Następnego dnia o nastrojach w
szkole można było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są dobre.
Podczas śniadania w jadalni nie
było chyba osoby, która nie patrzyłaby podejrzliwie na wielki żyrandol, wciąż
spoczywający na podłodze. W krótkim przemówieniu dyrektor Winter oznajmił, że
przyczyną wypadku najprawdopodobniej był fakt, iż zabytkowy kandelabr od
kilkunastu lat nie mógł doczekać się konserwacji.
— Ale nie martwcie się! —
oznajmił entuzjastycznie, widząc niewyraźne miny swoich podopiecznych. —
Żyrandol zostanie dokładnie odnowiony i na pewno wróci do nas jeszcze zanim
zaczniemy próby do przedstawienia. Tymczasem świece na waszych stolikach nadają
miłego, romantycznego nastroju, nieprawdaż? — zakończył z szerokim uśmiechem,
nie zważając na zgorszoną minę jednej z nauczycielek od wróżbitów, która
musiała dzielić z nim świecę.
— Nie dość, że jest tu zimno,
to jeszcze musi być ciemno — mruknął ponuro Lenny, a reszta nie mogła się z nim
nie zgodzić.
Z jakiegoś powodu wszyscy
czuli, że ten rok szkolny na pewno nie będzie nudny.
— Czy ktoś może wyjaśnić, po co
mi to wszystko? — złościła się Dagmara, kiedy po ostatniej lekcji znaleźli się
poza zasięgiem uszu nauczycielki.
— Żebyś „otworzyła swój umysł na nowe doświadczenia” — odpowiedział Lenny, przedrzeźniając
nowo poznaną panią profesor. Panna Tori Nykanen, osoba podająca się za młodą,
oświeconą kobietę, była pełną ideałów i marzeń nauczycielką nowego przedmiotu
alchemików, czyli filozofii. Miała paskudną wadę wymowy, mocno tlenione włosy i
wściekle różową garsonkę, przez co była idealną kandydatką na główny obiekt
żarcików swoich uczniów.
— Nie przypuszczałam, że
jeszcze spotkam w tej szkole kogoś bardziej walniętego, niż Sanna-Leena —
mruknęła ponuro Dagmara, szurając stopami po grubym, wełnianym dywanie
wyścielającym wąski korytarz. Tutaj też wszystko było w odcieniach zieleni,
jednak nie tak intensywnej, jak w pokoju dziewcząt. Wzdłuż ścian rozstawione
były ciężkie, staroświeckie meble, głównie komody i kredensy. Ich zadaniem było
chyba jedynie utrudnianie poruszania się po budynku, bo dyrektor bezwzględnie
zakazał dotykania czegokolwiek. Korytarz rozświetlony był żyrandolami podobnymi
do tego, który poprzedniego wieczoru spadł na głowy uczniów, jednak znacznie
mniejszymi.
— Daj spokój, Sanna-Leena na
pewno nie jest taka zła. Musisz po prostu lepiej ją poznać —starał się
przekonać Dagmarę Mikko. Chłopak od jakiegoś czasu usilnie szukał czegoś w
swojej torbie, próbując nie potrącić przy tym żadnego z przechodzących
korytarzem uczniów.
— Gdybym cię nie znała,
mogłabym pomyśleć, że twoja sympatia do niej jest podejrzana — uśmiechnęła się
Dagmara.
— Ja po prostu staram się w
każdym widzieć dobrą stronę — uciął dyskusję Mikko, zamykając wreszcie torbę. —
Gdzie się podział Jonatan? — spytał, jakby dopiero zauważył nieobecność kolegi.
— Karevik miał do niego jakąś
sprawę — wyjaśnił Lenny. — Czy ktoś wie, jak mamy dostać się na nasze piętro…
O, cześć Francesca.
Podczas rozmowy dotarli do
skrzyżowania trzech korytarzy, z których dwa kończyły się schodami, a jeden z
nich na pewno prowadził do uczniowskiego segmentu. Trójka przyjaciół
przystanęła w przejściu, zastanawiając się, w którą stronę powinni pójść.
— Cześć, Lenny! Cześć, Mikko! —
przywitała się entuzjastycznie dziewczyna, na którą przed chwilą wpadł Lenny.
— Francesca, strasznie się za
tobą stęskniliśmy przez wakacje — rzekła Dagmara, uśmiechając się jadowicie. Na
widok rok młodszej koleżanki zrobiło się jej niedobrze.
— Dagmara! — krzyknęła
Francesca, uśmiechając się jeszcze szerzej i zwracając na siebie uwagę
wszystkich uczniów zmierzających na lekcje, lub do swoich pokoi. — Wybacz mi,
nie zauważyłam cię wcześniej. — Zrobiła słodką, skruszoną minkę. — Jak minęły
wakacje? — spytała Lenny’ego, trzepocząc rzęsami.
— Całkiem nieźle, a two… auu! —
jęknął Lenny, bo Dagmara nadepnęła mu na stopę.
— Moje wakacje były świetne,
jak zwykle — zachichotała Francesca. — Chociaż coroczne wycieczki prywatnym
jachtem po Morzu Czerwonym zaczynają robić się nudne…
— To pewnie przez te rejsy
wyglądasz, jakbyś orała w polu przez pół roku — skomentowała Dagmara. Rzeczywiście,
Francesca była opalona na ciemną czekoladę. — Wybacz, ale mamy mnóstwo zadań do
odrobienia — dodała, łapiąc chłopaków za przedramiona i ciągnąc ich w któryś
korytarz.
— Czy my się kiedyś dowiemy,
czym ona ci podpadła? — spytał Mikko, kiedy oddali się od gotującej się z
wściekłości Franceski.
— Tym, że przyszła do tej
szkoły i od pierwszego dnia mi podskakuje — odparła Dagmara, zatrzymując się
przed drzwiami do pokoju chłopaków. Wbrew temu, co powiedziała Francesce, nie
mieli nic do roboty, więc nie miała ochoty siedzieć w swoim pokoju i rozmawiać
z Sanna-Leeną. Mikko wyjął klucz i zaczął mocować się z zamkiem, który zacinał
się, podobnie jak większość w tym budynku.
— No musisz przyznać, że to
Francesca pierwsza zaczęła — rzekł Lenny, kiedy wreszcie udało im się dostać do
pomieszczenia. — Pamiętacie tę ankietę, którą zrobiła wśród chłopaków w zeszłym
roku?
— To było żałosne — prychnęła
Dagmara, przysiadając na parapecie.
Pokój chłopaków dla odmiany
utrzymany był w odcieniach niebieskiego, podobnie jak korytarz na drugim
piętrze. Chociaż od ich przybycia do szkoły – czy też tego miejsca, jak woleli
nazywać budynek – nie minęła nawet doba, mieszkańcy zdążyli już odcisnąć na
pokoju swoje piętno.
Mikko od lat był zapalonym
entuzjastą ochrony środowiska. Podobno należał do jakiejś dziwnej organizacji,
której członkowie przywiązywali się do drzew w ramach protestu przeciwko
wycinaniu tajgi. Z tego, co wiedziała Dagmara, Mikko nie był aż takim fanatykiem
– ograniczał się głównie do wegetarianizmu i prób uświadomienia swoim kolegom
ze szkoły, że ilość zużywanej przez nich wody i śmieci wyrzucanych gdzie
indziej, niż do kosza, ma znaczący wpływ na czystość naturalnego środowiska
życia syren w Morzu Arktycznym. Niestety, swoją propagandę mógł przeprowadzać
jedynie w szkole, ponieważ mało kto spoza niej w ogóle przyjmował do wiadomości
fakt, że syreny naprawdę mogą istnieć.
Tym razem nad jego łóżkiem
wisiał wielki plakat przedstawiający białego jak śnieg jednorożca,
sfotografowanego na tle jakiegoś stepu i okraszonego wielkim podpisem
zachęcającym do adopcji zwierzęcia na odległość. Najwidoczniej jego organizacja
na dobre zajęła się rezerwatem jednorożców, którym już od lat nikt się nie
przejmował. Na nocnej szafce leżała sterta ulotek będących miniaturami obrazka
ze ściany.
Łóżko Jonatana wyglądało dość
normalnie, bo klaser ze swoimi cennymi znaczkami chłopak zapewne schował
głęboko w szafie, za to Lenny ze zdziwioną miną wpatrywał się w gablotę z
motylami na szpilkach, którą ustawił pod ścianą.
— Co się stało, Leonardzie?
Czyżby twoje martwe owady gdzieś odfrunęły? —spytała Dagmara, dyskretnie
podkradając czekoladowe cukierki z szafki Mikko.
— To nie jest śmieszne —
warknął Lenny, kładąc gablotę na łóżku i przeliczając motyle. — Nie ma dwóch! Plebeius optilete, za
którego musiałem kuzynowi oddać trzy inne okazy i Papilio machaon,
którego próbowałem złapać przez trzy tygodnie…
— Jesteś pewien, że zabrałeś je
ze sobą? — spytał ostrożnie Mikko, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z
Dagmarą. Jeśli chodziło o motyle, Lenny potrafił stać się strasznie nerwowy.
Oboje wciąż pamiętali aferę, jaka rozpętała się, kiedy kilka miesięcy wcześniej
Mikko przypadkowo przewrócił gablotę.
— No przecież widziałeś
wczoraj, jak je układałem! — Lenny już prawie krzyczał. Zrobił się niepokojąco
czerwony na twarzy, a jego postawa w jakiś dziwny sposób skojarzyła się
Dagmarze z czajnikiem, w którym gotuje się woda.
— Dobra Lenny, spokojnie —
rzekła dziarsko, zeskakując z parapetu i chwytając ostatni cukierek. Udając, że
nie widzi urażonej miny Mikko, zaproponowała: — Może one po prostu spadły i
leżą w gablocie?
Lenny rzucił się w stronę
swojej nocnej szafki, wyciągnął szufladę i wyrzucił jej zawartość na łóżko.
Przez chwilę nerwowo grzebał w swoich rzeczach, po czym triumfalnie chwycił
mały, brązowy kluczyk i zaatakował nim gablotę. Dagmara pomogła mu wyciągnąć z
niej styropian, do którego przymocowane były motyle.
— Nie ma — jęknął Leonard,
wywracając pustą ramę do góry nogami. Odłożył ją, usiadł na łóżku i ukrył twarz
w dłoniach.
— Daj spokój, na pewno się
znajdą — pocieszała go Dagmara, klepiąc chłopaka po głowie. Kiedy Lenny był
smutny, nawet jego czarne, wiecznie nastroszone włosy wyglądały smętnie. — To
tylko dwa paskudne owady…
— No wiesz, te dwa paskudne
owady, o ile ktoś ich nie ukradł — na tę myśl chłopak skrzywił się z
obrzydzeniem — mogą być dosłownie WSZĘDZIE. Na przykład w twojej torbie, w
twojej szafie, pod twoją poduszką…
— Jesteś paskudny! — wrzasnęła
Dagmara, waląc go po głowie poduszką. Lenny i Mikko ryknęli śmiechem –
wszystkim znana była niechęć dziewczyny do owadów i nie przepuściliby żadnej
okazji, aby do tego nie nawiązać. Nawet jeśli okoliczności były tak tragiczne,
jak w tej chwili. — Wykorzystujesz moje współczucie, żeby się ze mnie
ponabijać…
— No proszę cię, uwielbiam moje
motyle, ale nie aż tak — parsknął Lenny, oddając Dagmarze cios poduszką. Nie
zrobił jednak tego zbyt mocno, bo jej mina wyraźnie mówiła, że jeśli przegnie,
może rozpocząć się otwarta wojna. — Pewnie po prostu zostawiłem je w domu.
— Nasza Dagmara ma po prostu
dobre serduszko i uważa, że motylki są dla ciebie na tyle ważne, żeby rozpaczać
po ich stracie — wyjaśnił przyjacielowi Mikko, nawet nie próbując ukryć szerokiego
uśmiechu.
— Ty też chcesz zarobić
poduszką? — warknęła Dagmara, wstając i wracając na swoje miejsce na parapecie.
Zawsze lubiła na nich siadać – z tej pozycji dokładnie widziała wszystkich i
wszystko, co działo się w pokoju, a taka wiedza bardzo się przydaje, kiedy ma
się wyjątkowo złośliwych i nieokrzesanych kolegów z klasy.
Z pełną wyższości miną założyła
nogę na nogę, wyprostowała się idealnie, odgarnęła na plecy swoje długie blond
włosy i ostentacyjnie zainteresowała się stanem swoich paznokci.
W pokoju zapadła tylko pozornie
krępująca cisza, podczas której chłopcy walczyli z chęcią wybuchnięcia głośnym
śmiechem, a Dagmara zastanawiała się, któremu pierwszemu przywalić. A co
najistotniejsze – jak to zrobić, żeby bolało, a jednocześnie nie zniszczyło
wypielęgnowanych dłoni dziewczyny. Rozważała już rzucenie monetą, kiedy Mikko
odchrząknął znacząco.
— Kiedyś — zaczął, z miną
wyrażającą głębokie zamyślenie — nasza jaśnie pani Dagmara po takiej wymianie
zdań z głośnym hukiem trzasnęłaby drzwiami i poleciałaby do swojego pokoju, aby
w samotności rzucać przekleństwa pod naszym adresem. A teraz siedzi sobie
tutaj, jak gdyby nigdy nic i ogląda sobie paznokcie. Czy to nie dziwne,
Leonardzie?
W tym momencie Dagmara nie
wytrzymała. Chwyciła leżącą na łóżku Mikko poduszkę i z całej siły rzuciła nią
w chłopaka.
— I w dodatku zrobiła się
agresywna — dodał Mikko, krzyżując koleżance szyki i łapiąc pocisk w locie.
— Agresywna to ona była zawsze.
Zwłaszcza, jeśli chodziło o czekoladę — wymamrotał Lenny. Chwilę spokoju
wykorzystał na doprowadzenie do porządku swojej gabloty z motylami i teraz
przymierzał ją do ściany nad swoim łóżkiem. — Mikko, myślisz, że stara
Brunhilda będzie miała na stanie młotek? Chyba będę musiał to po prostu przybić
do tej ściany, nie powiesili nawet żadnego obrazka, który mógłbym zdjąć…
— Hej, ja wciąż tu jestem! —
oburzyła się Dagmara. Niespecjalnie interesowały ją rozważania na temat tego,
czy woźna posiada młotek, czy może nie. Chociaż byłoby fajnie, gdyby go jednak posiadała,
bo wtedy miałaby czym wbić swoim kolegom odrobinę rozumu do głowy.
— Jesteś — przytaknął Mikko. —
I to jest dziwne.
— Bardzo dziwne — zgodził się
Lenny.
— Niezmiernie dziwne.
— Wprost szokująco dziwne…
— No dobra, wygraliście —
warknęła Dagmara, ze złością waląc pięścią w parapet. Lenny wyglądał, jakby
chciał jej powiedzieć, że pokaleczy sobie delikatne rączki, ale powstrzymał się
pod naporem jej morderczego spojrzenia. — Wolę tutaj siedzieć i słuchać waszych
głupich tekstów, niż słuchać jeszcze głupszych pomysłów Sanna-Leeny — wyznała,
wziąwszy wcześniej kilka głębokich oddechów.
— Spoko, od początku to
wiedziałem. — Mikko wzruszył ramionami. Chwilę wcześniej wyrzucił na łóżko
wszystkie broszury organizacji, do której należał i pieczołowicie układał je
według alfabetu. — Czyżby odwaliła coś, o czym nie wiemy?
Dagmara milczała przez dłuższą
chwilę.
— Nie masz już ani jednego
cukierka?
— Nie.
— Szkoda — westchnęła. —
Sanna-Leena wczoraj wieczorem czytała jakiś długaśny poemat. Nie interesowałam
się, o czym, bo byłam szczęśliwa, że mam chwilę spokoju i mogę… no, cieszyć się
spokojem.
— No to chyba wszystko w
porządku, prawda? — zasugerował Lenny, który nie cierpiał długich opowieści. No
chyba, że to on sam opowiadał.
— Daj mi skończyć — burknęła
Dagmara. — Kiedy kładłam się spać, ona wciąż czytała, więc ja dalej cieszyłam
się spokojem. Trochę przeszkadzało mi światło, ale i tak zawsze zakładam opaskę
na oczy. Horror zaczął się dopiero w nocy — zakończyła, udając, że łamie jej
się głos.
— Nie — szepnął Lenny, tonem
pełnym przerażenia.
— Tak — potwierdziła smutno
Dagmara.
— Zgwałciła cię.
— Głupi jesteś — skwitowała
dziewczyna, próbując przekrzyczeć głośny śmiech chłopaków. Sama jednak też się
rozpogodziła: żarty i docinki były tą częścią szkolnej codzienności, której
bardzo brakowało jej w wakacje. Fakt, czasami pisywali do siebie listy, jednak
to nie było to samo. Mieli szczęście, że w tak małej grupie dopasowali się
charakterami: gdyby znalazła się wśród nich bardziej wrażliwa osoba, miałaby
ciężkie życie.
— No to co takiego strasznego
zrobiła w nocy Sanna-Leena? — spytał Mikko, krztusząc się lekko.
— Śpiewała — oświadczyła
dobitnie Dagmara. — Przez najgłębszy sen zaczęła odśpiewywać ten swój durny
poemat!
Przez chwilę panowała pełna
zdumienia cisza.
— No dobra, Dag. Zwracam ci
honor — rzekł poważnie Mikko, zapewne wspominając wszystkie sytuacje, w których
upominał Dagmarę, że zna swoją współlokatorkę zaledwie jedną dobę i powinna dać
jej szansę.
— I co z nią zrobiłaś? —
zaciekawił się Lenny. Chłopak najwyraźniej kompletnie zapomniał o swojej
udawanej rozpaczy spowodowanej zniknięciem dwóch cennych okazów z jego kolekcji.
— Z kim co zrobiła? — Do pokoju
wmaszerował Jonatan, głośno trzaskając drzwiami. Na szczęście całe towarzystwo
było przyzwyczajone do tego typu odgłosów, więc nikt nawet się nie skrzywił.
— Z Sanna-Leeną, która
odśpiewywała poemat przez sen — wyjaśnił Mikko.
Jonatan był najbardziej
niepozornym z trójki chłopaków. Niewysoki, szczupły szatyn sprawiał wrażenie
spokojnego i cichego, którego do rany można przyłożyć. Nic bardziej mylnego: w
rzeczywistości potrafił dopiec komuś jeszcze bardziej, niż Lenny.
W tej chwili bardzo brzydko
zaklął.
— Ty! Wyrażaj się w obecności
dam! — zrugał go Lenny, jednak tylko dla zasady. Nerwowa Dagmara rzucała mięsem
częściej, niż wszyscy jej koledzy razem wzięci.
— Zacznę się wyrażać, kiedy
obecne tutaj damy same zaczną się posługiwać odpowiednim słownictwem —
zripostował Jonatan.
— Ugryź się. — Dagmara pokazała
mu język.
W pokoju obok dziewczyna znana
jako Francesca Scavia krzywiła się za każdym razem, kiedy usłyszała odgłosy
śmiechu.
Od dłuższej chwili siedziała z
uchem przystawionym do przyciśniętej do ściany szklanki i podsłuchiwała, o czym
rozmawiają jej starsi koledzy. Spodziewała się, że będą ją obgadywać, jednak
niestety oni ograniczyli się jedynie do dyskusji o jakiejś śpiewającej
dziewczynie. Z tego, co zrozumiała, to artystka była nową współlokatorką
Dagmary i denerwowała ją od samego początku roku szkolnego. Dobrze, należało
jej się.
„Wyglądasz,
jakbyś orała w polu przez pół roku.”
— Przynajmniej nie udaję córki
młynarza — mruknęła ze złością.
— Mówiłaś coś do mnie? —
spytała jej współlokatorka, Frida, wychyliwszy głowę z łazienki.
— Nie, nie — zaprzeczyła szybko
Francesca, odskakując od ściany. Nalała sobie soku do szklanki, aby jakoś
usprawiedliwić fakt, że trzymała ją w ręce. — Przesłyszałaś się.
Frida uśmiechnęła się lekko i
ponownie zniknęła w łazience, zamykając za sobą drzwi. Francesca przelała sok z
powrotem do dzbanka i wróciła pod ścianę. Po chwili oczekiwania usłyszała głos
Mikko.
— I co chcesz zrobić z
Francescą?
Wytężyła słuch, oczekując na
odpowiedź Dagmary.
— Nie wiem, ale w tym roku ta
włoska skwarka nie będzie kopać pode mną dołków.
Skwarka.
Francesca stwierdziła, że ma
już dość słuchania. Odstawiła szklankę i zaczęła ponuro wpatrywać się w pomarańczową
ścianę, za którą Dagmara prawdopodobnie knuła spisek przeciwko niej.
Włoska
skwarka. Od kiedy zaczęła naukę w szkole dla alchemików, czyli od roku,
Francesca szczyciła się faktem, że wyróżnia się wśród jej uczniów. Drobna
postura, czarne włosy, ciemna, oliwkowa cera i wyrazista uroda sprawiały, że
nie ginęła w tłumie ludzi o północnym typie urody. Dodatkowe zainteresowanie
wzbudzał fakt, że była jedyną osobą w szkole nie pochodzącą ze Szwecji lub
Finlandii, ewentualnie Estonii. Na częste pytania dotyczące jej wyboru szkoły
odpowiadała, że od dziecka bardzo interesowała ją kultura krajów bałtyckich, a
fińskiego zaczęła uczyć się już w szkole podstawowej.
Takie wyjaśnienie było dużo
mniej trywialne niż prawda. W rzeczywistości, kiedy Francesca była mała, jej
ojciec dostał bardzo dobrą ofertę pracy w Finlandii i przeprowadzili się tam
całą rodziną. Ale nie było żadnego powodu, żeby wszyscy o tym wiedzieli.
A teraz przychodzi taka biała,
blond szwedzka wywłoka i wyzywa ją od skwarek. Być może warto nieco zbliżyć się
do tej dziwnej współlokatorki-śpiewaczki i ustalić coś na temat skutecznego
utrudniania życia córce młynarza.
***
Wiem, że ten rozdział jest kiepski, ale nie mam siły pisać go jeszcze raz. Wbrew pozorom, jest też potrzebny. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że komukolwiek będzie chciało się wrócić na o niebo lepszą trójkę.
A moje małe żyjątko też Was pozdrawia: klik.
P. S. Przyznać się. Kto szukał mojego opowiadania pod hasłem "najgorsze opowiadania na blogpocie"? xD
Jeeej, może jeszcze będę pierwsza ^^
OdpowiedzUsuńPo pierwsze to przepraszam bardzo za nieskładny, chaotyczny i nijaki komentarz, który zostawię, ale to wszystko twoja wina, bo wrzuciłaś to cudowne zdjęcie Kiniosława II Misiastego (*_*) i teraz nie mogę się skupić. No przecież on jest taki piękny i jeszcze specjalnie pozuje do tego zdjęcia! Na taki urok, jakim posługują się pieski, powinni dawać specjalną licencję, bo się rozpływam za każdym razem, jak coś takiego widzę *_*
A teraz primo: przestań narzekać, bo rozdział jest bardzo dobry. Nie wiem, czemu wkręciło ci się, że jest inaczej.
Segundo: Maarit tak? Ładnie, ładnie, Lena Linnegren już nie wystarczyła? Teraz tylko muszę zapamiętać nową ksywkę :P
Wypowiadałam się już na temat tego rozdziału i nie bardzo wiem, co mogłabym dodać. Lubię chłopaków, są tacy sympatyczni i naturalni. O jednorożcu, syrenach i motylach już się kiedyś wypowiadałam - genialny pomysł *_* Ja bym w życiu na coś takiego nie wpadła :(
Francesca jest irytująca, coś czuję, że stworzą z S-L bardzo wkurzający duet. Ciekawe jak długo Dagmara wytrzyma... Dobrze, że ma chłopaków na pocieszenie ^^
PS Domagam się informacji, co było w ankiecie!
TAK! Jestem pierwsza :D
UsuńBrawo, jestem z Ciebie dumna :D
UsuńA widzisz, Kiniasty to taki mój chwyt marketingowy, żebyście się na niego zapatrzyli i zapomnieli o dziadowskim rozdziale xD
Ten rozdział jest długi i nic się w nim właściwie nie dzieje, dlatego mi się wydaje, że jest do kitu.
Nie wiem, co mi strzeliło do łba, ale wiesz, że od czasów Nirati nic mi się nie podoba. Postawiłam w końcu na swoje imię xD
Nie wpadłabyś na coś takiego, bo Ty wpadasz na dużo lepsze rzeczy, więc nie smutaj.
A ja się już cieszę na zadymy, jakich narobi Francesca ]:->
Dobrze, kiedy tylko się dowiem, co było w ankiecie - powiem Ci od razu.
Ooooch, dziękuję, starałam się :3
UsuńChwyt zadziałał, bo nie mogłam od niego oczu oderwać (dalej nie mogę) ^^ Ta jego poza jest przewspaniała, zupełnie, jakby mówił "No już dobrze, tylko upewnij się, że uchwycisz mój lepszy profil" xD
Tym się nie przejmuj, najpierw trzeba opisać miejsca i bohaterów. Dziać się będzie potem. ;D
Maarit mi się podoba. Z jakiego to, szwedzkiego?
No właśnie, że nie, ja mam bardzo schematyczne pomysły, a twoje są naprawdę oryginalne. Zazdroszczę ci tego :<
Ooo, widzę liczbę mnogą - będzie się działo ]:->
Trzymam za słowo! :P
Tym razem wstawiłam rozdział w okolicy Twojego pobytu na gg :D
UsuńKinio obydwa profile ma cudne <3 Miałam jeszcze kilka zdjęć, na których leży jak król na moim łóżku, ale to jest najpiękniejsze ze wszystkich ;)
Z fińskiego, ale ze szwedzkiego byłoby Marit, więc prawie to samo xD
Oj tam, najbardziej liczy się wykonanie, a Twoje jest bez zarzutu. Najbardziej oryginalny pomysł będzie do kitu, jeśli nie umie się pisać, albo robi się to kiepsko xD
Bardzo dobrze, że widzisz liczbę mnogą ]:->
Nie, ja wcale nie mam sklerozy... *rumieni się*
UsuńNo tak, akurat jak zeszłam z gadu :D
Ja wcale nie przeczę, bo Kinio jest cudowny w całości, to była po prostu moja pierwsza myśl ilustrująca tę pozę. :D
A to chyba nawet jako pierwsze przemknęło mi przez myśl, ale pomyślałam, że skoro lubisz szwedzki i masz nawet słownik... xD
O, nie powiedziałabym, że bez zarzutu, ale jako takie. Chociaż się z tobą zgodzę co do następnego zdania - nieraz odrzucało mnie opowiadanie, które miało w sobie błędy. Nawet oryginalny pomysł nie pomógł. Dobrze, że ty masz i oryginalne pomysły, i bardzo dobre wykonanie (i nie jęcz, że nie, bo cię zdzielę!):D
Jeszcze jest szansa dla mojego wzroku xD
A czemu miałabyś mieć sklerozę? Czy ja o czymś nie wiem? ;>
UsuńTak, mam słownik! I nawet znam trzy pierwsze słowa xD Chociaż zapamiętanie, że AA to anonimowy alkoholik nie jest jakimś wyczynem.
Będę jęczeć, bo Ty pierniczysz głupoty. Ty nie piszesz jako tako, tylko bez zarzutu, a ja na odwrót. I w tej kwestii nigdy nie się nie dogadamy :D
Mam sklerozę, bo zapomniałam odpisać na twój poprzedni komentarz. :P
UsuńSłownik kupowałaś przy mnie i w autobusie chwaliłaś się, że pierwsze słówko to AA. ;)
Zdecydowanie musimy sobie nawzajem podnieść samoocenę, bo kto w nas uwierzy jak nie my same? xD
Oj tam, nie musisz odpisywać ^^ Ja sama się ledwo ogarniam xD
UsuńTak, następna jest spółka akcyjna, czyli AS, a potem... aborre xD To słowo mi bardziej włoskim zalatuje, ale co tam.
No wiesz, jakbyś zaczęła nagle głosić jakieś proroctwa, to przy odpowiedniej technice manipulacji mnóstwo ludzie w Ciebie uwierzy.
A tak na serio to moja samoocena to dno i dwa metry mułu xD
Ja wiem, że nie muszę, ale chcę.
UsuńA cóż to to aborre? ^^
W sumie bycie nowym religijnym guru, który w ładny sposób ujmie 'czcijcie mnie i oddajcie mi wszystkie swoje pieniądze' brzmi fajnie. Mam już pomysł na przyszłość, bo zakład pogrzebowy byłam zmuszona porzucić. Podobno to sama mafia...
Ja wiem, dlatego trzeba coś z tym zrobić :)
Podobał mi się ten rozdział, a ty niepotrzebnie marudzisz. Naprawdę :)
OdpowiedzUsuńOj, spadający żyrandol narobił trochę nieprzyjemności i przysporzył strachu. Ciekawi mnie czy spadł tak samoczynnie czy ktoś mu może pomógł?
Ciekawa sprawa.
Polubiłam Dagmarę oraz chłopaków. Są całkiem sympatyczni i stanowią fajną paczkę. Szczególnie Lenny z tym swoim zamiłowaniem do motyli zapadł mi w pamięć. Te wszystkie przekomarzanki były rozbrajające :D
Ich całkowitym przeciwieństwem jest Francesca, do której jakoś się nie przekonałam. Wydaje mi się taką pustą lalunią, która nieźle jeszcze po uprzykrza życie Dagmarze. Już samo podsłuchiwanie źle o niej świadczy.
Sanna-Leena nie jest wymarzoną lokatorką, ale w sumie może wprowadzić trochę rozrywki do życia Dagmary xD Oh, wyobrażam sobie te nocne śpiewy! Zaczynam jej nawet trochę współczuć.
W każdym razie czekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam serdecznie!
Aa i oczywiście zapomniałam o tym przyjemniaczku ze zdjęcia. Cudny jest! A to jego spojrzenie... Jako maniaczka psów wszelkiej maści - już go kocham ;D
UsuńDziękuję za miłe słowa i mój przyjemniaczek również dziękuje za komplementy ^^ Taki z niego zniewieściały narcyz.
UsuńZagadka żyrandola, jak i innych dziwnych zdarzeń jeszcze się oczywiście rozwiąże.
Cieszę się, że podobają Ci się bohaterowie, zwłaszcza faceci - nie jestem dobra w kreowaniu facetów. Francesca jeszcze sporo namiesza w historii, a Sanna-Leena raczej będzie źródłem wesołych sytuacji ;)
Pozdrawiam.
Buu, a ja nawet nie wiedziałam, że już masz next ;). No, ale rano zerknęłam do obserwowanych, i zobaczyłam, że dodałaś nowy rozdział, to weszłam ^^.
OdpowiedzUsuńZaiste, takie rozdziały też są potrzebne. Życie to nie tylko wartka akcja i intrygi. Początek opowiadania powinien wprowadzać czytelników w życie bohaterów i nakreślać ich charakter.
Mi się podobało. Fajnie opisany zwykły dzień w tej dość osobliwej szkole. Dagmara jest dość osobliwą osobą, i ma trudny charakter, ale jako postać ją lubię. Jest ciekawa, i cieszę się, że nie jest jakąś szarą myszką czy jęczącą kluchą. Jest też szczera i umie postawić na swoim. I widzę, że chyba preferuje męskie towarzystwo. No, ale ona sama nie wydaje się być zbyt dziewczęca.
Och, i lubi siedzieć na parapecie ^^. Hah, też bym ciągle siedziała na parapetach, gdyby nie były tak wąskie, bo uwielbiam się gapić w okno.
Nie dziwię się też, że wkurzyło ją nocne śpiewanie Sanny-Leeny. Jednak mimo tych irytujących cech, lubię ją, bo jest ekscentryczna.
Francesca jest dość dziwna. Widzę, że ona i Dagmara raczej nie będą mieć zbyt dobrych stosunków ze sobą. Zresztą, kiedy w szkole jest tyle różnych dzieciaków, nie ma co liczyć na to, że nie będzie żadnych zgrzytów.
Ogólnie, wyszło bardzo fajnie i naprawdę nie masz na co narzekać ;). Rozdział był długi, ale masz lekki styl, więc szybko mi poszło czytanie go ^^.
W sumie to mogłam napisać Ci na gg, ale nie gadałyśmy wczoraj ;)
UsuńW tym rozdziale wbrew pozorom też wydarzyło się coś ważnego. Powinien być jeszcze jeden taki wprowadzający, później już idę dalej z fabułą, jeśli tak można nazwać to coś, co wymyśliłam ;]
W sumie to Dagmara miała być dość dziewczęca, ale jej dokładniejszy opis dopiero w następnym rozdziale się pojawi. Ona jest osobą, która przede wszystkim preferuje towarzystwo jedynie osób, które lubi i które jej nie denerwują. A Sanna-Leena irytuje ją niezmiernie ;)
Francesca jest tutaj takim jakby czarnym charakterem.
Rozdział był trochę krótszy od poprzedniego, ale w tamtym więcej się działo ;)
Dzięki za opinię.
I tak mi się podoba ^^. A Dagmara, jako taka osoba dość charakterna, uparta i nerwowa, jest bardzo ciekawa. Przynajmniej ja tak ją odbieram, jako osobę o dość trudnym charakterze, której sympatię ciężko zdobyć, bo niemal każdy ją irytuje ;P. No, Sanna-Leena jest wkurzająca, ale jednocześnie, budzi moją sympatię tą ekscentrycznością. Choć nie wiem, czy chciałabym mieszkać z laską, która w nocy śpiewa i non stop gada, w końcu uwielbiam ciszę i spokój.
UsuńJestem ciekawa, co wymyśli Francesca ;). I czy pojawią się jeszcze duchy ^^.
Właściwie to odbierasz Dagmarę tak, jak miała być odbierana i to mnie cieszy xD Mam nadzieję, że później nie zrobię z niej jakiejś kluchy albo zwykłej marudy.
UsuńTeż nie mogłabym mieszkać z Sanna-Leeną, zamordowałabym ją pierwszego dnia, ale na razie nie pozwolę Dagmarze tego zrobić ^^
Duchy na razie nie pojawią się bezpośrednio, ale będzie widać skutki ich działań. Później jeszcze jakoś je wkręcę ;)
Cieszę się, że Ci się podoba.
Lubię takie bohaterki jak Dagmara. Chyba już wyrosłam z etapu "nie lubię nikogo, wszystkie laski to plastiki, wolę się kumać z chłopakami", ale odnajduję w niej siebie sprzed trzech laty i to chyba jako taki narcyzm, że uważam ją za taką fajną, nie?
UsuńA rozdział jak najbardziej mi się podoba. W końcu jest to początek. Nie można od razu walić czytelnika w twarz nawałem akcji, jak robi to wiele autorek, chyba dlatego, żeby nie wiało nudą, co prowadzi to nieuchronnej katastrofy w postaci wyczerpania tematu zaraz po rozpoczęciu opowiadania.
Chłopcy są kochani i cudowni, współlokatorka jest nieziemsko dziwna, a ta Włoszka... No cóż, chyba będzie się z nią działo.
A tekst "To pewnie przez te rejsy wyglądasz, jakbyś orała w polu przez pół roku" jest powalający :D
Pozdrawiam.
Czyżbym to dało jako odpowiedź? Jeśli tak to przepraszam.
UsuńDziękuję ;)
UsuńDałaś jako odpowiedź, ale to nieważne.
Cieszę się, że lubisz Dagmarę. Spodziewałam się, że raczej ta kobieta będzie wszystkich irytować, ale cóż, jeszcze wszystko przede mną.
Oj tam, żaden narcyz :P
Ogólnie to w pierwszych rozdziałach niezbyt wiele się dzieje, ale od czegoś muszę zacząć ;)
Jeśli wyciąć rejsy, to ten tekst jest moją ulubioną pyskówką, kiedy jakaś spalona panienka zastanawia się, jakim prawem ja mogę być taka blada.
Pozdrawiam ;)
W tego psa James i Marlena nie rzuciliby lasagną, jest przepiękny!
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że rozdział jest trochę poniżej Twojego zwykłego poziomu, ale nie nazwałabym go kiepskim. Ponieważ zwyczajowo znajdujesz się gdzieś pomiędzy geniuszem a wow, to teraz było po prostu bardzo dobrze :)
Trochę mało się działo, więc nie bardzo mogę rozpisywać się na temat fabuły, poza tym zajęłam się hejtowaniem na całego włoskiej skwarki, przepraszam. No ale wiesz - ja i Lenny...
Mikko mi się skojarzył z Remusem, nie wiem dlaczego.
Z uwag technicznych:
— Żebyś „otworzyła swoje horyzonty na nowe doświadczenia” — odpowiedział Lenny, przedrzeźniając nowopoznaną panią profesor. - Słyszałam o poszerzaniu horyzontów, ale o otwieraniu? Tak na logikę: jak otworzyć horyzont?
Chłopak od jakiegoś czasu usilnie szukał czegoś w swojej torbie, próbując nie dobić przy tym do żadnego z przechodzących korytarzem uczniów. - Trochę mi się tu sens wysmyknął. Nie chodziło czasem o uderzenie tych ucznió, jakieś takie obicie, czy - lepiej, moim zdaniem - potrącenie?
— Karevik miał do niego jakąś sprawę — wyjaśnił Lenny. - Rany, skojarzyło mi się z Breivikiem, jaka masakra...
Cześć Lenny! Cześć Mikko! - Według mnie tu powinny być przecinki przed imionami, bo tak się zawsze robi; chyba, że znasz jakaś zasadę, o której nie słyszałam? :)
— Jak minęły wakacje? — spytała Lenny’ego, trzepocząc rzęsami. - HEEEEEEJT na Franceskę.
— To pewnie przez te rejsy wyglądasz, jakbyś orała w polu przez pół roku — skomentowała Dagmara. Rzeczywiście, Francesca była opalona na ciemną czekoladę. - Dowal jej, Dagmara! Moja krew!
— Wybacz, ale mamy mnóstwo zadań do odrobienia — dodała, łapiąc chłopaków za przedramiona i ciągnąc ich w któryś korytarz. - To taka luźna sugestia: te "zadania do odrobienia" brzmią trochę nienaturalnie. Nie wiem, jak Ty, ale ja na przykład mówię, że mam masę pracy (domowej), a nie, że mam tyle "zadań do odrobienia" ;)
Pozdrawiam!
Ten pies prawdopodobnie zjadłby całą lasagnę, a potem poszedł do nich i oddałby ją w nieco upłynnionym stanie.
UsuńNo wreszcie ktoś się ze mną zgadza, że ten rozdział jest poniżej mojego poziomu. Niestety nie mogłam się zdobyć na nic lepszego i to mnie boli.
Ponieważ zwyczajowo znajdujesz się gdzieś pomiędzy geniuszem a wow, to teraz było po prostu bardzo dobrze :) Dziękuję, chociaż co do geniusza się oczywiście nie zgadzam.
Mikko miał być trochę Remusowaty, ale tylko trochę.
Oczywiście chodziło mi o otworzenie swojego umysłu, ale tu wychodzi na jaw moje roztrzepanie i ślepota.
Z tym dobijaniem do kogoś to chyba jakieś moje dziwactwo. Chodziło o potrącenie, ale ja całe życie mówię, że do kogoś dobiję albo ktoś do mnie dobił i niestety wkradło się to też w opowiadanie.
Rany, skojarzyło mi się z Breivikiem, jaka masakra... Nie, takich skojarzeń nie chciałam wywoływać ;< Nazwisko podprowadziłam wokaliście Kamelotu, który raczej nie ma nic wspólnego z panem B.
Hejt na Francescę mnie naprawdę ubawił, oczywiście w pozytywnym sensie :D
Zadania do odrobienia to moim zdaniem regionalizm, czy coś w tym stylu. Ja i moi znajomi zawsze odrabialiśmy zadania/lekcje, z kolei "praca domowa" brzmi dla mnie dziwnie :)
Pozdrawiam.
Hej!
OdpowiedzUsuńJestem tu po raz pierwszy, ale na pewno zostanę na dłużej!
Opowiadanie jest naprawdę fascynujące i niebanalne. Wykreowałaś wciągający świat i realistycznych bohaterów.
Masz ciekawy styl, ładne opisy i metafory.
Nie masz powodów do niezadowolenia, naprawdę.
Dagmara to bardzo złożona postać, jak na moj gust. To dobrze. Jest głowną bohaterką - powinna zaskakiwać. :)
A ten piesek ze zdjęcia jest uroczy! :)
Tyle.
Pozdrawiam.
PS: Zapraszam na close-to-the-ligth.blogspot.com.
Dziękuję bardzo za miłą opinię :)
UsuńDagmara to pierwsza moja bohaterka z takim trudnym i niezależnym charakterem, mam nadzieję, że jej nie sknocę.
Piesek również dziękuje za komplement ^^
Pozdrawiam.
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPani "jestem opalona, więc jestem fajna" od razu nie przypadła mi do gustu. Mam wrażenie, że będą z nią tylko same problemy, bo już opisałaś ją jako bardzo czepliwą, wredną i wścibską. Stwierdzenia Włoska skwarka rozbawiło mnie, ale należało się jej ;P
Scena z trójką przyjaciół bardzo mi się spodobała, choć zaczynam myśleć, że Lenny jest nieco pokręcony. Nie to żebym nie lubiła ludzi z pasjami, ale nie wiem kiedy on żartuje, a kiedy mówi serio :)
Reszta chłopców bardzo sympatyczna, choć bardzo ciekawi mnie ta sytuacja. Jedna dziewczyna a wokół sami faceci. Ja wiem, że to przyjaźń i tak dalej, ale byleby się to potem nie skomplikowało xD
I syrenki? Serio? Arielka mi się przypomina :D
A na koniec o zdjęciu - uwielbiam pieski! I twój jest uroczy ;* Czasem mam wrażenie, że pałam większą miłością do zwierząt niż do ludzi, ale to szczegół :)
Pozdrawiam, L. ;*
Dziękuję :)
UsuńZ Francescą będą problemy. Jeśli mogę trochę zaspoilerować, to jej się po prostu nudzi więc chodzi i przeszkadza, komu się da ^^
nie wiem kiedy on żartuje, a kiedy mówi serio :) I właśnie o to chodziło, macie nie wiedzieć xD
Tu nawet nie chodzi o to, że oni się zaprzyjaźnili. Po prostu alchemia nie jest zbyt oblegana przez dziewczyny, zdecydowanie więcej jest ich u wróżbitów. Do tego dochodzi niż demograficzny i wyszło, że w klasie są cztery osoby, więc chcąc nie chcąc, muszą się ze sobą trzymać ;)
Tak, syrenki, duszki i jednorożce :D
Mój piesek dziękuje za komplement ^^ Możemy sobie podać rękę, bo ja też wolę zwierzęta od ludzi.
Pozdrawiam ^^
Czyli postać, której nie da się lubić xD Zawsze muszą takie się pojawić :D
UsuńMuszą, ale nie muszą się tak dobrze znosić, ja już to wiem po sobie, można z kimś do jednej klasy chodzić przez 11 lat i jedynymi wspólnymi tematami mogą być lekcje i pogoda xD
Czyli ktoś mnie rozumie! Zwierzęta przynajmniej nic złego ludziom nie robią. :)
Pozdrawiam ponownie, L. ;*
Lenny i jego motyle... Ahaha.
OdpowiedzUsuńBardzo ładnie kreujesz bohaterów. Są niebywale naturalni w zachowaniu. Masz też ładne, zgrabne opisy, które ubarwiają historię. Chyba się zakochałam w tym opowiadaniu. Spodobał mi się ten pomysł na konflikt między alchemikami i wróżbitami. Zapewne ciekawe sytuacje z tego wynikną ^^
A psiaka masz słodziutkiego!
Pozdrawiam! :)
Dziękuję bardzo za opinię :)
UsuńCieszy mnie, że spodobał Ci się pomysł na opowiadanie. Oczywiście, z tego konfliktu powinno wyniknąć mnóstwo dziwacznych nieporozumień ^^
Psiak również dziękuje, wrodzony brak skromności nie pozwala mu zaprzeczać komplementom.
Pozdrawiam!
Witaj!
OdpowiedzUsuńZafascynowała mnie Twoja opowieść. Jest naprawdę ciekawa, wciągająca. Jak dla mnie - magia.
Podoba mi się wykreowany przez Ciebie świat. Jest przesycony magią. Bohaterowie są wyraziści, mają emocje.
No cóż, będę tu zaglądać częściej :)
Pozdrawiam serdecznie.
PS: Przepraszam, że tak krótko. Następnym razem się rozpiszę!
http://siedem-kregow-piekiel.blogspot.com/
A wiesz, jakiś czas temu (za panowania poprzedniego szablonu) trafiłam tutaj i dodałam Twojego bloga do linków z myślą, żeby go niedługo przeczytać, ale wcześniej spotkała mnie miła niespodzianka w postaci Twojego komentarza u mnie. W każdym razie już tutaj jestem i nadrobiłam braki w lekturze. Czytało się świetnie, chociaż to chyba zbyt lekkie określenie jak na moje odczucia względem tej historii. Masz po prostu bardzo przyjemny styl, który sprawia, że rozdziały się nie dłużą, a to wielki plus, bo ja średnio lubię czytać przy komputerze i coś musi mnie naprawdę zafascynować, żebym przeczytała ciurkiem więcej niż rozdział.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się oryginalność i fabuły, i postaci. Oczarował mnie pomysł szkoły wróżbiarzy i alchemików, duchów, a także samej nocy polarnej. Poza tym już wiem, że uwielbiam Lenny'ego i jego kolekcję. W ogóle to jak traktują się przyjaciele jest świetne i na swój sposób zabawne. A i od razu przypomniała mi się druga rzecz, którą tutaj lubię - poczucie humoru. Tekst o oraniu w polu rozwalił system, tak samo nazwanie Francescki skwarką. Postać Sanny-Leeny też frapująca, mam nadzieję, że nie da się w nic wmieszać Fransesce.
Niecierpliwie czekam na więcej i serdecznie pozdrawiam :)
Nowy artykuł na Recenzerze, zapraszam, jeśli jesteś zainteresowana :)
OdpowiedzUsuńTak już przy okazji, jeżeli chciałabyś śledzić Recenzerr, to bardzo prosiłabym o dodanie go do Listy Czytelniczej na profilu, bo już zapominam, kogo miałam powiadamiać ._.'
Pozdrawiam serdecznie!
Zacznę od najważniejszego, czyli od tego, że masz mega ślicznego psiaka! ^^
OdpowiedzUsuńA teraz przejdę do nie mniej ważnej sprawy, czyli treści. No, więc mi tam się podobało. uważam dalej, że masz bardzo wesołe usposobienie. Sam fakt, że piszesz właśnie w śmiesznym stylu przemawia jak najbardziej na tak. Lubię, kiedy w opowiadaniu jest choć odrobina radości i wygłupów. Bo przecież tak naprawdę każdy się wygłupia, więc czemu niby pisze się zawsze wszystko tak na poważnie? Chociaż jeden moment rozładowujący napięcie powinien być!
Nie mniej jednak dalej nie rozumiem, czemu rozpoczęłaś z duchami, a teraz jest coś zupełnie innego. Mam jednak nadzieję, że nasza wesoła rodzinka jeszcze nie raz da o sobie tutaj znać, haha xd