końcu powiesić swoją gablotę z motylami, czym groził od początku szkoły. Dagmara była ciekawa, czy spytał kogokolwiek o pozwolenie, ale jak go znała, to nawet o tym nie pomyślał. Do tej pory jedynie raz zdarzyło się, żeby nauczyciel zajrzał do pokoju dziewcząt – pod nieobecność Dagmary koleżanki Sanna-Leeny straszliwie hałasowały – a chłopcy nic nie mówili o tym, żeby ktoś u nich był, więc może nikt nie zauważy gabloty przymocowanej do ściany.
— Jaki sukces? — spytał w końcu Jonatan, przypominając dziewczynie, że po coś tam przyszła.
— A taki! — rzuciła triumfalnie, wyciągając kartkę i podtykając mu pod nos. Mikko odłożył czytaną książkę i podszedł do Dagmary.
— No nie żartuj sobie — rzucił, spoglądając na papier. — To jest cały nasz następny test?
— Nie wiem, czy cały, ale tyle było na kartce, która leżała na jego biurku — wyjaśniła Dagmara, przypominając sobie dziwaczne próby ukrycia przed nią zawartości papierów, które podejmował pan Karevik. — Może myślał, że nie zainteresuję się czymś leżącym na wierzchu.
W innych okolicznościach może przejmowaliby się, że oszukują, ale nie kiedy Karevik zapowiedział im sprawdzian z całej drugiej klasy, w której materiał był po prostu straszny. Dagmara podejrzewała, że udało jej się podpatrzyć jedynie małą część testu, ale lepsze było to, niż nic.
— Lenny już nie ma wymówki, żeby cię zabić za ten młotek, bo chyba ratujesz mu tyłek — stwierdził Mikko, analizując zadania przyniesione przez Dagmarę.
— Coś ty, musiałabym mu przynieść testy na cały rok, żeby przestał mi to wypominać… To ja już sobie pójdę — powiedziała szybko i wybiegła z pokoju, bo Lenny właśnie wyszedł z łazienki, odgrażając się, że będzie chodziła bez głowy za przyczynienie się do zamienienia jego kciuka w spuchniętego, pulsującego z bólu potwora.
Dagmara pomknęła na trzecie piętro. Po raz pierwszy od kilku dni czuła się spokojna: był piątkowy wieczór, nikt nic od niej nie chciał, rano mogła wstać, o której chciała… A może nawet gdzieś się wybierze? Do tej pory nie widziała niczego poza szkolnymi korytarzami i krajobrazem za oknem. Trzeba to zmienić. Lato niestety odeszło już bezpowrotnie, a temperatura już długo nie będzie taka, żeby wybrać się na spacer nie opatulonym w stertę grubych ubrań.
W dzień z wychodzących na północ okien widać było tundrę: rozległe równiny, w nielicznym miejscach przecinane kępami karłowatych drzew. Dagmara postanowiła, że następnego dnia pójdzie tam ze swoim aparatem fotograficznym: być może renifery nie wyruszyły jeszcze na południe i uda się jakiegoś uchwycić. Przez chwilę myślała, kogo ze sobą zabrać: w grę wchodzili jedynie Mikko i Jonatan, Lenny jeszcze zbyt długo będzie obrażony, żeby spędzać w jego towarzystwie więcej niż pięć minut.
Pełna optymistycznych myśli dotarła na trzecie piętro i pod drzwi swojego pokoju. Otworzyła je gwałtownym ruchem.
— Przepraszam, pomyliłam pokoje — powiedziała i zamknęła je z powrotem. Najwyraźniej w zamyśleniu otworzyła nie te drzwi, co trzeba.
Zaraz. Jak to nie te, co trzeba? Na tym piętrze były tylko jedne drzwi z przyklejoną karteczką „Królowa jest tylko jedna”, którą oczywiście zrobiła Sanna-Leena. Anna – a według najnowszych wiadomości, Hanna – często powtarzała, że Dagmara zachowuje się, jakby była królową całej szkoły, więc dla żartu wróżbitki postanowiły oznaczyć jej „komnatę”.
Dagmara policzyła do dziesięciu, po czym ponownie zajrzała do swojego pokoju.
W pomieszczeniu było chyba z dziesięć osób, z czego wszystkie siedziały wpatrzone w Sanna-Leenę, która stała na łóżku Dagmary z egzemplarzem „Nocy polarnej” w ręce i recytowała jakąś wyjątkowo durną kwestię księżniczki Leonardy. Oczywiście chichot wszystkich zgromadzonych prawie ją zagłuszał.
Dagmara przez chwilę stała i wpatrywała się w tę dziwaczną scenę.
Potem wyszła i z hukiem trzasnęła drzwiami.

Iwan Aleksandrowicz najzwyczajniej w świecie czuł się urażony.
To, że był młody, w żaden sposób nie upoważniało szanownego pana dyrektora do traktowania go protekcjonalnie. Nie upoważniało go to do odkładania spotkań z nim na bliżej nieokreślone kiedyś. Nie upoważniało go to do wygłoszenia mowy pełnej pretensji, kiedy Iwan Aleksandrowicz – zgodnie ze swoją wcześniejszą zapowiedzią – pojawił się w jego gabinecie w piątek o osiemnastej. I ta wątpliwej moralności dama goszcząca u dyrektora też nie miała powodu, aby wrzeszczeć tak głośno.
Najważniejsze było to, że dyrektor chciał mu wmówić, że to wszystko nie było jego sprawą. Iwan Aleksandrowicz po prostu poczuł się jak jeszcze jeden z uczniów, co było kompletnie absurdalne. Gdyby nie był ateistą, dziękowałby Bogu, że jego rodzice nigdy nie wpadli na pomysł posłania go do tak dziwnej szkoły. Albo szkół, bo podobno były dwie, co stanowiło kolejny absurd.
Wędrując korytarzami tej, pożal się… no, niech będzie Boże, szkoły, czuł coraz większy niesmak i irytację. To miejsce miało dla niego dużą, sentymentalną wartość, więc fakt, że miało zostać zbezczeszczone przez bandę niewychowanych małolatów stawał się coraz trudniejszy do zniesienia.
Niestety, dzieciaki zdążyły już odcisnąć swoje piętno na domu. Domu, który za kilka lat mógłby być jego, gdyby dziadkowi Konstantynowi Iwanowiczowi nie odbiło na starość. Bez wątpienia miało to duży związek z faktem, że ojciec i starszy brat Iwana Aleksandrowicza wyrzekli się rodziny. Dziadek najwyraźniej bał się, że jego drugi wnuk okaże się ulepiony z tej samej gliny, więc postanowił przerobić najcenniejszą rodzinną posiadłość na… hotel.
To tłumaczyło monotematyczny, paskudny wystrój korytarzy oraz obecność łazienki w każdym pokoju, jednak w żaden sposób nie wyjaśniało, dlaczego dziadek postanowił wynająć budynek akurat szkole, kiedy jego interes nie wypalił. Nie tłumaczyło to też, dlaczego te cholerne dzieciaki muszą tak strasznie trzaskać drzwiami i wrzeszczeć tak przeraźliwie głośno.
Skrzywił się, kiedy do jego biednych uszu dobiegł kolejny huk zamykanych drzwi i wybuch zdecydowanie zbyt głośnego śmiechu.
— Paskudne dzieciaki — mruknął, kiedy przebiegły obok niego dwie dziewczyny i o mało go nie potrąciły.
Zapomniał wół, jak cielęciem był, odezwał się cichy szept w jego głowie. Sam do niedawna byłeś uczniem.
Usilnie starał się zignorować głos sumienia, jednak miał w pamięci zbyt dużo wspomnień, w których sam biegał po tych korytarzach. Skoro już tam był, postanowił sprawdzić, czy północny balkon wciąż wisi na swoim miejscu i czy widok na tundrę i znajdujące się w oddali góry wciąż był taki fascynujący. Głosik w głowie upomniał go, że dzieciaki na pewno nie byłyby w stanie zrzucić balkonu, ale kto je tam wie. Pełen entuzjazmu ruszył więc na trzecie piętro, uważając, aby żaden biegający uczeń nie uszkodził jego drogiego surduta.
Gdy był już niemal na samym szczycie schodów i myślał, że nic więcej go tego wieczoru nie zdenerwuje, rozległo się łupnięcie, jeszcze głośniejsze, niż wcześniej. Wykrzywił usta w grymasie wściekłości i zamiast pójść w stronę tarasu, gwałtownie wkroczył w uczniowski korytarz, aby wymierzyć sprawiedliwość sprawcy zamachu na jego uszy. Ledwo jednak wyszedł zza zakrętu, zatrzymał się w pół kroku, bo zobaczył… anioła.
Rzecz jasna nie mógł to być prawdziwy anioł, bo skoro Bóg nie istnieje, to one też nie powinny. Znajdująca się przed nim osóbka była jednak tak przecudnej urody, że od razu zapragnął poznać jej imię i usłyszeć, bez wątpienia, cudowny głos. Anioł jednak nie zwrócił na niego uwagi: szybkim, pewnym krokiem ruszył wzdłuż korytarza, wpatrując się gdzieś w przestrzeń.
Iwan bliski był spanikowania. Jak miał zatrzymać anioła? Dziewczyna sama z siebie nie zwróci na niego uwagi, zresztą on nie należał do mężczyzn, którzy na to czekają. Zebrał się na odwagę dopiero w ostatniej chwili, kiedy nieznajoma była już prawie na schodach.
— Przepraszam! — zawołał. Dlaczego miał taki zachrypnięty głos? Przecież jeszcze przed chwilą mówił normalnie. Anioł odwrócił się w jego stronę, spoglądając pytająco, a ośmielony Iwan podszedł nieco bliżej.
— Przepraszam, że panienkę niepokoję, ale obawiam się, że mam problem — zaczął, próbując na poczekaniu wymyślić,  z czym ma kłopot. W ładnych, zielonych oczach anioła pojawiło się zaciekawienie.
— Czy mówi pan po fińsku? — spytała po chwili niepewnie dziewczyna.
Iwan miał ochotę walnąć głową w ścianę. Tak zaaferowany urodą anioła nawet nie zauważył, w jakim języku do niej zagadał, z automatu założył, że dziewczyna zna rosyjski. Czy on mówił po fińsku? Chyba tak, w końcu niespełna kwadrans wcześniej krzyczał na dyrektora. I dyrektor krzyczał na niego.
Jednak teraz z najwyższym trudem przypominał sobie najprostsze słowa.
— Oczywiście — wydukał po chwili, mając nadzieję, że rozmówczyni zrozumie coś z jego bełkotu. — Przepraszam panienkę, z przyzwyczajenia zacząłem mówić w ojczystym języku — pokajał się. Przestań bredzić, bo zanudzisz ją na śmierć.
Anioł skinął głową, ale Iwan odniósł wrażenie, że jest nieco nie w humorze. Przykro było oglądać grymas niezadowolenia na takiej ślicznej twarzy.
— Chyba miał pan jakiś problem — przypomniała dziewczyna po chwili milczenia, podczas którego Iwan gapił się na nią jak cielę na malowane wrota.
— Ach tak! Panienka wybaczy, jestem dziś dość rozkojarzony — wytłumaczył się Rosjanin, przyglądając się jej uważniej. Dziewczyna wyglądała dość poważnie, chociaż długie, gęste blond włosy łagodziły jej urodę. Iwan założył więc, że musi być uczennicą którejś ze starszych klas.  — Szukam kogoś, kto spróbuje mi wytłumaczyć zawiłą strukturę tej… placówki. Pan dyrektor niestety jest zbyt zajęty, a do tej pory napotkałem jedynie wrzeszczące i biegające dzieciaki, panienka jednak wygląda na dość rozsądną osobę — dodał szybko. Miłych słów nigdy za wiele.
Dziewczyna wydawała się zaskoczona.
— To pan nie jest jednym z nauczycieli wróżbitów? — spytała, nerwowo poprawiając mankiety przy niebieskiej koszuli.
— Oczywiście, że nie, a kogo panienka miała na… — Nie do końca wiedział, kim są wróżbici, ale przestał się tym przejmować, kiedy zauważył, że przecież się nie przedstawił. — Ależ gdzie się podziały moje maniery! — zreflektował się, pełen nadziei, że dziewczyna nie uzna go za wariata. — Nie podałem jeszcze swojego imienia. Lagrański — przedstawił się, podając rękę aniołowi. — Iwan Aleksandrowicz.
— Lagrański? — powtórzyła dziewczyna, zastanawiając się nad czymś. Niepewnie uścisnęła jego dłoń. — Zaraz… Czy pan nie jest właścicielem tego budynku? — spytała, otwierając szeroko oczy.
Gdyby Iwan nie miał już kilku okazji do przekonania się na własnej skórze, że kłamstwo ma krótkie nogi, zapewne powiedziałby, że jest tylko zwykłym przechodniem, dostawcą jedzenia do stołówki, czy kimkolwiek innym. Z dużym żalem postanowił jednak się przyznać, chociaż oznaczało to, że anioł prawdopodobnie zacznie odnosić się do niego z większym dystansem.
— Nie, ja nie — odpowiedział, a dziewczyna wyraźnie się odprężyła. — Ale jest nim mój dziadek — dodał.
Anioł wyraźnie wydawał się zaskoczony i zakłopotany. Iwan miał wrażenie, że zastanawia się, jak powinna się zachować i odniósł niemiłe wrażenie, że najchętniej by uciekła.
— Więc chciałby się pan dowiedzieć czegoś na temat szkoły, tak? — spytała po chwili, najwyraźniej odzyskując pewność siebie.
— Nie mógłbym pozostać ignorantem w tak istotnej sprawie — zapewnił Iwan. — Ale najpierw chciałbym poznać panienki imię — dodał, uśmiechając się lekko.
— Dagmara — przedstawił się anioł, a Iwan uznał, że nie ma ładniejszego imienia. — Larsson.
— Larsson? — spytał zaskoczony Rosjanin. — Z tych Larssonów, którzy w ubiegłym roku otworzyli w Norwegii Muzeum Rzeźb Lodowych?
— Nie, ja z pochodzenia jestem Szwedką — poprawiła go Dagmara. — Chociaż całe życie mieszkam w Finlandii. Ale wydaje mi się, że moje nazwisko jest dosyć popularne.
— Może nawet panienka nie wiedzieć, że jest z nimi spokrewniona — zasugerował Iwan. Dziewczyna uśmiechnęła się niepewnie, po raz pierwszy, od kiedy rozmawiali. — Czy zna panienka jakieś miejsce, w którym moglibyśmy porozmawiać? Trochę się tutaj pozmieniało, ale wolałbym nie stać na korytarzu.
Dagmara zmarszczyła czoło, najwyraźniej zastanawiając się, gdzie mogliby pójść.
— Obok północnego tarasu są fotele. Może tam przejdziemy? — zaproponowała po chwili.
Iwan skinął głową, zadowolony, że wieczór nie do końca okazał się stracony.
— Cokolwiek panienka zaproponuje.

***

Wybaczcie mi długość tego rozdziału, ale nie mogłam ostatniej sceny wyrzucić do następnego, bo rozwaliłabym cały plan.
Jeżeli ktoś uznał Iwana za wariata, to miał rację. Stężenie wariatów w tej historii rośnie chyba zbyt szybko. Długo zastanawiałam się, czy wprowadzać tę postać i w jakiej formie, w końcu wyszło mi coś takiego. Mam nadzieję, że nie uciekniecie przez niego z krzykiem ^^
Ten rozdział był ostatnim pisanym pod hasłem "byle to szybciej skończyć i zabrać się za inną historię". Pośpiech zdecydowanie szkodzi tekstowi, a pomysły nie zające. Poczekają.

24 komentarze:

  1. Mam nadzieję, że będę pierwsza *_____* Nie, pewnie już nie, bo co chwilę ktoś mi przeszkadza :<
    "Kiedy dziewczyna przyszła do kuchni w celu zagotowania wody na gorącą czekoladę, wielka i groźnie wyglądająca kobieta zaskoczyła ją falą pretensji." - to 'w celu' brzmi wg mnie trochę sztucznie, nie możesz tam po prostu wcisnąć 'żeby'?
    "Nie tłumaczyło to też , dlaczego te cholerne dzieciaki muszą tak strasznie trzaskać drzwiami i wrzeszczeć tak przeraźliwie głośno." - a tutaj ci przecinek z lekka ześwirował ;)
    Co ja mogę powiedzieć na temat tego rozdziału? Żebyś nie narzekała, bo długość jest w sam raz; każdy kolejny mógłby być takiej długości *_*
    Noc podoba mi się coraz bardziej. A skoro wszyscy szaleją za Lennym, to ja będę wzdychać do Mikko, o!
    No i wreszcie pojawił się Iwan! Iwan jest genialny, poważnie, mam nadzieję, że w następnych rozdziałach będzie go więcej. Szczególnie w scenach z Dagmarą, blondynką, która dla mnie chyba już zawsze będzie szatynką xD
    A Karevik (dobrze napisałam?) wydaje się być fajnym nauczycielem, z jednej strony wyluzowanym, ale z drugiej zasadniczym. Normalnie, nauczyciel idealny ^^ No i wspomniałaś o psiaczkach <3
    A pomysły może nie zające, za to króliki jak najbardziej. Ani się obejrzysz, a z dwóch robi się cała gromadka.
    Agrrr, znowu coś chcą >< Jak sobie przypomnę coś ważnego, to niezwłocznie komentarz uzupełnię ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za wyłapanie błędów ;) Oczywiście poprawiłam, nie wiem, czemu mi ta spacja tak zaszalała xD
      Naplawdę długość jest w porządku? Bo myślałam, że nie doczytacie do końca ^^
      Wzdychaj do Mikko. Mikko jest remmowaty, więc jak najbardziej nadaje się na obiekt westchnień :D
      Oj, no bo ja namieszałam. Dagmara stała się blondynką tylko dlatego, że nie mogłam znaleźć ładnej szatynki. Na początku była całkiem czarna, ale za dużo tych czarnych głównych bohaterek w moim wykonaniu ^^
      Karevik, oprócz tego, że jest wyluzowany i zasadniczy, to jest jeszcze straaaaasznie naiwny xD
      Ja jestem chora, jak gdzieś nie wcisnę psiaków ^^
      To ja już mam całą rodzinę królików -_-

      Usuń
    2. Nie ma za co :)
      Tak, długość jest jak najbardziej w sam raz ^^
      No więc wszystko jasne! Lubię Mikko bo to tak naprawdę zakamuflowany Remmu <3
      A nie, nie, ja znam jedną Dagmarę, która jest szatynką, poza tym Naya jest szatynką, więc jakoś tak przestawiłam się na szatynki i blondynka mi jakoś nie pasuje. Poza tym blondynki kojarzę raczej z takimi głupawymi istotkami, jak SL (powiedziała blondynka), więc naturalną przeciwwagą dla niej byłaby Daga szatynka.
      No tak, jakoś mnie to nie dziwi xD
      I bardzo dobrze, psiaków jak najwięcej poproszę ^^
      Ojej, może nasze królisie są spokrewnione <3

      Usuń
    3. No widzisz, twoja podświadomość wszędzie wypatrzy Remmu! A Remmu jak najbardziej nadaje się do lubienia :3
      Ja teraz wpadłam w jakiś ciąg blondynek, bo jeśli zacznę pisać fika Igrzysk, to główna bohaterka również jest blondynką. Ale to mi niestety kanon narzucił xD
      Gadasz, jakbyś mnie nie znała i nie wiedziała, że pod ciemną głową może kryć się blond musk ^^
      Tutaj już chyba nie dam rady wrzucić psiaków :(
      Króliki mogą być spokrewnione. W końcu niektóre moje przychodzą po zapoznaniu się z Twoimi xD

      Usuń
    4. No ba, moja podświadomość została odpowiednio wytresowana ^^
      Dobra blondynka nie jest zła. Chociaż kiedy ja je sobie wyobrażam to z włosami w kolorze ciemnego blondu, a na wszystkich ładnych zdjęciach itp. są jasne, więc mi się potem musk lasuje xD
      Też mam blond musk, więc nie oceniam po pozorach ;)
      A szkoda, hau :<
      No to fajnie, założymy rodzinkę królików <3

      Usuń
    5. Taka podświadomość to skarb xD
      Ładnego zdjęcia blondynki też nie mogę znaleźć, ani ciemnej, ani jasnej. Po prostu pewnie nie umiem szukać ^^
      Nieprawda. Twój musk jest rudy :D Chyba nawet sama to kiedyś powiedziałaś :P
      Hau! Chyba hały jeszcze jednak będą <3

      Usuń
  2. Oczarowałaś mnie tym rozdziałem - jest niesamowity.
    Rzeźby lodowe, nauczyciel - Karevik... bardzo sympatyczna postać. Chciałabym, by ktoś taki uczył mnie matmy... Jest zasadniczy i surowy, ale nie brakuje mu poczucia humoru.

    Noc podoba mi się jeszcze bardziej!
    No i Iwan - to jest teraz moja ulubiona postać. Jest genialny! Jeśli można, proszę o więcej Iwana, o.
    Za to mniej Lennego. Denerwuje mnie. :)

    Ogólnie - rozdział wypadł znakomicie. I odpowiednia długość, akcja się nie wlecze, jest wciągająca. Nic dodać, nic ująć - po prostu czysty talent!

    Pozdrawiam serdecznie i życzę weny.


    PS: Jeśli masz ochotę to zapraszam na rozdział 1!
    siedem-kregow-piekiel.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Oj, też bym chciała mieć takiego nauczyciela, jak Karevik. Oprócz tych wszystkich cech jest też bardzo naiwny :D
      Mogę obiecać, że Iwana będzie dużo, ale jeszcze nie teraz. Dopiero w dalszych rozdziałach zacznie pojawiać się regularnie. Lenny'ego na razie będzie więcej, ale znowu nie aż tak dużo ^^
      I cieszę się, że rozdział nie był za długi.

      Usuń
  3. Ale długi elaborat xD. 9 stron to dużo, szczególnie o tak późnej porze i po dwunastu godzinach przed monitorem ;P.
    No, ale ogólnie mi się podobało ^^. Mimo długości, nie ciągnęło się jak flaki z olejem, a czytało mi się dobrze, tym bardziej, że zaczynam lubić twoich bohaterów. Są tacy żywi i jednocześnie nie przesadzeni. Owszem, jest dużo ekscentryków, ale nie ma tu jakichś typowych Mary Sue czy płaskich, nudnych osóbek. Główne postacie są dobrze zarysowane, a i poboczne też wychodzą ci dobrze, nie mam więc wrażenia, że są tylko tłem.
    Z pewnością do takich osobliwości zalicza się Dagmara. Może nie jest aż tak dziwaczna jak Sanna-Leena, ale na pewno dobrze ją kreujesz, i zaczynam ją lubić. Ma trudny charakter, to prawda, ale cieszę się, że nie jest przesłodzona. Ma swoje humorki i odchyły, i lubi chodzić swoimi ścieżkami. Podobała mi się ta scena z nauczycielem i z próbą wynegocjowania, żeby nie musiała brać udziału w przedstawieniu. A może to była tylko przykrywka, aby podejrzeć te sprawdziany? Nie mniej jednak, nie dziwię się, że nie chce występować, pamiętam, jak sama nienawidziłam przedstawień w podstawówce i zawsze kuliłam się gdzieś z tyłu.
    Troszkę było mało Sanna-Leeny, ale pojawił się Iwan. Dość osobliwa postać, muszę przyznać, i widzę, że chyba spodobała mu się Dagmara. Ewidentnie nie jest zachwycony, że dom został przerobiony na szkołę, ale mam wrażenie, że to dość dziwny facet. I ciekawe, czy jeszcze się kiedyś pojawi.
    Fajnie zarysowujesz też samą szkołę, jej wygląd, atmosferę... Uczniom pewnie musi być dziwnie, w takim starym budynku na odludziu, z oczojebnymi korytarzami, zimną wodą i meblami, na których nie wolno nic stawiać xD. Każdego by to sfrustrowało.
    Wgl, coś ostatnio duchów nie widać, pojawią się jeszcze? xD
    Było dużo dialogów, ale opisy też były, na szczęście xD.


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;)
      No rozpisałam się trochę xD Ale nie mogłam podzielić, bo byłoby dwa krótkie rozdziały, przerzucić Iwana do czwórki też się nie dało, bo to rozwaliłoby cały koncept. Ale nowy rozdział znowu za trzy tygodnie, więc chyba nikt się tak bardzo nie zmęczył :P
      Dagmara mi strasznie śmierdzi merysójką, chociaż dorzuciłam jej kilka wad, np. nie jest taka piękna, jak to twierdzi Iwan. Ale się cieszę, że lubisz bohaterów i nie są przerysowani w żadną stronę ^^
      Dziewczyna postanowiła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i idąc do nauczyciela pogadać o przedstawieniu miała nadzieję, ze uda jej się co nieco dowiedzieć na temat testu. A że Karevik wierzy w uczciwość swoich uczniów, to nawet nie schował tych papierów i się udało xD
      Sanna-Leeny powinno być sporo w następnych trzech rozdziałach, chociaż w mało śmiesznym kontekście. Iwana będzie w opowiadaniu sporo, chociaż na razie zniknie, ale i tak jest tutaj jedną z ważniejszych postaci. Ale odwali takie coś, że rzeczywiście weźmiecie go za wariata xD
      Uczniom pewnie musi być dziwnie, w takim starym budynku na odludziu, z oczojebnymi korytarzami, zimną wodą i meblami, na których nie wolno nic stawiać xD. Dodaj do tego jeszcze śnieg, ciemność i mróz, które się niedługo pojawią. Dopiero będzie wesoło.
      Duchy jeszcze będą, oczywiście! Bez powodu bym ich nie wprowadzała. Na razie widoczne będą tylko skutki ich działalności, a osobiście pojawią się dopiero później.
      Następny rozdział powinien być bardziej opisowy :)

      Usuń
  4. Fajny pomysł ze zdobyciem przynajmniej części pytań na test, Dagmara to zdecydowanie pomysłowa dziewczyna, a przy tym na swój pokręcony sposób dobra przyjaciółka, chociaż przez nią palec Lenny’ego poważnie ucierpiał. Jestem jednak pewna, że wcześniej czy później chłopak jej wybaczy, mimo że nie zdobyła jednak pytań z testów na cały rok c;
    Sama nie wiem, co mam myśleć o Iwanie, ale na tle innych postaci wcale nie skojarzył mi się z wariatem, serio. No, może to jego 'panienkowanie' jest nieco dziwne, ale nawet to można zrozumieć. Widać, że zafascynowała go Dagmara, więc pewnie będzie częstym goście w posesji swojego dziadka. W sumie chętnie poznałabym go lepiej, bo pewnie wnieście coś ciekawego do historii :)
    Ogólnie muszę pochwalić to, jak wykreowałaś szkołę. Można poczuć jej klimat, zobaczyć te straszne kolory, a także meble. Świetnie ją obmyśliłaś.
    Pozostaje mi czekać na więcej. Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Dagmara miała sporo szczęścia, że tak łatwo udało jej się podpatrzeć zadania. Na początku miała niepostrzeżenie wkraść się do gabinetu, ale porozmawiać z nauczycielem też musiałam, więc w końcu to wszystko połączyłam. A Lenny chwilę pomarudzi i mu przejdzie.
      "Panienkowanie" wzięło się w sumie ze staroświeckich manier Iwana. Jest to jedna z ważniejszych postaci, więc na pewno lepiej go poznasz ;)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Hej!
    Jeszcze raz chciałam ci podziękować za twój wczorajszy tak długi i wyczerpujący komentarz ;*
    Jak tylko okazało się, że Dagmara puka do pokoju nauczyciela pomyślałam - ona coś kombinuje. Swoją drogą ten cały pan Karevik to dziwny gość. Niby taki spokojny i ułożony co widać chociażby po jego pokoju, ale jak wspomniałaś ostatnio coś z nim było nie tak i to mnie zainteresowało :)
    Ale nie jest to całkowity sztywniak i do tego przystojny, jak wspomniałaś. Teksto o Leonardzie mnie rozbawił, sama próbowałam sobie to wyobrazić :D Co do przedstawienia. Główna bohaterka nie jest nim zainteresowana? A ja liczyłam na powtórkę z High School Musical xD <-- to był żart. Dobra już przestaje.
    "To było tak beznadziejnie głupie, że nie przebrnąłem przez połowę pierwszego aktu" - już uwielbiam tego nauczyciela! Nie dość, że potrafi rozmawiać z uczennicą "na luzie" to jeszcze nie ma problemu z wyrażaniem swojego zdania na tematy szkolne, a to rzadkość. To wtrącenie o kanapeczkach pomogło im chyba rozładować atmosferę (jego porównania są boskie) ;)
    I na końcu te "matematyczne znaki", które dziewczyna musiała koniecznie zapisać? Co ty kombinujesz? :) I jeszcze natknięcie na Annę per a na imię mam Hanna. Jakoś nie przypadła mi do gustu. Chyba jestem po stronie alchemików :)
    To był test, po prostu test xD Rozumiem, że można mieć pecha z matmy, ale myślałam, że to jakiś większy podstęp. A co do Sanny-Lenny to chyba przestaje ją robić. Jej wspólny pomysł z drugą wróżbitką dotyczący tej nalepki był wredny.
    Iwan. Zawsze lubiłam to imię, choć nie mam pojęcia dlaczego. Bardzo ciekawa postać z przeszłością, lecz wydawał sie jedynie wiecznie niezadowolony i naburmuszony, jednak jak postał anioła od razu pokazał inną, lepszą twarz. Małe kłamstewko wyszło mu świetnie, nie to żebym lubiła kłamać (; Później już był tak milutki, że nawet Dagmarze chyba przypadł do gustu, nieprawdaż? :)
    Dialogi bardzo mi się podobają, są takie naturalne, mi to wychodzi różnie, więc zazdroszczę :) Napotkałam niepotrzebną spację przed przecinkiem i sformułowanie „w jakiemu języku” zamiast „w jakim języku”. Ale to drobnostki.
    Całość naprawdę przypadła mi do gustu, choć wspomniałaś, że sama chciałaś napisać to najszybciej jak się dało. Ja nie odczułam by było coś w rozdziale nie tak itp. ;D
    Pozdrawiam, L. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale nie ma za co, Twój jest równie długi ^^
      Karevik nie odegra jakiejś wielkiej roli w tej historii, ale nauczycielem jest sympatycznym ;) A to, co mu dolegało, to z pewnością głód czekoladowy.
      High School Musical jest dla mnie jak Noc polarna dla Karevika - nie przebrnęłam :D Ale w zasadzie jeszcze nie wiem, jak to będzie z tym przedstawieniem, kto w nim zagra i tak dalej ;|
      Nie, to był tylko zwykły sprawdzian. Dagmara postanowiła zaryzykować i jakoś spróbować zdobyć pytania, bo jakoś trzeba ułatwić sobie życie, a co tam.
      Sanna-Leena na pewno nie miała złych intencji, to dla niej był raczej żart. Gorzej z Anną per Hanną.
      Iwan jest moim ulubionym rosyjskim imieniem, dlatego bohater je dostał. On w końcu nie skłamał :) a czy przypadł Dagmarze do gustu, dowiemy się chyba w następnym rozdziale ^^
      Dziękuję za wyłapanie błędu, długi i miły komentarz :) Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Podobał mi się ten rozdział, a na jego długość naprawdę nie masz co narzekać. Był w sam raz :)
    Ładnie opisałaś wystrój szkoły i faktycznie jej projektantowi wykwintnego gustu nie można raczej zarzucić. Mimo to, przynajmniej na nudę narzekać nie można. Wszystko jest niezwykłe i kolorowe ;) No może tylko niektóre zasady strasznie uciążliwe, bo kto by pomyślał, że mebli nie można nawet tknąć? To po kiego one tam są? xD
    Z rozdziału na rozdział coraz bardziej lubię postać Dagmary. Jest pomysłowa i całkiem hmm... sympatyczna? Nie wiem czy to dobry dobór słów, ale zaryzykuję. Ma jakieś tam swoje humorki, ale kto ich nie ma :P
    Sama scena z nauczycielem podobała mi się ;)
    Cwaniara wykorzystała odpowiedni moment i można rzecz, że upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Zdobyła odpowiedzi na test (tylko czy, aby na pewno?) i wykręciła się od bezpośredniego udziału w przedstawieniu. Co do samego Karevika mam nieco mieszane uczucia. Taki ciut dziwny z niego gość. Niby surowy, zasadniczy, ale otwarty na problemy uczniów i potrafi skrytykować to, co mu się nie podoba w szkolnictwie. Chciałabym mieć takiego nauczyciela :P
    Co tam jeszcze... A, biedny, biedny Lenny. Nic na to nie poradzę, ale wprost nie mogę przestać się śmiać, jak wyobrażę sobie tą scenkę. Ciekawe tylko czy chłopak zdoła wybaczyć Dagmarze ten haniebny uczynek, haha :D
    O Iwanie nie wyrobiłam sobie jeszcze zdania. Jest interesującą, ciekawą postacią - to bez dwóch zdań, ale muszę się jeszcze zastanowić, czy powinnam zaliczyć go do postaci, które lubię czy wręcz przeciwnie ;D
    Czekam na ciąg dalszy
    Pozdrawiam serdecznie!


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię :)
      Bardzo się cieszę, że rozdział był w sam raz. Bałam się, że nikt nie przebrnie przez dziewięć stron, chyba trochę za bardzo się rozpisałam ^^
      Myślę, że ja świra w końcu dostałabym w takim monotematycznym środowisku. Meble tam są tylko dlatego, że dziadkowi Iwana nie chce się ich zabrać. Dyrektor się boi, że ktoś je zniszczy i będą musieli płacić, więc wprowadził zakaz.
      Super, że podoba Ci się Dagmara. Ona mi strasznie cuchnie Mary Sue, ale może uda się tego uniknąć. Masz rację, upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu, chociaż próba podpatrzenia zadań była dość ryzykowna.
      Śmiej się, z Lennym nie ma się co cackać. Ponarzeka sobie i zaraz mu przejdzie xD
      Iwan ponownie pojawi się dopiero za kilka rozdziałów, więc może wtedy wyrobisz sobie o nim zdanie :) Mogę tylko zdradzić, że to moja ulubiona postać, ale jednocześnie chyba najbardziej pogięta.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Rozbawił mnie Iwan Aleksandrowicz. Skojarzył mi się z tymi wszystkimi karykaturami arystokratów-kapitalistów, z wielkimi nochalami, długimi i chudymi jak tyczki, z nosowym głosem i okrągłymi okularkami.
    Z drugiej zaś strony, moje serce krawi, bo Lenny się obraził i było go mało. Smuteczek, że tak powiem.
    Pomysły nie zające, poczekają, byleby Wena była. Na odczepnego, byle szybciej nie ma co robić, bo to zawsze jest strzał w stopę.

    Każde z trzech pięter urządzone były w jednym kolorze. - A nie było?

    Nowe współlokatorki szybko odkryły, że są zgodne chociaż w jednej kwestii: ich korytarz zdecydowanie był najpaskudniejszy ze wszystkich, ale i tak mają szczęście, że nie mieszkają w pomarańczowym pokoju. - Mogę się mylić, ale wydaje mi się, że to jednak powinno też być w czasie przeszłym - miały szczęście - żeby była zgodność czasu w narracji.

    Dagmara przez chwilę nasłuchiwała uważnie, czy nikt nie nadchodzi, po czym postawiła dwa parujące kubki na najbliższej komodzie pokrytej niebieską serwetką. - Oj! Cała komoda pokryta jedną, i to w dodatku serwetką? Coś chyba jednak nie pasuje logicznie, nie uważasz? :)

    Dagmaro, jakbym chciał, żeby ktoś na mnie patrzył proszącym wzrokiem, to kupiłbym sobie psa — dodał, a dziewczynie wydawało się, że odrobinę go zdenerwowała.
    — Szkoda, że nie mógłby go pan trzymać w szkole, byłoby weselej — stwierdziła po chwili namysłu. Sama miała w domu dwa psy, jednak widywała się z nimi tylko w czasie wakacji i świąt, co często obydwie strony doprowadzało do frustracji.
    - Ten moment zawahania, kiedy nie wiesz, kto jest większym mistrzem ciętej riposty: pan Karevik czy Dagmara?

    Dagmara była ciekawa, czy spytał kogokolwiek o pozwolenie, ale jeśli go znała, to nawet o tym nie pomyślał. - A nie "jak"?

    Przepraszam za mało treściwy komentarz, ale jestem intelektualnie spalona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iwan też mi się mniej więcej tak kojarzy, chociaż wielkiego nochala i okularków to on nie ma. Chociaż wszystko jeszcze przed nim :P
      Lenny na razie zniknie na kilka rozdziałów, przykro mi. Następne części to będzie trio Dagmara-Mikko-skwarka z domieszką Sanna-Leeny. Ale później Leonarda będzie znacznie więcej ;)
      Pomysły nie zające, za to króliki. Całkiem pokaźną rodzinkę już mam, tak się rozmnożyły. Wena jest, ale z czasem na pisanie średnio.
      Jak zwykle jestem wdzięczna za wytknięcie błędów. I kto tutaj potrzebuje bety? ;) Trochę mi zajęło zaczajenie o co chodzi z komodą i serwetką, ale taki ze mnie ćwierćinteligent, że słowa pokryty używam zamiennie z przykryty. Widać trzeba w końcu zaprzyjaźnić się z jakimś słownikiem.
      Co do tego, że miały, a nie mają, szczęście, masz rację. W ogóle to przeważnie masz rację.
      Nie masz za co przepraszać. Miło mi, że znalazłaś czas, żeby do mnie wpaść ;). A przepalony mózg na pewno szybko się regeneruje. Gorzej z moim muskiem.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Lenny na razie zniknie na kilka rozdziałów, przykro mi. Następne części to będzie trio Dagmara-Mikko-skwarka z domieszką Sanna-Leeny. - Złamałaś mi serce. Na pół. Już nigdy nie będę tym samym człowiekiem.

      Pomysły nie zające, za to króliki. Całkiem pokaźną rodzinkę już mam, tak się rozmnożyły. Wena jest, ale z czasem na pisanie średnio. - Ja tak mam, że dokładnie wiem, co mam pisać, a jak otwieram Worda, to każde słowo się rodzi w takich bólach, że po dwóch wymiękam. Przeraża mnie to.

      Jak zwykle jestem wdzięczna za wytknięcie błędów. I kto tutaj potrzebuje bety? ;) - Dobra beta nie jest zła. Ja.

      Co do tego, że miały, a nie mają, szczęście, masz rację. W ogóle to przeważnie masz rację. - Przeważnie nie mam, ale jak nie jestem pewna, to po prostu nie mówię, więc wygląda, jakbym miała, rozumiesz? :)

      Nie masz za co przepraszać. Miło mi, że znalazłaś czas, żeby do mnie wpaść ;) - Na czytanie zawsze znajdę czas. No i ile można się uczyć? Czuję się, jakby mi ktoś głowę wsadził pod wyżymaczkę ;/
      Pozdrawiam,

      Usuń
    3. Może możliwość hejtowania Franceski poskleja Ci serducho?
      Ja tak mam, że dokładnie wiem, co mam pisać, a jak otwieram Worda, to każde słowo się rodzi w takich bólach, że po dwóch wymiękam. Przeraża mnie to. To musi być straszne. Ale nawet Twój Łapa nie może być okupiony bólem.
      Ja jak mam czas na pisanie, to jestem padnięta. Chociaż ostatnio kilka razy powiedziano mi we wsi, że nic nie robię całymi dniami, więc może sobie to zmęczenie wymyśliłam.
      Jak ktoś nie wie, że nie wszystko mówisz, to wychodzi na to, że zawsze masz rację :D
      Na czytanie zawsze znajdę czas. No i ile można się uczyć? Czuję się, jakby mi ktoś głowę wsadził pod wyżymaczkę ;/ Nie wiem, jakie to uczucie, bo zawsze wszystko olewałam (tak, teraz przez to cierpię) ale współczuję. Mam nadzieję, że przezwyciężysz kryzys :)

      Usuń
    4. Może możliwość hejtowania Franceski poskleja Ci serducho? - NIE. Ono jest złamane. Na pół. Tylko Lenny może je skleić :c

      Usuń
  8. Zachwyciłaś mnie tym rodziałem - jest naprawdę świetny.
    Lodowe posągi i rzeźb, ciekawy nauczyciel - Karevik... POLUBIŁAM GO!

    Noc podoba mi się jeszcze bardziej!

    No i słynni pan (xDDD) Iwan - całym sercem go wielbię. :)
    Za to mniej Lennego. Jest irytujący, tak z leksza.

    Ogólnie - rozdział wypadł znakomicie. Akcja jest wartka i wciągająca. Podobało mi się!

    Pozdrawiam, Aeris.
    granice-iluzji.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja nie uznałam Iwana za wariata. Ale od początku. Najpierw jak przeczytałam jego imię i nazwisko pomyślałam o "Mistrzu i Małgorzacie", ale okazało się, iż tam jest Iwan Nikołajowicz i Michaił Aleksandrowicz. Więc to nie było na pewno on xd Niewątpliwie jednak podoba mi się jego charakter. Na pewno będzie dość chaotyczną i ciekawą postacią, co do tego nie mam wątpliwości ^^ A ja lubię tak wykreowane postacie, więc mi to nie przeszkadza.
    Kurcze, ta kucharka to naprawdę jakaś walnięta jest. Widzę, że rzeczywiście mnóstwo u Ciebie pokręconych postaci będzie ^^
    Ale i tak tęsknie za duchami z prologu, no! Gdzież one są? Daj je znowu! Chociaż jedną, króciutką scenkę, proszę!!! One były takie fajne, zabawne ;d I ta straszna dziewczynka, brr...
    I lubię Lenny'ego. Po prostu jest wystrzałową postacią, taką, jakie uwielbiam nawet w realu. Trochę hardy, ale jednocześnie zabawny i da się z nim pogadać ;d
    No dobra, nie zanudzam, bo już mi się trochę oczy kleją, ale tak czy inaczej wiedz, że bardzo podoba mi się Twoje opowiadanie, haha xd
    Pozdrawiam ^^

    http://droga-do-przeznaczenia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Nauczyciel od razu zyskał moją sympatię. Jest doświadczony i mądry. Ma podejście ale nie brak mu zawadiackości i poczucia humoru. Oj, jakbym ja chciała mieć takiego nauczyciela!

    Kucharka ma chyba coś nie po kolei pod swoją czaszką. Jest dziwna... I to bardzo...

    Lenny jest taki uroczy. Lubię go, no! :)
    Fajny gościu jest, ot co.

    Rozdział ogólnie wyszedł świetnie, musze przyznać.
    Czytało się bardzo przyjemnie.

    Pozdrawiam serdecznie.
    http://magic-of-elementals.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Nie akceptuję spamu. Żadnego.
Reklamy kasuję, a spamiarzy ścigam.

Obserwatorzy