Jeden


Mistrzu Flamelu, uchroń mnie, proszę, od przesiąknięcia jej głupotą.
— …no wiesz, tutaj podobno są niedźwiedzie polarne. Chciałabym zobaczyć takiego misia. Myślisz, że przyjdzie do szkoły?
Przyjdzie. Będzie zaszczycony faktem, że może być ostatnim widokiem w twoim życiu.
— A słyszałaś, że w tym domu ktoś podobno kiedyś spłonął? Jakaś córka czy żona… Myślisz, że jej duch może tutaj dalej mieszkać? Ciekawe, w którym to było pokoju. Może w naszym? O mamusiu, a jak ona nas będzie straszyć w nocy?
Od dłuższego czasu Dagmara siedziała, patrząc tępym wzrokiem na swoją nową współlokatorkę i zastanawiała się, gdzie zaginęła normalność. Prawdopodobnie wyrwała się z jej rąk, kiedy otwierała to paskudne okno w tym jeszcze bardziej paskudnym i zardzewiałym autobusie, którym przyjechali w to dziwne miejsce. Tak, na pewno w tym momencie jej ukochana normalność wyrwała się na wolność, ginąc gdzieś w sosnowym lesie i pozostawiając ją na pastwę losu. A raczej na pastwę tej dziwnej dziewczyny.
— Ale tu jest cicho — stwierdziła Sanna-Leena, ze zdziwieniem rozglądając się po pokoju, jakby spodziewała się znaleźć w nim jakiś guzik, za pomocą którego mogłaby włączyć dźwięki. — Wcześniej mieszkałam jeszcze z trzema dziewczynami, więc non stop coś się działo. Daga? Mogę tak do ciebie mówić?
Dopiero, kiedy Sanna-Leena pstryknęła jej palcami przed nosem, Dagmara zorientowała się, że współlokatorka coś do niej mówiła.
— Przepraszam, zamyśliłam się… — Myślałam, jak stąd niepostrzeżenie zwiać. — Pytałaś może o coś?
— Pytałam, czy mogę mówić do ciebie Daga — odparła Sanna-Leena, przyglądając się jej uważnie. — I czy nie będzie ci przeszkadzać, jeśli czasami zaproszę do siebie znajomych.
— Tak — odparła machinalnie Dagmara, podejrzliwie przyglądając się wielkiemu, fioletowemu kwiatkowi… Nie, czemuś podobnemu do kwiatka, co Sanna-Leena miała wsadzone w długie, blond włosy.
— Ale pierwsze, czy drugie?
— Co pierwsze? — spytała zaskoczona Dagmara, kiedy uznała, że to coś naprawdę kiedyś było kwiatkiem, ale dawno zwiędło.
— Odpowiedziałaś „tak” na moje pierwsze pytanie, czy na drugie? — spytała Sanna-Leena, uśmiechając się pod nosem. Dagmara miała dziwne wrażenie, że nowa współlokatorka uznała ją za osobę nieco opóźnioną umysłowo.
Niedoczekanie.
— Tak, możesz do mnie mówić Daga — oznajmiła, wstając. Czas nieco rozejrzeć się po nowym lokum, w końcu – jeśli dobrze pójdzie – spędzi w tym miejscu następne dwa lata swojego życia. Może kiedy lepiej się poznają, Sanna-Leena okaże się całkiem interesującą osobą? A jeśli nie, to po prostu znajdzie sobie inny kąt. Albo jeszcze lepiej, wykopie ją z tego pokoju, bo wyglądał całkiem przytulnie. — A dużo masz tych znajomych? — spytała, przyglądając się ciężkim, zielonym zasłonom wiszącym w oknie.
Cały pokój urządzony był w odcieniach zieleni. Zielony dywan, zielone narzuty, zielony fotel, zielone ściany. Nawet kafelki w łazience były zielone, z niewielkimi domieszkami bieli. Krócej mówiąc, Dagmara czuła się, jakby nagle skurczyła się do rozmiarów konika polnego i  zgubiła w jakiejś wysokiej trawie.
— Och, naprawdę niewielu — rzekła beztrosko Sanna-Leena, wygładzając fałdy na swojej długiej do kostek, fioletowej sukience. Może i nie miała gustu, jeśli chodziło o ozdoby we włosach, ale Dagmara musiała przyznać jej jedno: umiała się ubrać. Większość znanych jej dziewcząt, które były nieco przy kości, uparcie wciskało się w obcisłe ubrania, licząc, że ukryją tym mankamenty swojej urody, a zamiast tego je uwydatniały. Z Sanna-Leeną było inaczej: prosta, ciemna, odcinana pod biustem sukienka sprawiała, że dziewczyna wyglądała zgrabnie. — To tylko kilka osób, najbliżsi przyjaciele — dodała po chwili blondynka, układając swoje rzeczy na szafce nocnej.
— Jeśli kilka osób, to nie ma sprawy — zgodziła się Dagmara, ponownie siadając na łóżku. Już dawno zdążyła się rozpakować, podczas gdy współlokatorka komplementowała piękny zachód słońca, idealnie widoczny z okna ich pokoju. Wyjątkowo wczesny zachód, jak na wrzesień, pomyślała dziewczyna. Dochodziła godzina osiemnasta, a niebo nad szkołą było już granatowo czarne i usiane setkami błyszczących gwiazd. A z każdym dniem będzie robiło się ciemno coraz wcześniej. — Wiesz, muszę ci coś uświadomić — zwróciła się do Sanna-Leeny. Współlokatorka w trakcie układania książek na półce nad łóżkiem zerknęła na pierwszą stronę jednej z nich, po czym bez reszty zatraciła się w czytaniu. — Do tej pory w internacie mieszkałam sama, więc nie zdziw się, jeśli kiedyś zapomnę o twojej obecności i…
— Mieszkałaś SAMA? — zdziwiła się Sanna-Leena, gwałtownie podnosząc głowę znad książki. — Nie miałaś żadnej współlokatorki?
— Nie — odpowiedziała Dagmara, lekko zniesmaczona zdziwieniem nowej koleżanki. — Jestem jedyną dziewczyną w klasie, a na innych rocznikach było ich akurat tyle, że zostałam sama.
Sanna-Leena patrzyła na nią zagadkowo, usilnie się nad czymś zastanawiając.
— A no tak! — krzyknęła po chwili. — Zawsze wszyscy mówią, że jeśli dziewczyna idzie na alchemię, to na pewno jest stuknięta. Też myślisz, że dlatego jest ich tak mało? Bo wiesz, mi się wydaje, że dziewczyny z alchemii to są bardzo odwa…
— Przepraszam cię, przypomniałam sobie, że muszę załatwić coś ważnego — wypaliła szybko Dagmara i wybiegła z pokoju, nie zważając na fakt, że Sanna-Leena nie dokończyła zdania.
Dopiero za drzwiami wybuchnęła głośnym śmiechem.

— …no a mnie tata zawsze chciał posłać do szkoły językowej w Szwajcarii, ale ja kompletnie nie znam niemieckiego. On sobie wymyślił, że ja zostanę sławnym tłumaczem, ale wyjaśniłam mu, że wolę umieć przewidywać pogodę. To bardzo przydatna umiejętność, zawsze dzień wcześniej wiem, jak mam się ubrać. Też tak sądzisz, Daga?
Szczęśliwie złożyło się, że Dagmara była ulubionym typem rozmówcy Sanna-Leeny. Nie wtrącała się, nie komentowała, jedynie uważnie słuchała. W pewnym momencie dziewczyna uznała jednak, że ciekawi ją zdanie współlokatorki odnośnie wyższości przewidywania pogody nad znajomością języków obcych.
— Daga? — powtórzyła po chwili oczekiwania na odpowiedź. Odwróciła się od półki, na której układała swoje książki według grubości, koloru okładki oraz nazwiska autora, po czym rozejrzała się po pokoju.
Zajrzała do łazienki, pod łóżko, za zasłony, otworzyła nawet szafę.
— Wyszła — stwierdziła po chwili, lekko zdziwionym tonem.
Wzruszyła ramionami. W końcu zawsze wiedziała, że alchemicy są dziwni.

— No wreszcie pojawiła się ładniejsza część naszego zespołu! — rzekł Lenny, teatralnie podnosząc kubek z herbatą, jakby chciał wznieść nim toast.
— Zamknij się — warknęła Dagmara, opadając na krzesło.
Jadalnia z pewnością jeszcze do niedawna była czymś w rodzaju sali balowej. Obszerne, okrągłe pomieszczenie zwieńczone było sufitem w kształcie kopuły, przez co wydawało się jeszcze większe. W drewnianej podłodze Dagmara wypatrzyła mnóstwo dziur podejrzanie przypominających odciski butów na szpilkach. Pośrodku znajdowało się podwyższenie, kiedyś zapewne służące orkiestrze - teraz postanowiono tam stół dla nauczycieli. No przecież nie będą siedzieć na tym samym poziomie, co zwykli śmiertelnicy, zakpiła sobie w myślach dziewczyna. Stoliki dla uczniów – każdy na cztery lub sześć osób – rozstawione były na planie koła wokół podwyższenia. W kącie sali znajdował się stół z jedzeniem, do którego każdy mógł podejść i wybrać sobie jedną z kilku potraw.
Denerwowały ją wielkie okna, sięgające od podłogi aż do sufitu, w dodatku nie osłonięte żadnymi zasłonami, ani nawet firankami. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że na ciemnym podwórzu czai się ktoś, kto idealnie widzi wszystko, co dzieje się w sali. Na szczęście chłopcy z jej klasy wybrali takie miejsce, że siedziała przodem do ściany, nie do okien.
— Kiepski humor? — zagadnął Mikko, wysoki, chuderlawy blondyn. Jedyny rozsądny człowiek w klasie Dagmary – a że liczyła ona jedynie cztery osoby, było ewenementem, że w ogóle znalazł się tam ktoś posiadający choć odrobinę rozumu.
— Prawie godzinę krążyłam po korytarzach tej paskudnej twierdzy — wyjaśniła Dagmara, ponuro spoglądając na zawartość talerzy swoich kolegów. — A i tak trafiłam do tej sali tylko dlatego, że spotkałam pana Karevika i mnie zaprowadził — dokończyła ze złością.
— Trzeba było siedzieć na tyłku w pokoju — stwierdził Lenny z ustami pełnymi chleba.
— Ciekawe, czy ty byś siedział, gdybyś mieszkał z wariatką.
Sanna-Leena siedziała zaledwie trzy stoliki dalej i z wielkim zaangażowaniem opowiadała swoim znajomym jakąś niewątpliwie bardzo fascynującą historię.
— Wariatką? — zdziwił się Mikko, spoglądając w kierunku blondynki. — Wydawała się całkiem sympatyczna — dodał po chwili, czerwieniąc się lekko.
— A kiedy ty ją poznałeś? — spytała zaskoczona Dagmara. Nie rozmawiała z Sanna-Leeną, od kiedy wyszła z pokoju ponad godzinę wcześniej. Współlokatorka przez kilkanaście minut rozmowy doprowadziła ją do ataku histerycznego śmiechu połączonego z przypływem litości dla niezbyt rozgarniętego umysłu dziewczyny.
— Poszliśmy po ciebie przed kolacją — odpowiedział Jonatan, chłopak tylko z pozoru sympatyczny i nieszkodliwy. Nikt nie potrafił zliczyć, ile razy udało mu się oszukać pozostałą trójkę w grze w karty. — Twoja współlokatorka jest bardzo… — zawahał się, szukając odpowiedniego słowa na określenie Sanna-Leeny. — Oryginalna. Tak. Może pójdziesz po jakieś jedzenie, w końcu nic ci nie zostanie.
— Może to i dobre określenie — mruknęła Dagmara.
— Tak, ona jest bardzo oryginalna. Wyjątkowo fascynująco opowiada o kuzynce brata żony jej dziadka, która zdradziła swojego męża na własnym weselu — zaśmiał się paskudnie Lenny. Daga trzepnęła go w ramię.
— Niepokoi mnie ten żyrandol — zakomunikował Mikko po chwili milczenia.
Wielki, zabytkowy kandelabr wisiał na samym środku sufitu i chybotał się lekko. Wprawdzie zamiast świeczek miał żarówki, ale dzięki rozmaitym zdobieniom wciąż prezentował się majestatycznie.
— Patrz na mnie, ale mnie nie rusz — skomentował Lenny, a było to bardzo odpowiednie określenie stanu żyrandola.
Dagmara wzruszyła ramionami.
— Spadnie nam na łby i będzie spokój. Idę po jedzenie — rzekła dziarsko. Wstała i ruszyła do stolika z potrawami, uważnie wybierając drogę jak najbardziej oddaloną od Sanna-Leeny.
Chwyciła talerz i nałożyła sobie jajecznicę, jednocześnie rozglądając się po sali. Jak na fakt, że znajdowali się tam uczniowie dwóch szkół, nie była szczególnie zatłoczona. Jednej szkoły, poprawiła się szybko. Jednej. Trzeba się przyzwyczaić, że już nie są rywalizującymi ze sobą placówkami, tylko całością. Już nie będą słuchać od nauczycieli, że powinni się starać, bo wróżbici w tym i tamtym okazali się lepsi, a przecież to oni, jako przyszli alchemicy i jedne z najlepszych umysłów w Europie, powinni być doskonali.
Teraz będą mogli sobie na własne oczy obejrzeć, jacy uczniowie szkoły dla wróżbitów są wspaniali. A raczej profilu, jak to teraz się nazywało. I teraz będą razem pracować na dobre imię i wyniki swojej szkoły.
A sytuacja była straszna. Można by pomyśleć, że epoka nietolerancji dla ludzi parających się… innymi formami nauki minęła razem ze średniowieczem. Ale jednak nie - ostatnimi czasami pojawiało się mnóstwo głosów na temat szkodliwych działań alchemii, głosów szczególnie głośnych na południu Europy. Wróżbici od zawsze byli w jeszcze gorszym położeniu – pozorny spokój zyskali jedynie na chwilę, kiedy dzięki przepowiedni jednej z ich absolwentek udało się udaremnić zamach na jednego z czołowych europejskich polityków.
Jedno było pewne, czasy świetności kształcenia alchemików i wróżbitów dawno dobiegły końca. Uczniów było z roku na rok coraz mniej – w klasie Dagmary znajdowały się tylko cztery osoby, a dwa roczniki wyżej było ich aż dziesięcioro. To samo działo się u wróżbitów, jednak tam było ich więcej, ponieważ edukacja trwała rok dłużej, niż u alchemików. Szkoły jednak nie poddawały się i wciąż próbowały utrzymywać wysoki poziom nauczania.
Aż do czerwca, kiedy to na metaforyczne głowy obydwu placówek spadły nieszczęścia.
Żyjący sobie jak pączki w maśle uczniowie alchemików, egzystujący z dnia na dzień i nie przejmujący się przyszłością przeżyli szok, kiedy dowiedzieli się o wszystkich podejrzanych sprawkach właściciela zajmowanego przez nich budynku. Nawet zlicytowanie wielohektarowych połaci lasu i działek budowlanych, siedziby szkoły alchemicznej i kilku rezydencji nad Morzem Śródziemnym nie wystarczyło na pokrycie wszystkich jego długów. Przez całą letnią przerwę zarówno uczniowie, jak i nauczyciele nie mieli pewności, czy we wrześniu będzie im dane spotkać się ponownie.
Kilka dni później okazało się, że wróżbici są w podobnej sytuacji ­­– zmarł stary, chorowity dyrektor, który od lat powinien być na emeryturze, jednak nie znalazł się nikt, kto chciałby go zastąpić. Nawet gdy go zabrakło, nie pojawił się żaden kandydat na jego miejsce. Wtedy padła propozycja przejęcia tej funkcji przez dyrektora alchemików i jednoczesnego połączenia obydwu szkół. Niestety, budynek zajmowany przez wróżbitów był stanowczo zbyt mały, aby pomieścić tylu uczniów, ale i na to znaleziono rozwiązanie.
A raczej znalazł je pewien podstarzały, rosyjski szlachcic.
— Tu jesteś!
Dagmara o mało nie wylądowała z nosem w misce z sałatką pekińską. Nie musiała się odwracać, aby wiedzieć, kto o mało nie przyprawił jej o zawał serca, wrzeszcząc do ucha i rzucając się na jej szyję.
— Już myślałam, że nie przyjdziesz na kolację, kiedy nie wracałaś do pokoju — rzekła smutno Sanna-Leena.
— Miałam ochotę pozwiedzać trochę szkołę — wytłumaczyła się Dagmara, stwierdzając, że skoro już wisi nad sałatką, to równie dobrze może jej spróbować.
— Czemu nie zabrałaś mnie ze sobą? — jęknęła smutno Sanna-Leena, wypuszczając współlokatorkę z objęć. Po chwili jednak rozpromieniła się. — Ale teraz będziesz mogła nas oprowadzić!
— Was?! — wykrztusiła mimowolnie Dagmara. — To jest was więcej?
Sanna-Leena ponownie spojrzała na nią, jak na opóźnioną umysłowo.
— Ale jakich „nas” masz na myśli? — spytała, nalewając sobie i Dagmarze soku pomarańczowego.
Szalonych wróżbitów.
— No… miałam na myśli jakichś twoich znajomych — wytłumaczyła się Daga, biorąc od koleżanki szklankę z napojem.
— Właśnie! — krzyknęła Sanna-Leena, jakby sobie nagle o czymś przypomniała. — Muszę cię komuś przedstawić.
Złapała Dagmarę za ramię — alchemiczka w ostatniej chwili zdążyła złapać talerz ze swoją kolacją i szklankę — i pociągnęła ją między stolikami, zupełnie nie zważając na wszelkie szkody, które mogła wyrządzić.
— Przepraszam! Przepraszam! — mamrotała Dagmara raz po raz, kiedy obijała się o siedzących przy stolikach, lub krążących między nimi, uczniów. — Cześć Tom — rzuciła w stronę chłopaka z czwartej klasy, którego stuknęła w głowę talerzem, a po chwili potknęła się na wyciągniętej stopie jakiejś rudej wróżbitki.
Sanna-Leena zaciągnęła ją w kąt sali najbardziej oddalony od ostoi normalności Dagmary, czyli chłopaków z jej klasy. Dziewczyna rzuciła tęskne spojrzenie w ich stronę, zastanawiając się, czy któryś z nich zauważy jej straszne położenie i przybędzie na ratunek.
— Poznajcie się — oznajmiła triumfalnie Sanna-Leena. — Anno, to jest Daga, moja nowa współlokatorka. Daga, to jest Anna, moja przyjaciółka.
Przez chwilę Dagmara nie miała pojęcia, do kogo mówi jej koleżanka, jednak po chwili spostrzegła, że stoi przed nią wyjątkowo niska dziewczyna. Anna miała proste, złote włosy sięgające do łopatek, lekko skośne, zielone oczy i przede wszystkim była bardzo ładna.
— Eee… Cześć — wydukała w końcu Dagmara. Sama była dość wysoką dziewczyną, podobnie jak Sanna-Leena, i zastanawiała się, jak współlokatorka daje radę rozmawiać z kimś o dwie głowy niższym.
— Cześć Dagmaro. Sanna-Leena dużo o tobie opowiadała — rzekła Anna, przeciągając sylaby. Jej uśmiech był sympatyczny, jednak alchemiczka nie mogła pozbyć się wrażenia, że w dziewczynie jest coś dziwnego. — Czy ten sok jest dobry? — zwróciła się złotowłosa do Sanna-Leeny, która właśnie miała zamiar spróbować napoju.
— Uwielbiam sok pomarańczowy! — Sanna-Leena z wielkim entuzjazmem przechyliła szklankę. Wypiła naraz niemal pół jej zawartości… i natychmiast wypluła wszystko z powrotem do naczynia. — Co to za paskudztwo? — wychrypiała, zszokowanym wzrokiem przyglądając się szklance.
— Chyba jednak nie do końca go uwielbiasz — stwierdziła Dagmara, uśmiechając się pod nosem.
— Spróbuj swojego, to zobaczysz, jakie to jest niedobre — upierała się Sanna-Leena, krzywiąc się niemiłosiernie. Chcąc nie chcąc, Dagmara musiała to sprawdzić.
Sok był po prostu paskudny. Z kolorem i zapachem było wszystko w porządku, jednak smak… Smakował jak stara, spalona guma. Dagmara nie potrafiła powiedzieć, skąd wie, jak smakuje spalona guma, skoro nigdy jej nie próbowała, jednak było to jedyne skojarzenie, jakie przyszło jej do głowy po spróbowaniu feralnego napoju.
— Może jest przeterminowany? — spytała Anna, uśmiechając się przyjaźnie, ale jednak niezupełnie szczerze.
— Na pewno nie. To coś więcej.
— Ciekawe, czy innym też się trafiło takie paskudztwo… No, ale teraz już się nie dowiem — skrzywiła się Sanna-Leena.
Bo w tym momencie ze swojego stołka podniósł się sam pan dyrektor, Ragnvald Winter. Odchrząknął cicho, po czym okrążył stół nauczycielski i przeszedł na skraj podwyższenia, aby być lepiej widocznym. Sanna-Leena pociągnęła Dagmarę na krzesło obok siebie – wylewając przy okazji część paskudnego soku na spodnie jakiegoś niewinnego pierwszoklasisty – a w sali zapadła głęboka cisza, nieprzerywana nawet brzękiem sztućców.
Wprawdzie przed kolacją dyrektor wypowiedział już kilka słów powitania – których Dagmara nie słyszała, bo się spóźniła – ale teraz najwyraźniej miał do dodania coś jeszcze. Nie było to dobrym znakiem, bo zwykle można było się spodziewać złych wiadomości lub niewygodnych poleceń do wykonania, a na domiar złego, kiedy ponad siedemdziesięcioletni Ragnvald zaczął mówić, kończył dopiero w późnych, wieczornych godzinach.
— Moi drodzy uczniowie — zaczął cichym, ale jednak doskonale słyszalnym w ogólnej ciszy głosem. — Zarówno ci starzy, jak i nowi, bo wszyscy jesteście teraz dla mnie tak samo ważni. Przed kolacją przedstawiłem gronu pedagogicznemu pewien pomysł. Pomysł, który od razu spodobał się większości nauczycieli i co do którego – mamy nadzieję – wy również nie będziecie mieli zastrzeżeń. — Przerwał na chwilę, aby przejść się kilka razy z jednego końca podestu na drugi.
Szanowne grono pedagogiczne wydawało się mieć mieszane uczucia na temat pomysłu dyrektora. Większość nauczycieli wróżbitów miała rozbawione miny, uśmiechał się też ulubiony nauczyciel alchemików, pan Mark Karevik. Reszta wyglądała na znudzonych, lub nawet zirytowanych.
— Teraz jednak już wiem, że pomysł jest wspaniałą propozycją, która na pewno spodoba się wszystkim — kontynuował nieśpiesznie dyrektor, nie zważając na zniecierpliwienie widoczne na twarzach jego uczniów. — A więc, chcielibyśmy wam zakomunikować, że w ramach integracji postanowiliśmy zorganizować…
ŁUP.
Jeśli któryś z nauczycieli kiedykolwiek narzekał, że uczniowie zawsze starając się usiąść jak najdalej od grona pedagogicznego, a nawet nie przyznawaliby się do nich, gdyby mogli, teraz błogosławił w duchu fakt, że podopieczni rozsiedli się w najdalszych kątach sali. Spadający z sufitu zabytkowy żyrandol uderzył bowiem wprost w puste stoliki znajdujące się tuż obok podwyższenia.
Huk był niemiłosiernie głośny. O dziwo, ogromna metalowa konstrukcja najwyraźniej nie ucierpiała zbytnio – po podłodze potoczyła się jedynie jakaś samotna żarówka – ale niestety podłoga przeżyła wypadek zdecydowanie gorzej.
Na sali razem z ciemnością zapadła grobowa cisza. Dyrektor wpatrywał się w zarys spoczywającego u jego stóp żyrandola, a po chwili, jak gdyby nigdy nic, zakończył swoją przemowę.
— Postanowiliśmy wystawić w szkole sztukę teatralną pod tytułem „Noc polarna”. Wszyscy macie wziąć udział. Dobranoc.

***

Rozczarowani, że historia nie tak do końca jest o duchach? ^^
Jestem strasznie nieogarnięta, jeśli chodzi o tego bloga. Zawsze zawczasu miałam przygotowane zakładki, pięć szablonów na zapas, tylko tekstu brakowało. A tutaj jest dokładnie na odwrót - mam tekst, ale nic innego xD Może to i dobrze.
Historia się rozrasta, ostatnio wpadłam na nowy wątek. Dlatego nie mogę nikomu obiecać, że następne rozdziały będą krótsze... bo nie będą, chyba.

32 komentarze:

  1. Podobał mi się ten rozdział. Bardzo.
    I w żadnym wypadku nie jestem zawiedziona, że nie jest to opowiadanie wyłącznie o duchach, co nasunęło mi się na myśl po przeczytaniu prologu. Pomysł ze szkołą dla wróżbitów oraz alchemików jest naprawdę świetny, a oryginalności mu nie brakuje. Chyba jeszcze z czymś podobnym nigdy się nie spotkałam.
    Jedyne co mi nie zagrało to imię jednej bohaterki. Inni mają zagraniczne imiona, a tu nagle Dagmara. No, ale może to celowy zabieg. Nie czepiam się :)
    W każdym razie twoje postacie są nietuzinkowe. Szczególnie w pamięci zapadła mi Sanna-Leena. Począwszy od imienia, a na nieco zwariowanych charakterze skończywszy. Niezła gaduła z niej, to trzeba przyznać ;) Jak ta biedna, spokojna Dagmara z nią wytrzyma? Chociaż ona też do łatwych charakterów chyba nie należy.
    A i jeszcze ta dziwna dziewczyna, której imię mi umknęło, a którą poznała Dagmara. Zaintrygowała mnie. Naprawdę ma tak wielki dar jasnowidzenia? Ciekawe.
    I wiedziałam, że coś się stanie z tym żyrandolem! Jak tylko napisałaś, że się buja, to już wyobraziłam sobie jak spada komuś na łeb. Dyrektor miał wielkie szczęście, że to nie on był tym nieszczęśnikiem.
    Wiemy już skąd się wzięła nazwa bloga. Interesujący pomysł :)
    Czekam na więcej i pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za opinię :)
      Cieszę się, że nie jesteś zawiedziona, bo po prologu chyba wszyscy myśleli, że będzie głównie o duchach. A ja mam już takie zboczenie "zawodowe", że do prologu nawiązuje dopiero później.
      Dagmara to skandynawskie imię, a moja bohaterka jest Szwedką. W jej kraju używa się formy "Dagmar", ale ja sobie postanowiłam to spolszczyć, bo po prostu tak lepiej brzmi ^^ No i tak, miłą dziewczynką to ona nie jest, w zasadzie to mam zamiar wykreować ją na irytującą babę.
      Chodzi Ci o Annę? Nie, ona ma tyle daru jasnowidzenia, co inni uczniowie od wróżbitów :)
      Żyrandol właściwie wpadł mi do głowy w ostatniej chwili.
      Jeszcze raz dziękuję i również pozdrawiam ;)

      Usuń
  2. O nie, znowu nie będę pierwsza :( Następnym razem muszę się bardziej postarać.
    Zgodnie z moją tradycją, zacznę od błędów:
    "— Poszliśmy po ciebie przed kolacją — odpowiedział Jonatan, chłopak tylko z pozoru sympatyczny nieszkodliwy" - to on był w końcu sympatyczny czy nieszkodliwy? Z pozoru, oczywiście xD
    I gdzieś w rozmyśleniach Dagmary nad sałatką pojawiła się literówka, zjadłaś 'a' w 'dyrektora'.
    Hmm, no ja nie mogę powiedzieć, żebym była rozczarowana, gdyż, iż doskonale wiedziałam, w co się pakuję xD
    Wydaje mi się, że się wypowiadałam na temat tego rozdziału na gadu, chociaż widzę, że dopisałaś niektóre sceny :D Na przykład Sanna-Leena, która mówi do Dagi, po czym orientuje się, że jej nie ma w pokoju - geniusz ^^
    Ogólnie to jestem jak najbardziej zadowolona i nie rozumiem, dlaczego narzekasz na ten rozdział. Dagmara jest fajna, normalna, ale trochę wredna, czyli to, co tygryski (a konkretnie tygrysek Lexi) lubi najbardziej. I panowie z klasy Dagi są fajni, szczególnie podoba mi się wspomnienie o karcianych oszustwach jednego z nich xD Sanna-Leena jest, co tu dużo mówić, specyficzna albo oryginalna, jak to ujęłaś w rozdziale xD Coś czuję, że to ona będzie źródłem zabawnych sytuacji. A jej przyjaciółka - zapytała o to, czy sok jest dobry; jako wróżbitka wiedziała, że jest zły, czy to tylko zwykły przypadek? ^^
    Świetny opis jadalni/sali balowej, ale to już ci mówiłam. Pamiętam jak użalałam się nad swoimi opisami :)
    Dyrektor jest spoko, spadł żyrandol (sprawa duchów, jak mniemam), a jego to w ogóle nie ruszyło. Ale jest już wiekowy, pewnie nie takie rzeczy widział xD
    No i przedstawienie. Nie mogę się doczekać przygotowań ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następnym razem muszę wstawić rozdział, kiedy będziesz na gadu ^^ Teraz się pośpieszyłam.
      No tak, Ty nie masz żadnych niespodzianek i przyjemności z czytania :(
      W tym sympatycznym nieszkodliwym Jonatanie po prostu zjadłam i. Dzięki za wytknięcie, z jakiegoś powodu to przeoczyłam, a literówki zaraz poszukam :)
      Dopisałam Sanna-Leene no i końcówkę z żyrandolem. Narzekam, bo rozdział wydaje mi się strasznie chaotyczny i taki dziwny w sumie, nie wyszły mi wyjaśnienia na temat szkół.
      Tak, Sanna-Leena ma być głównym komikiem w tym opowiadaniu. Mam nadzieję, że mi wyjdzie :D
      Anna spytała, czy sok jest dobry, bo chciała go spróbować. Ale miło, że widzicie w tym drugie dno xD
      Co do żyrandolu, to masz rację. A dyrektor chyba stwierdził, że nie ma nerwów na takie sprawy xD

      Usuń
    2. Nie, nie, nie. To byłoby oszustwo. Ja się następnym razem bardziej postaram. A jak mi nie wyjdzie, to spróbuję jeszcze raz i tak do skutku :D
      Jak to nie? A żyrandol robiący BUM? A Sanna-Leena gadająca sama do siebie? Poza tym ja mam sklerozę i podwójną przyjemność z czytania xD
      Oddaj 'i', żarłoku jeden ;P
      Rozdział wcale nie jest chaotyczny. Wydarzenia są opisane po kolei, nie ma niczego, co mogłoby namotać w chronologii. A wyjaśnienia bardzo dobrze wyjaśniają okoliczności połączenia szkół. Powtórzę więc jeszcze raz - nie masz na co narzekać.
      Rozumiem, rozumiem, myślałam po prostu, że może nie wszyscy wróżbici to naciągacze i oszuści xD

      Usuń
    3. Okej, będę za Ciebie trzymać kciuki :D
      No fakt, tych scen nie czytałaś, ale np. następny rozdział znasz cały. Może to lepiej dla Ciebie, bo szok spowodowany moją wątpliwą inteligencją rozkłada Ci się na raty xD
      Oddałam i :P
      No to się cieszę, że nie mam na co narzekać i powiedzmy, że Ci wierzę :D A moi wróżbici kończą głównie w stacjach przewidywania pogody. No xD

      Usuń
  3. I tak mi się podoba, mimo, że to nie jest historia tylko o duchach xD. Choć czuję, że i one mogą tu odegrać pewną rolę. Może piszę troszkę nie po kolei, ale doszłam do wniosku, że zrzucenie żyrandola musi być ich sprawką ^^.
    No, ale wracając do początku, podobał mi się ten rozdział. Serio. Był napisany lekko, zabawnie, wprowadza też pierwsze postacie i od razu przeszłaś do konkretów, bo ja to pewnie bym się przed kilka rozdziałów rozwodziła nad przyjazdem do tej szkoły i nad innymi bzdurami ;P.
    Współczuję Dagmarze współlokatorki, choć, swoją drogą, Sanna-Leena (ciekawe imię ^^) wydaje się być dość oryginalną i intrygującą osobą, choć niewątpliwie ma gadane i sama pewnie szybko straciłabym do niej cierpliwość, choć też bywam gadatliwa. Ale wiadomo, początki bywają trudne i może dziewczyny jeszcze się polubią? W sumie, o samej Dagmarze niewiele wiem. Jawi mi się na razie jako osóbka dość ironiczna, wręcz marudna. Ale ma w sobie coś, co intryguje i jestem ciekawa, jak to z nią potem będzie.
    Pomysł na takie szkoły oryginalny. To się dzieje w naszym świecie, a uczniami są osoby mające jakieś zdolności, czy po prostu kto chciał to sobie szedł tam?
    Fajnie opisałaś, jak doszło do tego, że wszyscy trafili do tego budynku, gdzie niewątpliwie czają się w ukryciu duchy z prologu, i pewnie nieźle tam napsocą jeszcze. W końcu bez powodu byś ich raczej nie wprowadzała ^^.
    Jestem ciekawa, jak to się dalej potoczy, cieszę się, że masz oryginalny pomysł, życzę ci więc dużo weny, abyś nie zawiesiła tego tak, jak niegdyś wyspę ;P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i cieszę się, że Ci się podoba ;)
      Co do duchów, to masz zupełną rację. One zrzuciły żyrandol i one zrobią jeszcze dużo innych wrednych rzeczy ;)
      Ty lubisz opisywać wszystko po kolei, ja jestem na to zbyt leniwa :D Niektóre rzeczy wolę po prostu opisać jako wspomnienie, na przykład przyjazd do szkoły, podczas którego właściwie nic się nie działo.
      O Sanna-Leenie można powiedzieć wszystko, tylko nie to, że jest nudna. I ona napsuje Dagmarze sporo nerwów, chociaż może się polubią, nie wiem jeszcze ^^
      Uczniowie szkoły musieli mieć odpowiednie zdolności albo zainteresowania w tym kierunku. Większość pochodziła z rodzin, w których od lat zajmowano się takimi rzeczami.
      Dziękuję, też mam nadzieję, że uda mi się skończyć to coś ;)

      Usuń
    2. Heh, ja czasem przeginam z tymi opisami, ale po prostu nie umiem inaczej ;). Cieszę się, że duchy będą się jeszcze przewijać, zapewne nie są zachwycone, że ktoś zamieszkał w ich budynku i pewnie chciałyby się pozbyć nowych mieszkańców.
      W sumie, nawet polubiłam Sanna-Leenę, wydaje się być taką roztrzepaną, trajkoczącą trzpiotką i jednocześnie przeciwieństwem raczej spokojnej i poważnej Dagmary. Choć ta Anna wydaje mi się trochę podejrzana, sama nie wiem dlaczego.
      Aha, bo zastanawiałam się, na jakiej zasadzie uczniowie wybierali się do tej szkoły, czy brali każdego, kto chciał, czy trzeba było mieć zdolności ;P. W każdym razie, fajny pomysł ^^.

      Usuń
    3. To nie jest budynek należący do duchów. Ktoś inny jest właścicielem, ale kto, to się jeszcze wyjaśni ^^ Ogólnie to dom z prologu był mi potrzebny jedynie tam.
      W sumie to Dagmara miała być taką irytującą, marudzą dziewczyną, ale nie wiem, czy opłaca się tworzyć taką denerwującą główną bohaterkę xD Ale zdecydowanie jest dużo bardziej poważna od Sanna-Leeny.
      Cieszy mnie, że uważasz to za fajny pomysł ^^ Nie chciałam robić zwykłej szkoły, bo umiejscowienie wydawało mi się zbyt dziwne, więc wymyśliłam sobie nieco bardziej fantastyczne.

      Usuń
    4. No, fantastyczne jest dużo lepsze, niespecjalnie przepadam za obyczajówkami ;P.
      Aaa, ja myślałam, że to ten sam dom, co w prologu! Myślałam, że uczniowie przybyli do tego domu i że duchy ich będą straszyć xD.
      Nie zawsze jest tak, że się lubi główną postać, ale najważniejsze, żeby tobie się ją dobrze prowadziło i opisywało ;). W każdym razie, fajnie, jeśli obie bohaterki się od siebie różnią, wtedy jest ciekawiej ^^.

      Usuń
    5. Teraz sobie tak myślę, że mogłam pisać o normalnej szkole i dorzucić do tego wątek fantastyczny, ale trudno, tak może będzie ciekawiej xD
      A no chyba trochę za bardzo namieszałam z tym domem w prologu ^^ Ale już trudno, postaram się wszystko lepiej wyjaśnić w dalszej części.
      Jak na razie fajnie mi się pisze o Dagmarze, jeszcze nie marudzi aż tak bardzo, jak miała xD

      Usuń
  4. Nawet nie waż się obiecywać, że rozdziały będą krótsze. Ten był w sam raz i przeczytałam go jednym tchem. Myślałam że historia będzie tylko o dachach a tu się okazuje inaczej. Oczywiście nie jestem rozczarowana - podoba mi się ten pomysł. Jak ty wpadłaś na imię Sanna Leena? Bardzo oryginalne ^^ długo kazesz czekać na rozdziały, ale warto. Przepraszam za wszelkie błędy, pisałam komentarz na telefonie (;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie nie mogę tego obiecać, bo historia mi się strasznie rozrasta i rozdziały będą podobnej długości, albo nawet dłuższe.
      Sanna-Leena to prawdziwe imię, konkretnie fińskie, a znalazłam je w jakimś spisie imion ;)
      Dziękuję za komentarz, cieszę się, że Ci się podobało ^^

      Usuń
  5. Witaj. Kiedy tylko przeczytałam notatkę o Twoim opowiadaniu w Rejestrze, uznałam, że to może być coś dobrego. No i się nie pomyliłam.
    Po pierwsze, powalasz na kolana oryginalnością... albo ja nie przeczytałam aż tak wiele, jak mi się wydaje i nie mam porównania. Ale jestem raczej za tą oryginalnością ;)
    Wątek duchów jest nietuzinkowy i zaskakujący, bo o takich rzeczach rzadko można przeczytać na blogach.Pomysł z szkołami też jest niezły. I tutaj muszę normalnie paść Ci do stóp, bo w kwestii szkoły sporo było do opisania, a mało kto potrafi tak umiejętnie wpleść te wyjaśnienia w tekst.

    Naprawdę, nie ma na co narzekać. Przeczytałam wszystko jednym tchem, a przeważnie takie rzeczy zdarzają mi się tylko z "prawdziwymi" książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz.
      Cieszę się, że uważasz moje opowiadanie za oryginalne. Nie lubię schematów, więc staram się wymyślić coś nowego. Chociaż muszę się bardziej wysilić, żeby nie stworzyć z tej szkoły marnej kopii Hogwartu bez magii ^^
      Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa ;)

      Usuń
  6. Wszystkie peany na temat tego jak lekko, miło przyjemnie i praktycznie bezbłędnie piszesz już wykorzystałam, nie mam o czym pisać komentarza, dziękuję, dobranoc.

    No dobra, żartowałam.
    W ogóle, jestem pod wrażeniem Twojego...Twojej...no, powiedzmy, że głowy. Ja wiem, że po pierwszym rozdziale to jeszcze guzik z pętelką mogę powiedzieć o konstrukcji, ale to mi się wydaje takie niesamowite, takie żywe, nosz kurczaki w panierce, jesteś niesamowita! (A niby mi się peany skończyły, nie?)
    Teraz się będę zastanawiała, kogo fangirlsować - Lenny'ego czy Jonatana, i czy pojawi się jakiś tajemniczy, przystojny wróżbita, odbiegający od schematu wariata, i czy będzie zakazana miłość, bo jednak jestem prostą dziewczyną, która ryczy na Love actually za każdym razem, kiedy go ogląda, a oglądała wiele razy.
    Przepraszam, wiem, że to nie jest opowiadanie o miłości, postaram się być bardziej merytoryczna i przywiązana do akcji.
    Wynotowałam sobie parę rzeczy - chyba Ci tym razem przecinki bardziej poszalały. I dodałam parę odniesień bezpośrednio do tekstu.

    — Jeśli kilka osób, to nie ma sprawy — zgodziła się Dagmara, ponownie siadając na łóżku. Już dawno zdążyła się rozpakować, podczas gdy współlokatorka komplementowała piękny zachód słońca, idealnie widoczny z okna ich pokoju. Wyjątkowo wczesny zachód, jak na wrzesień, pomyślała dziewczyna. Dochodziła godzina osiemnasta, a niebo nad szkołą było już granatowo czarne i usiane setkami błyszczących gwiazd.
    Czekaj, czekaj... Zachód słońca i gwiazdy jednocześnie? To tak miało być, tak się dzieje w Twoim wykreowanym świecie, czy jednak powinnam to rozpatrywać w kategorii logicznego? Oczywiście, mogłoby być tak, że Sanna-Leena rozwodziła się nad słońcem, które już zaszło, jednak tego trzeba by się ostro domyślać, a my, prości czytelnicy nie lubimy się za bardzo domyślać, jak wiesz :)
    Pośrodku znajdowało się podwyższenie, kiedyś zapewne służące orkiestrze - teraz postanowiono tam stół dla nauczycieli.No przecież nie będą siedzieć na tym samym poziomie, co zwykli śmiertelnicy,zakpiła sobie w myślach dziewczyna. - A może po prostu dyrektor i grono na radach pedagogicznych czytali Harry'ego Pottera i zainspirowani jego stylem...ach, mówisz, że popłynęłam? No tak. Przepraszam.
    ...rozstawione były na planie koła, wokół podwyższenia. - Ja bym wyrzuciła ten przecinek. Rozumiem, że może potraktowałaś to jako pewnego rodzaju dopełnienie, ale to mi tak dziwnie szatkuje ten tekst.
    — Trzeba było siedzieć na tyłku w pokoju — stwierdził Lenny z ustami pełnymi chleba. - Lenny, mistrz ciętej riposty i savoir-vivre'u. Chyba go polubię.
    — Poszliśmy po ciebie przed kolacją — odpowiedział Jonatan, chłopak tylko z pozoru sympatyczny i nieszkodliwy. Nikt nie potrafił zliczyć, ile razy udało mu się oszukać pozostałą trójkę w grze w karty. - A może jednak Jonatan...? *highwaytohell ambitnie zastanawia się, kogo fangrilować, zamiast czytać*
    Nawet, gdy go zabrakło, nie pojawił się żaden kandydat na jego miejsce. - Wyrzuciłabym ten pierwszy przecinek.
    — Cześć Dagmaro. Sanna-Leena dużo o tobie opowiadała — rzekła Anna, przeciągając sylaby. - Zastanawiam się, czy po "cześć" nie powinno być przecinka, ale imię jest odmienione przez przypadek, i zgłupiałam. Może zapytaj kogoś mądrego, chyba że sama jesteś zupełnie pewna.
    Jej uśmiech był sympatyczny, jednak alchemiczka nie mogła pozbyć się wrażenia, że w dziewczynie jest coś dziwnego. - Wyczuwam czarny blond charakter. Dobrze wyczuwam?

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie było to dobrym znakiem, bo zwykle można było się spodziewać złych wiadomości, lub niewygodnych poleceń do wykonania... - Ale dlaczego przecinek przed "lub"? Mnie się wydaje, że jednak nie powinno go być :)
    Przed kolacją przedstawiłem gronu pedagogicznemu pewien pomysł. Pomysł, który od razu spodobał się większości nauczycieli i co do którego – mamy nadzieję – wy również nie będziecie mieli zastrzeżeń. - No jasne, już widzę, jak im się spodoba coś, co podoba się nauczycielom.
    O, nawet nauczycielom się nie spodobało, that's quite interesting.

    Ode mnie to tyle, scena z dokończeniem przemowy w kompletnej ciemności stanęła mi jak żywa przed oczami, nienawidzę Cię za to, że jesteś taka dobra, bo nie mam pojęcia jak to robisz, i - syndrom jedynaka - JA TEŻ TAK CHĘ.
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matko borska, zawsze mi strasznie głupio, jak czytam takie pochwały. Dodatkowo Twoje komentarze sprawiają, że mam zaciesz od ucha do ucha, więc wychodzi dziwna mieszanka^^
      Jesteś pod wrażeniem mojej głowy? Straszna zadyma tam w środku, a nie wariuję tylko i wyłącznie dlatego, że wyciskam z siebie to opowiadanie. I aż się boję, jak mi to pójdzie dalej, bo mam coraz głupsze pomysły.
      Na Twoim miejscu fangirlsowałabym Lenny'ego, bo Jonatan chyba będzie się za rzadko pojawiał. Zresztą, w następnym rozdziale możesz wybrać, bo przedstawiam ich trochę dokładniej. Ja osobiście waham się między panem od matematyki a jednym gościem, który dopiero się pojawi.
      (...)czy pojawi się jakiś tajemniczy, przystojny wróżbita, odbiegający od schematu wariata, i czy będzie zakazana miłość(...). Wróżbita spoza schematu będzie, oczywiście! Zakazanej miłości to chyba nie, ale zależy z której strony spojrzeć na potencjalne pairingi. Już sam fakt, że odważę się kogoś sparować, źle świadczy o stanie mojej głowy.
      Bardzo Ci dziękuję za wypisanie błędów, zaraz lecę zająć się nimi.
      Czekaj, czekaj... Zachód słońca i gwiazdy jednocześnie? To tak miało być, tak się dzieje w Twoim wykreowanym świecie, czy jednak powinnam to rozpatrywać w kategorii logicznego? Oczywiście, mogłoby być tak, że Sanna-Leena rozwodziła się nad słońcem, które już zaszło, jednak tego trzeba by się ostro domyślać, a my, prości czytelnicy nie lubimy się za bardzo domyślać, jak wiesz :) To było tak: Dagmara rozpakowywała się, a Sanna-Leena w tym czasie gapiła się na zachodzące słońce. Opisana w rozdziale rozmowa wydarzyła się powiedzmy godzinę później, kiedy było już całkiem ciemno i S-L wreszcie zajęła się swoimi rzeczami. Może dopiszę tam, że w tej chwili była osiemnasta, czy coś.
      A może po prostu dyrektor i grono na radach pedagogicznych czytali Harry'ego Pottera i zainspirowani jego stylem...ach, mówisz, że popłynęłam? No tak. Przepraszam. A wiesz, ile razy się łapię na robieniu marnej kopii Hogwartu i w panice wszystko zmieniam na coś dokładnie odwrotnego?;< To podwyższenie akurat przeoczyłam.
      Anna to może nie aż taki czarny blond charakter, ale bez wątpienia jest dziwna. Bardzo.

      A Ty nie musisz tak chcieć, bo masz dużo lepiej :) A ja jestem ciągle sto lat za murzynami, cholera jasna.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. I aż się boję, jak mi to pójdzie dalej, bo mam coraz głupsze pomysły - Głupie pomysły są fajne, o ile umiesz je fajnie opakować, a Ty umiesz.
      Już sam fakt, że odważę się kogoś sparować, źle świadczy o stanie mojej głowy. - Nie, no czemu? - powiedziała romantyczna część highwaytohell.
      Ja osobiście waham się między panem od matematyki a jednym gościem, który dopiero się pojawi. - Nie no, pan od matematyki to nie moja liga, mam taką barierę przed nauczycielami. I w dodatku jestem z humana, więc matma - nie. W takim układzie zaklepuję Lenny'ego! ^^ (Mogę go zaklepać, prawda?)
      A Ty nie musisz tak chcieć, bo masz dużo lepiej :) A ja jestem ciągle sto lat za murzynami, cholera jasna. - Nie bluźnij, bo cię rzucę tym żyrandolem, co spadł.
      A wiesz, ile razy się łapię na robieniu marnej kopii Hogwartu i w panice wszystko zmieniam na coś dokładnie odwrotnego?; - Tego nie zmieniaj, to nie jest kopia z Hogwartu. Inne ustawienie stołów, a w wielu szkołach z internatem w Wielkiej Brytanii to tak funkcjonuje. Ja po prostu jestem skażona fandomem.

      Wiem, że już mówiłam, ale - chcę Lenny'ego! <3
      Pozdrawiam,

      Usuń
    3. Zaklepuj sobie Lenny'ego, możesz go nawet zabrać. Dagmara i reszta spółki jeszcze Ci za to zapłacą xD
      Jak we mnie rzucisz żyrandolem, to nie będzie dalszego ciągu, o.
      - Nie, no czemu? - powiedziała romantyczna część highwaytohell. Brak doświadczenia w tej kwestii, ot co. Ale się zobaczy jeszcze xD
      No to rozwiałaś moje wątpliwości dotyczące stołów. Ale serio, co chwilę przyłapuję się na kopiowaniu. Chyba mój musk podświadomie domaga się fanfika. *bije głową w stół*

      Usuń
    4. Chyba mój musk podświadomie domaga się fanfika. - Przynajmniej wreszcie byłby jakiś dobry.
      Zaklepuj sobie Lenny'ego, możesz go nawet zabrać. Dagmara i reszta spółki jeszcze Ci za to zapłacą xD - Bo oni jeszcze nie znają jego wartościowej części, ja ją odkopię i wszyscy wtedy będą go chcieli, i on o mnie zapomni i... Merlinie, co ja wypisuję.
      Brak doświadczenia w tej kwestii, ot co. Ale się zobaczy jeszcze xD - TAAAK, JA CHCĘ MIŁOŚĆ IN HERE.

      Usuń
    5. Jak to "wreszcie"? A Twój Łapa to co, pies? :P
      Zresztą, moich pomysłów na fiki to ja się sama boję.
      Bo oni jeszcze nie znają jego wartościowej części, ja ją odkopię i wszyscy wtedy będą go chcieli, i on o mnie zapomni i... Nie bój się, Lenny to dobry chłopak, doceni Twoje starania ;)
      A ja chcę nowy rozdział Łapy ;<

      Usuń
    6. A Twój Łapa to co, pies? :P - Doskonale wiesz, że po a) nie mam takiego zdania jak Ty o swoim opowiadaniu b) własnych opowiadań się raczej nie czyta.
      A ja chcę nowy rozdział Łapy - Też chcę... go napisać.

      Usuń
  8. Hej hej, trafiłam do Ciebie z rejestru i od razu mi się spodobało :) Nietuzinkowy pomysł z tymi dwiema szkołami - wróżbitów i alchemików (coś czuję że większą sympatią obdarzę tych drugich). Bohaterowie są bardzo żywi i zapadają w pamięć. Masz też bardzo przyjemny, lekki styl, tekst wciągnął mnie błyskawicznie i równie szybko się skończył (niestety).
    W każdym razie, z chęcią będę śledzić tę historię. Zapiszę się do obserwatorów, ale takie pytanie organizacyjne: praktykujesz informowanie o rozdziałach? Bo nigdy nie pamiętam, żeby sprawdzić listę czytelniczą ^^"

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za komentarz, cieszę się, że Ci się podobało :)
      Będzie mi bardzo miło, jeśli jeszcze tutaj wrócisz, ale nie praktykuję informowania. Rozdziały powinny pojawiać się co dwa tygodnie, w piątek lub sobotę, no i na górze po prawej zawsze zapisuję datę pojawienia się nowości :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Błyskawicznie pokochałam atmosferę, jaką tu roztaczasz. Wszystko jest takie radosne i, z lekka, a nawet nie z lekka, popieprzone, ale w tak pozytywny, uroczy sposób. ;D
    I nawet jeśli nie lubię historii o duchach, bo wszystkim wychodzą takie groteskowe to z twoją jest inaczej, ponieważ jest groteskowa z wyboru i tak do bólu ironicznie ironiczna, że jestem w niebie! (I to zdanie jest tak niepoprawne, że nie chcę mi się go poprawiać i mam nadzieję, że je zrozumiesz choć w połowie).
    A ten typ opowiadania kojarzy mi się z Terrym Pratchettem także plus. Aż weszłam w twój profil, żeby zobaczyć czy może nie lubisz jego książek i no proszę! ;D
    No, także dla tego Terry'ego, dla dziewczyny z kwiatkiem, która jest mistrzowska (musiałaś dać jej imię, którego nawet nie spróbuję zapamiętać?)dla dziwnych duchów i dla tej atmosfery, o której już mówiłam - będę tu wpadać. A przeczuwam, że lista powodów do tego będzie się wydłużać, także nie traktuj tych słów jako wersji końcowej.
    Pozdrawiam.
    [morski-cmentarz]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za opinię :)
      Cieszę się, że tak odbierasz opowiadanie, bo ono ma być popieprzone i to solidnie :D Groteską nie mam odwagi tego nazwać, bo brak mi umiejętności, że stworzyć takie coś, ale co do ironii - staram się.
      Pratchett od jakiegoś czasu jest moim pisarskim guru i wzorem. Zdarza mi się pokładać ze śmiechu przy jego książkach, zwłaszcza, kiedy tak znienacka przywali jakimś dowcipem xD
      Ha, co do dziewczyny z kwiatkiem - Sanna-Leeny - to najpierw było imię, a potem reszta ^^ Tworzenie takich pokręconych osobowości to sama przyjemność.
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.

      Usuń
  10. Jej, w końcu znalazłam chwilę między kolejną zarwaną nocką, dwugodzinnym snem, czy kolejnym zaliczeniem. Nie wiem, po co ludzie w ogóle chodzą na studia, jak wiedzą, że będą głodni i niewyspani. Ah, zapomniałam o tej przyjemnej części którą nazywa się imprezowaniem i poznawaniem ludzi.
    No ale, nie o tym, jest 3 prawie, a ja spałam dzisiaj, to jest wczoraj może z jakieś dwie, w porywach do trzech godzin i mi wątek ucieka.
    Znowu.
    Więc, muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałam się kompletnie tego, że duchy mogą być połączone z szkołą dla wróżbitów i alchemików. Ale jest jak najbardziej ciekawie! Co do żyrandolu, cieszę się, że spadł. Mnie sama takie zawsze strasznie przerażają. I podobają mi się imiona bohaterów! Są oryginalne, zwłaszcza S-L. Zastanawiam się jak połączysz duchy ze szkołą. Znaczy stawiam na to, że to ich zlecenie jest dokładnie tutaj, ale strasznie ciekawią mnie kolejne wątki! Lenny mnie urzekł, właściwie nie umiem powiedzieć czemu.
    Na koniec przepraszam za chaotyczność wypowiedzi. Ale chyba kawa i redbule i zbud duża dawka algebry nie wpływają dobrze na człowieka.
    Powodzenia dalej, czekam niecierpliwie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że większość ludzi idzie na studia właśnie przez imprezy. Ja w tym roku zaczęłam, ale szybko z nich zwiałam (wiem, nie ma się czym chwalić xD). Podziwiam, że siedzisz po nocach.
      Dobrze zgadłaś, zlecenie duchów związane jest ze szkołą. A wątki rozmnażają mi się jak króliki, więc będzie jeszcze duuuużo akcji i zadymy ^^
      Nie wiem, co takiego jest w tym Lennym, że wszyscy go lubią :)
      Algebra w rozsądnych ilościach jest całkiem sympatyczna. Od kiedy zapisuję pomysły w zeszycie, który mi kiedyś do niej służył, robią się coraz mniej głupie.
      Dziękuję, pozdrawiam ;)

      Usuń
  11. Ja tam szczerze nie jestem rozczarowana, bo wierzę, że wydarzenie z tym żyrandolem wcale nie było przypadkowe! Na pewno ktoś maczał w tym palce! ( CHyba, że nie :P ) Ale i tak brakuje mi tych zwariowanych,świrniętych wręcz duszków z prologu ;d W sumie poczytałabym jeszcze o nich, hehe ;d
    Kurcze, strasznie późno czytam, bo w ogóle nie miałam na nic czasu. Szkoła, studniówka i te sprawy... ;/
    Ale cieszę się, że w końcu dotarłam, bo nie zostałam rozczarowana. Bardzo ładnie piszesz. Ciekawie, potrafisz ładnie wszystko opisać, a opisy przecież są bardzo ważne! I w dodatku można dostrzec u Ciebie nutkę humoru. Np Senna-Lenna ( mam nadzieję, że dobrze napisałam! ) jest wykreowana na dość dziwną osobę, rzeczywiście bardzo oryginalną ;d Ale, przecież zawsze jest tak, że najpierw ktoś nas denerwuje, nie lubimy go, a potem nagle staje się dla nas kimś ważnym. Haha xd Więc wierzę, że także w tym wypadku będzie tak samo ;d
    A jedyną postacią, która jakoś nie wzbudziła we mnie pozytywnych uczuć jest Lenny. Wydał mi się być takim, hmm... aroganckim. Znaczy ja lubię takich ziomków, ale muszę bardziej ich poznać, żeby mnie urzekli! Tak więc, do roboty Lenny! ;d


    Zapraszam także do mnie na droga-do-przeznaczenia.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Hej :)

    Zadziwiłaś mnie tym rozdziałem, gdzie te duchy?! XD
    Ogólnie im się podobało, choć faktycznie długo (z drugiej strony, jak porównam ze swoim blogiem, to mam podobne długości rozdziałów xD)
    Od strony stylistycznej wszystko pięknie, dobrze i świetnie się czyta, więc przechodzę do komentowania wnętrza (;

    Nie wpadłabym na to, że "Noc polarna" będzie tytułem sztuki. ;) Dyrektor ma niezły pomysł, ale połączyć tak odmienne grupy? Czuje, że wyjdzie z tego ogromny bałagan i zamieszanie xD

    Trochę nie podoba mi się podejście głównej bohaterki do współlokatorki, choć z drugiej strony nie każdy musi się od początku lubić, prawda? :) Ale jest ona na pewno... oryginalna, jak wspomnieli w opowiadaniu :D

    Ten żyrandol też coś w sobie musi mieć, bo nie pisałabyś o nim tak po prostu i jeszcze jak spadł. Oczekiwałam paniki, a dyrektor nic sobie z tego nie zrobił xD I wspomniałaś o jakimś Tomie o ile dobrze pamiętam , jestem ciekawa, czy jeszcze gdzieś przewinie się jego postać :)

    Spodobał mi się też Lenny, bo tez nie jest zwyczajny, nie ginie w tłumie. Choć wcześniej miałam co do niego mieszane uczucia, ale jakoś na koniec się przekonałam ;)

    Chyba tyle ode mnie, więc pozdrawiam serdecznie, L. ;*

    OdpowiedzUsuń

Nie akceptuję spamu. Żadnego.
Reklamy kasuję, a spamiarzy ścigam.

Obserwatorzy