Dziewięć

Rezultaty prowokacji zaskoczyły wszystkich.
Dagmara od początku mówiła, że pomysł z rozsypaniem mąki wokół fotela na korytarzu, gdzie zostawili pieniądze, wygląda jak wyjęty z kiepskiego serialu kryminalnego. Nie dość, że przynęta zniknęła, złodziej nie zostawił na mące żadnego śladu, to jeszcze na miejscu czekała na nich karteczka z narysowaną szeroko uśmiechniętą buzią.
Dowcipniś się znalazł, myśleli wszyscy.
Następne tygodnie były dosyć spokojne. Złodziej najwyraźniej chwilowo się znudził — a może też chciał uśpić ich czujność? Żarówki uznały, że właściwie nie muszą migotać i gasnąć w najmniej spodziewanych momentach, co bardzo wszystkich ucieszyło, bo dni robiły się coraz krótsze. W połowie listopada słońce zachodziło już o piętnastej, a na zewnątrz leżał chyba z metr śniegu. Mimo tego wszystkiego, humory w szkole nawet dosyć się poprawiły.
Dagmarze zdjęto gips, a nawet jakimś cudem udało jej się pojechać do domu na Święto Śledzia i niczego sobie po drodze nie zrobić. Wróciła — podobnie jak spora część uczniów — z mocnym postanowieniem, że przez rok nie tknie ryby oraz z trzema parami grubych, zimowych kozaków. Dziewczyna miała nieodparte wrażenie, że jej matka po części ucieszyła się z wypadku córki, bo dał jej pretekst do zrobienia kilku rajdów po okolicznych sklepach, unikając marudzenia męża, że za dużo wydaje.
Nadejście grudnia oznaczało jeszcze jedno: premierę przedstawienia. Dla niektórych był to powód do radości, zupełnie niezrozumiałej dla znudzonych zamieszaniem sceptyków. Nieliczne jednostki były obojętne, ale sporą grupę tworzyli tacy — na przykład Lenny — którzy na wieczór przedstawienia czekali jak na moment, w którym mają iść na szubienicę.
Dlatego gdy pewnego dnia w końcu dotarło do Lenny’ego, że naprawdę ma wziąć udział w tej komedii i naprawdę będzie na niego patrzeć cała szkoła i sporo ważnych ludzi, poczuł się bardzo, bardzo źle. Przychodziły mu do głowy różne, bardzo dziwne pomysły, takie jak złamanie nogi, upozorowanie własnej śmierci, a nawet porwanie przez kosmitów, co zasugerowała kiedyś Dagmara.
Pytanie tylko, czy jacyś kosmici chcieliby go porwać i po co.
Właśnie wracał z ostatniej, generalnej próby, która wprawdzie nie wypadła źle, ale i tak nikt z uczniów nie wierzył w sukces przedstawienia. Właściwie to nikomu nie podobała się ta sztuka, za wyjątkiem dyrektora, który chyba był w niej szczerze zakochany. Jedynym plusem było to, że w dniu przedstawienia odwołano wszystkie lekcje.
Przystanął w holu, chcąc przez chwilę popatrzeć na ciemny plac przed szkołą. Tony zalegającego na podjeździe śniegu sprawiały, że nawet noc trwająca dwadzieścia godzin na dobę wydawała się jaśniejsza. Jeśli dołączyć do tego masę błyszczących gwiazd, całość prezentowała się naprawdę ładnie.
Nie dane mu było długo cieszyć się spokojem, bo w pokoiku woźnych nagle rozbrzmiał telefon. Przez chwilę czekał, czy ktoś ruszy się, żeby odebrać, ale żadna z kilkunastu osób przebywających w holu nie była chętna. Niechętnie powlekł się do telefonu.
— Jest tu Cristina Scavia? — wrzasnął, kiedy dzwoniąca kobieta podała mu nazwisko córki.
Była. Na całe szczęście. Jeszcze tylko brakowało mu biegania po szkole za jakąś wróżbitką.
Cały problem w tym, że dziewczyna była bardzo, bardzo podobna do kogoś mu znanego. No i jeszcze to nazwisko… Na pewno gdzieś je słyszał, ale gdzie? Stał tak i rozmyślał, i nawet nie zauważył, że Cristina skończyła już rozmawiać.
— Coś się stało? — spytała. Tak, ten dziwny akcent też był znajomy.
I nagle go olśniło.
Cristina Scavia.
O mało nie trzasnął się ręką w twarz, pomstując na swoje nierozgarnięcie. Że też od razu nie przyszła mu do głowy!
— Masz tu jakąś rodzinę? — spytał, chcąc zyskać pewność. — Bo kogoś mi bardzo przypominasz…
Cristina wyraźnie się zmieszała.
— Ja… — wyjąkała, czerwieniąc się mocno. — Ja muszę już iść, cześć!
I odbiegła. To wszystko udowodniło Lenny’emu, że miał rację.
— Ale numer — mruknął sam do siebie, kiedy wreszcie ruszył się do pokoju. — Ale numer…
— Jaki znowu numer? — warknął ktoś obok niego, a była to bardzo naburmuszona Dagmara.
Dyrektor przez pół próby marudził, że peruka Leonardy, którą Dagmara cudem wyprosiła u jakiegoś wujka ciotki szwagra kuzyna, nie jest wystarczająco królewska. I na nic zdały się tłumaczenia dziewczyny, że zdobycie dwumetrowych loków jest niemożliwe, dlatego włosy księżniczki muszą mieć jedynie sto osiemdziesiąt centymetrów.
— Nie, żaden numer — powiedział szybko Lenny, chcąc na razie zachować nowinę dla siebie. Rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś tematu do rozmowy, którym mógłby powstrzymać Dagmarę od rozpoczęcia narzekania na dyrektora. — Hej, dzieciaku! Wiesz, że tutaj nie wolno nic wieszać? — zrugał jakiegoś chłopaka, prawdopodobnie od wróżbitów, który beztrosko przywieszał kartkę na tablicy ogłoszeń. A z jakiegoś dziwnego powodu uczniom było to zabronione.
„Dzieciak” odwrócił się do niego i uśmiechnął nieco jadowicie.
— A niby dlaczego nie mogę tutaj niczego powiesić?
Sięgał Lenny’emu ledwo do ramienia, na głowie miał czuprynę grubych, poskręcanych włosów, a ubrany był jak typowy wróżbita. Czyli jak z poprzedniej epoki. Na pierwszy rzut oka wydawał się tym typem człowieka, który zawsze Lenny’ego denerwował, a że akurat potrzebował się na kimś wyżyć…
— Lenny — mruknęła Dagmara, szarpiąc go za rękaw, ale nie zwrócił na nią uwagi.
— Bo to zabronione dla uczniów. Rozumiesz? Za-bro-nio-ne — wycedził Lenny, pewny, że chłopak jest głuchy. Bo już raz mu powiedział, że nie wolno.
Wróżbita uśmiechnął się ponownie i wrócił do wieszania informacji.
— Lenny, to jest… — Dagmara szarpnęła go jeszcze mocniej.
— Ja bym na jego miejscu uważał — przerwał Lenny, podnosząc głos. — Bo zaraz może tu przyjść jakiś…
— Tu pan jest!
Znikąd wyskoczyła Sanna-Leena z wielką stertą kartek w rękach i zaczęła trajkotać do upartego wróżbity. Mówiła do niego na pan i domagała się, żeby jak najszybciej przejrzał i ocenił prace, które usiłowała mu przekazać od dwóch dni.
— Cały czas próbuję ci powiedzieć, że to nauczyciel — syknęła Lenny’emu do ucha Dagmara.
— On? — Chłopakowi po prostu opadła szczęka.
— Chyba miałeś jakiś problem, prawda? — spytał nauczyciel, patrząc na niego z politowaniem.
— Bardzo przepraszam za kolegę — wypaliła Dagmara, zanim Lenny zdążył odpowiedzieć. — Jutro gra główną rolę i zżera go trema. Wie pan, tyle sławy… Nie każdy potrafi to udźwignąć.
Sanna-Leena zachichotała, a Lenny się skrzywił.
— Ale ja…
— Ach tak, widziałem kawałek próby. — Nauczyciel usiłował upakować w torbie prace przyniesione przez wróżbitkę. — Idealny przykład wymoczkowatego księcia, jestem pod wrażeniem. — I wrócił do wieszania ulotek jakichś zagranicznych uczelni wyższych.
— Właśnie! — Dagmara uśmiechnęła się szeroko. — Chodź, Lenny, zaparzę ci jakichś ziółek na uspokojenie. — Pociągnęła go za ramię, byle dalej od nauczyciela.
— Idę z wami! — krzyknęła Sanna-Leena. — Mam wam coś ciekawego do opowiedzenia.
— Wiecie co — powiedział Lenny, zanim zdążyła zacząć. — Jedyna pociecha w tym, że nikt z mojej rodziny tego nie zobaczy.
— Oczywiście, że nie — przytaknęła Dagmara. Przystanęła, żeby poklepać go po ramieniu. — Zobaczy to tylko cała szkoła i… — urwała. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i wpatrywała się w coś, co znajdowało się za nim.
— Co jest? — spytał, chociaż czuł, że wolałby nie wiedzieć.
Już miał się odwrócić, kiedy coś dopadło go i rzuciło mu się na szyje.
— Leonardzie! — usłyszał pisk przy samym uchu.
Te perfumy! Dlaczego wcześniej ich nie poczuł? Przecież zawsze było nią czuć na kilometr! I dlatego zwykle zdążył się schować, co teraz nie wyszło.
Widocznie było mało tego, że musiał grać wymoczkowatego księcia. Mało, że chyba nakrył Francescę na nieprzyznawaniu się do siostry, ochrzanił nauczyciela, Sanna-Leena chciała opowiadać ciekawe rzeczy, a Dagmara parzyć ziółka.
Musiała jeszcze przyjechać jego starsza siostra.

Karla Anderson nie do końca rozumiała, czemu dyrektor kazał jej ubrać na przedstawienie wielką, niewygodną perukę, skoro jej własne loki były tylko odrobinę mniej okazałe. Najwidoczniej posiadanie włosów długich jedynie do pasa byłoby hańbą dla kogoś pokroju Leonardy.
— Ale ja nie muszę wszystkiego rozumieć — mruknęła, kiedy w końcu udało jej się uwolnić od zamieszania związanego z przedstawieniem i zaszyć się pod kocem z ciepłą herbatą i książką.
Niestety, ledwo usiadła, rozległo się pukanie do drzwi.
— Pani Nykanen chce cię jeszcze na chwilę widzieć — powiedziała mała, nieznana jej dziewczynka, najprawdopodobniej wróżbitka, kiedy Karla otworzyła jej drzwi.
Jęknęła rozpaczliwie.
— Przecież przed chwilą się z nią widziałam!
Na całe szczęście nie miała już lekcji z tą panią — filozofia była jedynie w trzeciej klasie — ale i tak dzięki przedstawieniu widywała ją dużo częściej niż było wskazane.
— Tak, ale ona chciała jeszcze pomówić o jednej, ważnej rzeczy o której zapomniała — uśmiechnęła się dziewczynka. No cóż, zapominalstwo było typowe dla pani Nykanen.
Karla zerknęła tęsknie na swój koc, książkę i kubek herbaty.
— No dobra — westchnęła, zrezygnowana.
Zamknęła pokój i ruszyła za dziewczynką.
Spodziewała się, że pani Nykanen będzie na nią czekać w sali jadalnej, ale mała wróżbitka skierowała się na schody prowadzące do piwnic.
— Czekaj, czemu idziemy na dół?
Dziewczynka spojrzała na nią z politowaniem.
— Przecież to tam po próbie wynieśli wszystkie rekwizyty i pani Nykanen je teraz układa.
— A no tak. — Karla uśmiechnęła się z ulgą. Przecież sama paręnaście minut wcześniej taszczyła do podziemi swoją wielką suknię i perukę.
W piwnicy było paskudnie zimno, ciemno i nieprzyjemnie, mimo zapalonych kilku lamp. Odrobinę cuchnęło też stęchlizną. Karla miała nadzieję, że nic nie przesiąknie tym zapachem.
Wzdłuż ścian rozstawionych było kilka ogromnych tektur, na których wymalowano scenerię w jakiej rozgrywała się sztuka. Autorkami malowideł były bliźniaczki od wróżbitów, które wydawały się mało sympatyczne, ale Karla podziwiała je za talent plastyczny. Jej umiejętności rękodzielnicze ograniczały się do przyszycia guzika, a i to przychodziło z trudem.
Myślała, że poczekają na nauczycielkę w głównym pomieszczeniu, ale dziewczynka otworzyła boczne drzwi, do komórki w której trzymano stroje. Tamtędy przeszły do krótkiego korytarzyka zakończonego jeszcze jednym, małym pokoikiem.
Wypełniony był zwiniętymi dywanami oraz pudłami z najróżniejszymi zasłonami i bibelotami, zapewne pozostałymi po poprzednich właścicielach. Krótko mówiąc: składowisko rupieci.
Karla czuła się w tym miejscu bardzo dziwnie i wydawało jej się podejrzane, że nauczycielka chciała się z nią spotkać w takiej scenerii. Czemu nie zrobiła tego na górze? Poczuła ulgę, słysząc jej głos dobiegający z korytarzyka.
— Przyprowadziłaś już Karlę?
— Tak, proszę pani! — odkrzyknęła dziewczynka i uśmiechnęła się do Karli. — Poczekaj chwilę. — Wyszła, zamykając za sobą drzwi.
— No dobra — mruknęła do siebie alchemiczka, rozglądając się po pomieszczeniu.
Kilka minut później zaczęła się denerwować, bo nauczycielka wciąż nie przychodziła. Postanowiła wyjść na korytarz i zobaczyć, co ona tam robi. Podeszła do drzwi i szarpnęła za klamkę.
Zamknięte.
— Co jest? — warknęła. Przecież nie słyszała zgrzytu klucza obracanego w zamku. Prawda?
Na domiar złego zgasło światło.
Zaczęła wrzeszczeć i okładać drzwi pięściami, czując narastającą panikę. Po paru minutach bezowocnego krzyczenia zachrypła i osunęła się na ziemię.
Została sama. W ciemnej, zatęchłej piwnicy.

Dagmara schowała się w kącie sali jadalnej i próbowała doprowadzić do porządku swoją głowę.
Parę godzin wcześniej dorwała ją siostra Lenny’ego, usadziła na krześle i oznajmiła, że na taką wielką uroczystość musi coś zrobić z jej włosami. Nie docierało do niej, że Dagmara będzie przez większość czasu za kulisami, gdzie nikt jej nie zobaczy i powinna raczej zająć się czesaniem aktorek. Była przyjaciółką jej ukochanego braciszka, więc należało coś z nią zrobić.
Coś okazało się misterną plątaniną warkoczy i wielkim kokiem, który uparcie przekrzywiał się na lewą stronę, zamiast trzymać na środku, przez co strasznie denerwował Dagmarę. Całość prezentowała się ładnie przez jakieś pół godziny od wykonania, za to po długim czasie rozkładania dekoracji, ustawiania krzeseł, wrzeszczenia na ociągające się pierwszaki, czy wreszcie po przeciągnięciu przez głowę sukienki, połowa warkoczy rozplotła się sama a kok był bliski rozwalenia.
Udało się jej pozbyć już większości plecionki, kiedy w tłumie uczniów wypatrzyła Lenny’ego. Książę Ragnvald, pobrzękując zbroją — czy raczej wytworem zbrojopodobnym, jak to nazywali — ruszył w jej stronę. Kompletnie nie przejmował się grupkami dziewcząt chichoczących i pokazujących go sobie palcami. W zasadzie to od kiedy poprzedniego wieczoru dopadła go siostra zrobił się dziwnie milczący i wydawało się, że nic go nie obchodzi.
Co było dość niepokojące w porównaniu z jego wcześniejszym zdenerwowaniem.
— Piorun w ciebie strzelił? — spytał beznamiętnie, kiedy w końcu do niej dotarł.
Dagmara ze złością wyrwała z włosów kilka spinek na raz.
— Gorzej — warknęła. — Twoja siostra.
Kiedy oni pojawili się w szkole po raz pierwszy, Julita rozpoczynała ostatni rok nauki. Radości Lenny’ego, gdy jego siostra w drugiej klasie wreszcie przestała uprzykrzać mu życie, nie da się opisać. Przez cały czas, kiedy uczyli się razem, był przedstawiany wszystkim jej koleżankom, które prawie na pamięć znały opowiastki z ich dzieciństwa i wszystkie gafy, jakie udało mu się popełnić i jakie uważane były przez Julitę za cudownie słodkie. Mimo tego, że różnica między nimi wynosiła jedynie trzy lata, siostra zawsze traktowała go jak dużo młodszego dzieciaczka. Nie mógł oprzeć się wrażeniu, że jest stuknięta.
Pomimo ukończenia szkoły dla alchemików, Julita uznała, że nie widzi siebie w tym zawodzie i postanowiła zostać charakteryzatorką w teatrze. To tłumaczyło jej nagłe pojawienie się w szkole — dyrektor jednocześnie chciał wypaść jak najlepiej i zaoszczędzić, jak się dało, więc postanowił zaangażować byłą uczennicę. Dla której najlepszą zapłatą będzie możliwość zobaczenia kochanego braciszka.
Sądząc po twarzy Lenny’ego, zdążyła już go dorwać.
— No cóż. — Przyjrzał się włosom Dagmary. — Bywało gorzej.
Dziewczyna poczuła nagłą chęć przywalenia mu.
— Pomógłbyś mi, zamiast gadać głupoty — burknęła, szarpiąc za gumkę, która zaplątała się wyjątkowo paskudnie.
Lenny wyciągnął ją jednym ruchem ręki.
— A tutaj, proszę pana, jest nasz książę Ragnvald! — Trajkotanie pani Nykanen i stukot jej obcasów zagłuszały wszystkie inne dźwięki w promieniu stu metrów. — Chodź, kochany, muszę cię przedstawić.
Lenny, pociągnięty przez nauczycielkę, o mało nie wylądował na panu Lagrańskim, który z bardzo znudzoną miną słuchał opowieści kobiety.
— Prawda, że jest idealny? — mówiła, poprawiając coś przy wytworze zbrojopodobnym. — Brakuje mu tylko białego konia, ale ja zawsze powtarzam, że te zwierzęta tak strasznie brudzą, tak strasznie…
W tej chwili Lagrański zauważył Dagmarę, która po cichu przyczaiła się za Lennym, chcąc go w razie czego uratować przed nauczycielką.
— Czy panience coś się stało? — spytał, patrząc na jej włosy, kiedy już się przywitał.
Dagmara pomyślała sobie, że zaraz coś komuś zrobi.
— Mały wypadek przy pracy — odpowiedziała. — A co pan robi w szkole tak wcześnie? Przedstawienie zacznie się dopiero za godzinę.
— Interesy, panienko Dagmaro, interesy. Mam nadzieję, że nie był to tak poważny wypadek jak ten przed naszym ostatnim spotkaniem.
— Nie, oczywiście, że nie. — Dziewczyna zakłopotała się odrobinę. Wprawdzie od czasu niefortunnej wycieczki do miasta nie widziała już Iwana, ale kiedyś przysłał jej jeszcze paczkę czekoladek. Nie miała pojęcia, skąd wiedział, które są jej ulubione, ale czuła się cholernie niezręcznie w jego obecności.
Pani Nykanen za to obrzuciła ją karcącym spojrzeniem.
— Dagmaro, nie zawracaj panu głowy bzdurami. Wie pan, chciałam ją zaangażować jako Leonardę — zwróciła się do Lagrańskiego — ale jednak ten wielki nos i ta krzywa mina… Księżniczce to nie przystoi, naprawdę.
— Ja jednak myślę, że ta panna idealnie nadawałaby się do tej roli. — Iwan posłał Dagmarze uśmiech, przez co zarumieniła się lekko. Za to milczący, dotąd obojętny Lenny uważnie przyglądał się Rosjaninowi.
— Tak pan mówi? — Nauczycielka zmarszczyła brwi. Złapała Dagmarę za ramiona i przestawiła ją bliżej Lenny’ego. — No, razem z księciem prezentuje się przyzwoicie, lepiej, niż ta Leonarda, którą mamy, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
— Dagmara!
Dziewczyna z ulgą powitała pana Karevika, który najwyraźniej miał do niej jakąś sprawę. Miała nadzieję, że to jakieś dłuższe zlecenie, bo przebywanie w towarzystwie pani Nykanen i Iwana było okropnie denerwujące.
— Mamy problem — powiedział cicho nauczyciel, kiedy odeszli na bok. — Karla zniknęła.
— Jak to zniknęła?
— Nikt jej nie widział od wczorajszej próby — wyjaśniał dalej Karevik. — Nie było jej ani na śniadaniu, ani na obiedzie. Karla miała pokój tylko dla siebie, a on jest teraz pusty.
— O kurczę — wypaliła Dagmara, bo nic innego nie przyszło jej do głowy.
Co się mogło stać z Karlą? Przecież nie uciekła ze szkoły, o czym od razu pomyślała Dagmara. To Lenny pod wpływem tremy byłby zdolny do robieniach głupich rzeczy, ale nie stateczna, rozsądna Karla. Musiało jej się coś stać, ale ta myśl również była absurdalna. W końcu była to tylko aktorka ze szkolnego przedstawienia, nie z Hollywood.
— Powiedziałem już twojej koleżance z pokoju i tym bliźniaczkom — oznajmił nauczyciel. — Weźcie każdego, kto nie ma nic do roboty i szukajcie Karli.
— Myśli pan, że to coś poważnego?
Spojrzał na nią dziwnie.
— Mam nadzieję, że to tylko głupi wybryk.
Kiedy odszedł, Dagmara odwróciła się z zamiarem poszukania Sanna-Leeny, ale stanęła oko w oko z Iwanem.
— Czy możemy chwilę porozmawiać? — spytał spokojnie Lagrański.
— Przepraszam pana bardzo, ale pojawiły się pewne komplikacje — wypaliła gorączkowo dziewczyna. — Nic poważnego, zaraz się tym zajmę. — Chciała odbiec, ale mężczyzna złapał ją mocno za ramię. — Panie Lagrański!
— To ważne — powiedział. — Co się tym razem stało? Zginęło coś? Przestało działać? Jakiś dziwny wypadek?
— Nie rozumiem, o czym pan mówi — odpowiedziała Dagmara, chcąc zachować sprawę Karli w tajemnicy. Chociaż pewnie i tak on niedługo się o tym dowie, skoro ktoś doniósł mu o dziwnych wypadkach w szkole.
— Zaczekaj chwilę, to ważna sprawa — poprosił Iwan. W jego spojrzeniu było coś dziwnego, ale dziewczynie nie chciało się wtedy roztrząsać, o co chodzi. — Mogę ci pomóc, jeśli znowu się coś stało…
— Przepraszam pana, ale to może poczekać. Porozmawiamy po przedstawieniu. — Wyrwała się z jego uścisku i odbiegła z poczuciem, że zmarnowała już mnóstwo czasu, podczas którego mogła znaleźć Karlę. Usłyszała jeszcze, jak Iwan woła ją po imieniu, ale nie zwróciła już na to uwagi.
Teraz najważniejsza była Leonarda.

***

Lenny najwyraźniej musi zmienić zdanie na temat inteligencji Karli.
Chyba w ostatnim rozdziale wrzucę bohaterów w jakąś śnieżycę, może w końcu uda mi się ochłodzić...

18 komentarzy:

  1. Przeczytałam ^^. Faktycznie dość spory przeskok czasowy zrobiłaś (dziewięć rozdziałów i już grudzień, wow) i coraz bliżej do tego przedstawienia. Coś czuję, że to właśnie podczas niego duchy zrobią jakiś większy numer, a to chwilowe uspokojenie sytuacji to pewnie dlatego, żeby uśpić czujność wszystkich ^^. I myślę, że to duchy zamknęły Karlę w piwnicy, ciekawe, czy zostanie odnaleziona do przedstawienia. Pewnie nie, i może to Dagmarę na upartego upchną do głównej roli, choć ona z pewnością bardzo by tego nie chciała? Heh. Bo Lenny już jest dość skrzywdzony, że musi grać jakiegoś wymoczka, i do tego ta jego szalona siostra, która wszystkich by tylko przystrajała! ^^ Nie dziwię się, że się ucieszył, kiedy skończyła szkołę i miał trochę spokoju. Ta jego gafa też była całkiem zabawna, heh. Iwan wydaje mi się coraz bardziej podejrzany i ewidentnie wie więcej niż mówi.
    Rozdział jak zwykle był lekki i zabawny, fajnie się czytało ^^.
    Sorry, że dzisiaj coś krótko wyszło, ale z powodu tej wstrętnej pogody nie umiem należycie myśleć. Och, ja też bym chciała już ochłodzenie, takie upały to zdecydowanie nie dla mnie ;((.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, co do duchów. Przedstawienie to taki punkt kulminacyjny, chociaż zadyma nie będzie taka, jaką sobie pewnie wszyscy wyobrażają. Niestety.
      Nie, Dagmary nie upchają do głównej roli, ona nawet nie zna tekstu, a nie umiałaby wymyślić takich bzdur na poczekaniu ^^
      Lenny przez swoją siostrę ma traumę na całe życie, o tak. Ale przed przedstawieniem to głównie nerwy go zżerały, dlatego się dziwnie zachowywał.
      Na szczęście teraz już jest chłodniej <3

      Usuń
  2. No proszę, z Nocy zrobił się prawdziwy kryminał xD Teraz brakuje jeszcze tylko zwłok, ale to się da szybko naprawić (w końcu Karla może nigdy nie zostać odnaleziona, prawda? ]:->), no chyba że liczyć duchy jako truposzy, wtedy jest ich aż nadto xD
    Bardzo fajny rozdział. Posunęłaś historię do przodu, teraz już widzę, że nadchodzi koniec (:<), ale jak zwykle nie zabrakło żarcików, które wszyscy kochamy ^^
    No to teraz spróbuję po kolei:
    1)Ciekawa ta prowokacja, ale nie sądzę, żeby nawet człowiek się na nią nabrał. No bo - poważnie - chyba zauważyłby białą mąkę na ziemi i spróbował w nią nie wdepnąć xD
    2)Czyli Francesca ma siostrę, ciekawe dlaczego się do niej nie przyznaje i jaką rolę odegra młodsza panna Scavia.
    3) To prawdziwy wstyd, żeby kazać nam czekać aż 2 tygodnie (albo i więcej!), żeby dowiedzieć się, co takiego ciekawego miała do powiedzenia S-L.
    4) Jestem pewna, że za porwaniem Karli stoją duszki, pytanie tylko czy ta dziewczynka to Marianna. Jeśli tak, to nie mogę się nadziwić temu, że była taka normalna, bo przywykłam do niej jako krwiożerczej bestyjki xD
    5)No i Iwan wreszcie coś tam teges (nie będę spoilerować xD)

    PS I znowu pora zmienić datę, chociaż ona mi nie pomaga, skoro mi się cyferki mylą xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bym liczyła duchy jako truposzów, ale specjalnie dla ciebie mogę wcisnąć gdzieś jakiegoś, nie ma sprawy.
      Tak, koniec nadchodzi <3
      1) ja bym wdepnęła, bo jestem ślepa.
      2) ]:->
      3) nic ciekawego nie miała do powiedzenia, przykro mi. Raczej głupiego xD
      4) przypominam, że duszki mogą dowolnie zmieniać postać, więc to mógł być każdy xD
      5) ]:->

      Data zmieniona!

      Usuń
    2. Trupów nigdy mało ]:-> Chociaż sama w tej kwestii zawalam xD
      Ta radość mnie obraża :P
      1) a to ja jestem okularnicą :P
      2) tak właśnie podejrzewałam, że będzie tu taka reakcja xD
      3)ooo, a myślałam już, że wpadła na coś związanego z duchami, ale w końcu nie jesteś mną; u ciebie nie każde słowo i wydarzenie ma znaczenie xD
      4) tak też sobie pomyślałam, ale już po tym, jak napisałam komentarz, bo ta Marianna mi coś nie pasowała xD Głos Nykanen też był pewnie podrobiony przez innego duszka. ]:->

      Usuń
  3. Witam. Zgłosiłaś się na blogu Era Krytyki z prośbą o ocenę do A., która jednak nie jest już oceniającą. Niedawno zostałam stażystką i pozwoliłam sobie "przywłaszczyć" ocenę twojego bloga :). Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Przedstawienie zbliża się ogromnymi krokami, a Karli nie ma. Mam nadzieje, że ją znają, bo kto zagra Leonardę? Zapewne Iwan wybrałby naszą Dagmarę, ale on jest trochę dziwny, więc jego zdanie się nie liczy :P Co do Lenny'ego to nadal go uwielbiam, choć ma specyficzne poczucie humoru, lecz tak mi go szkoda, że musi w tym wszystkim brać udział. Z drugiej strony zastanawiam się, jak może być spokrewnionym ze swoją siostrą, która kojarzy mi się trochę z taką przysłowiową blondynką, chyba przez to co zrobiła Dadze :D Przy okazji, w tym rozdziale to jakiś zlot rodzinny, bo panna idealna F. też ma gościa, też siostrę; nie wiem czy to przedstawienie jest aż tak ważne? :D
    Pozdrawiam, L. ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, Dagmary raczej nikt o zdrowych zmysłach by nie wybrał, zwłaszcza na godzinę przed przedstawieniem.
      Siostra Lenny'ego jest po prostu specyficzna, tak jak i on i każdy w tym opowiadaniu xD
      Siostra Franceski nie jest jej gościem, ona po prostu uczy się w tej szkole, tylko nikt nie wiedział, że są spokrewnione.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Przy temperamentach Twoich bohaterów, śnieżyca szybko by wyparowała :P
    Oj, tak, ja myślę, że Lenny koniecznie musi zmienić zdanie o (inteligencji) Karli ;>
    No nie, ale mam nadzieję, że te duchy nic jej nie zrobią, bo bez przesady, w ogóle... Ja się zastanawiam, kiedy oni wpadną chociaż na jakiś trop tych potworków, bo to już dziewiąty rozdział, ludzie zaczynają znikać, a ani Dagmara, ani nikt z jej przyjaciół nawet nie pomyślał o tym, że mogłyby to być duchy. Tylko niech mi nie mówią, że duchy nie istnieją! W końcu jesteśmy w szkole dla alchemików i wróżbitów, takie też ponoć nie istnieją :P

    — Piorun w ciebie strzelił? — spytał beznamiętnie, kiedy w końcu do niej dotarł.
    Dagmara ze złością wyrwała z włosów kilka spinek na raz.
    — Gorzej — warknęła. — Twoja siostra.

    -To było absolutnie najlepsze w tym całym rozdziale. A swoją drogą, co do rozdziałów, mogłyby być trochę dłuższe. Co ja się zdążę nakręcić, to już jest koniec i potem usycham z tęsknoty do Lenn...opowiadania.

    Z uwag drobnokrytycznych:

    Właściwie to nikomu nie podoba się ta sztuka, za wyjątkiem dyrektora, który chyba był w niej szczerze zakochany. - A nie powinno być nie podobała?
    Przystanął na chwilę w holu, chcąc przez chwilę popatrzeć na ciemny plac przed szkołą. - Powtórzenie.
    Czy jak z poprzedniej epoki. - A nie powinno być czyli? Bo poprzednie zdanie brzmi: Sięgał Lenny’emu ledwo do ramienia, na głowie miał czuprynę grubych, poskręcanych włosów, a ubrany był jak typowy wróżbita.
    — A no tak. — Karla uśmiechnęła się uspokajająco. - To trochę nie ma sensu, bo jak jej własny uśmiech miałby być dla niej uspokajający? A ta druga dziewczynka nie była z kolei zdenerwowana, więc nie potrzebowała uspokajającego uśmiechu, prawda? Może uśmiechnęła się z ulgą albo coś w tym rodzaju? :)
    Sądząc po twarzy Lenny’ego, zdążyła już go dorwać.
    — No cóż. — Przyjrzał się włosom Dagmary. — Bywało już gorzej.
    - Powtórzenie. Ja bym to drugie, w wypowiedzi Dagmary, sobie podarowała.
    Musiało jej się coś stać, ale ta myśl również była abstrakcyjna. - A nie bardziej absurdalna? ;)
    Ściskam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, w Laponii śniegu pod dostatkiem.
      Szczerze mówiąc, to ja w takiej sytuacji w życiu nie pomyślałabym o duchach i dlatego założyłam, że oni też nie. Nie powinnam spoilerować, ale w następnym rozdziale wszystkiego się dowiedzą. Kulawo, ale jednak.
      A czy duchy istnieją, czy nie, to dopiero będzie pytanie... :D
      Ten rozdział jest właściwie zlepkiem dwóch, bo jakoś za mało wydarzeń sobie zaplanowałam. I następny jest nieco dłuższy, ale chętnie łączyłabym ze sobą więcej, bo jakoś mi się to fragmentaryczne strasznie wydaje... Tylko moje żółwie tempo pisania przeszkadza.
      Dziękuję za uważne czytanie, we wszystkich zarzutach masz rację :) Zaraz lecę poprawić i zdzielić się w łeb za pomijanie takich drobnostek.
      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Nie bij się za mocno, to naprawdę nie są poważne błędy :P
      Mnie jeszcze zastanawia postać Jonathana, który pojawia się i znika i w sumie nic o nim nie wiemy... :)

      Usuń
    3. Nie no, iść w ślady Zgredka nie zamierzam.
      Jonatan to taki klasyczny przypadek Murzyna na pasach, pojawia się i znika. Nie jest tak fajny jak Lenny i Mikko, więc coraz częściej o nim zapominam ;<

      Usuń
  6. No to się z Karlą pokomplikowało i jeszcze Dagmarze przyjdzie odegrać jej rolę, skoro Iwan stwierdził, że byłaby idealna do odegrania księżniczki, to pewnie w akcie desperacji pani Nykanen właśnie ją zaangażuje, zwłaszcza że już o tym wcześniej pomyślała, ale wielki nos i krzywa mina okazały się dyskwalifikujące ;)
    Coś mi się wydaje, że za sprawą zamknięcia odtwórczyni roli Leonardy stoją duchy i właśnie próba popsucia przedstawienia jest ich największym psikusem, który zamierzali przyszykować. Ciekawe, czy uda się uwolnić dziewczynę na czas?
    Iwan najwyraźniej wie o duchach i szkoda, że Dagmara nie pozwoliła mu skończyć, bo być może dzięki niemu uniknęliby dalszych psikusów i doszli do porozumienia z duchami.
    Ciekawe, dlaczego Francesca nie przyznaje się do siostry? Lenny’ego jeszcze mogłabym zrozumieć, ale ją? I ta siostra również najwyraźniej próbowała uniknąć tematu, uciekając przed chłopakiem. Hm, kolejna zagadka, którą mam nadzieję, że wyjaśnisz jak najszybciej :)
    Tradycyjnie już Twój rozdział poprawił mi humor i z utęsknieniem będę wyczekiwać kolejnego.
    Życzę weny i nieco chłodniejszej pogody!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To w sumie spoiler, ale mogę powiedzieć od razu, że Dagmary nie zaangażują, chociażby dlatego, że nie zna tekstu. Chyba nikt nie potrafiłby zaimprowizować takich bzdur xD
      Sprawa Iwana wyjaśni się w następnym rozdziale, tak jak i duchy. Siostra Franceski to właściwie nic takiego ważnego, ale coś może namieszać :)
      Cieszę się, że poprawiłam humor i pozdrawiam ^^

      Usuń
  7. Podobał mi się ten rozdział :) Choć jak pomyślę, że do końca już coraz bliżej to płakać mi się chcę. Polubiłam tą historię i ciężko będzie się z nią rozstać. No, ale dobra skupmy się na rozdziale.
    W sumie pomysł na prowokację zbytnio wyszukany nie był i raczej szanse na jego powodzenie były znikome. Bo kto o zdrowych zmysłach celowo wdepnąłby w mąkę? Chyba, że byłby wyjątkowo zamyślony, ślepy lub wokoło panowałyby egipskie ciemności. Jednak skoro planował kradzież, raczej byłby uważny. No, ale lepiej próbować, niż patrzeć bezczynnie jak ktoś ich okrada i robi sobie kolejne żarty.
    Fajnie, że Dagmary już nic nie ogranicza i może sobie swobodnie chodzić po szkole. Wypoczęła po święci i może sobie marudzić do woli ze zdwojoną siłą.
    Premiera przedstawienia się zbliża i widać, że nie wszystkim to pasuje. Biedny ten twój Lenny. Uśmiałam się z jego wtopy, choć jemu samemu bardzo do śmiechu chyba nie było. Ale ma za swoje. Dagmara próbowała go przecież ostrzec, ale on nie słuchał. Na szczęście dobra przyjaciółka umiała go usprawiedliwić przed nauczycielem niewielkiego wzrostu i to jak :D
    Nie spodziewałam się, że Francesca ma siostrę. Tylko czemu się do niej nie przyznaje? W ogóle jestem ciekawa jaką rolę przypisałaś tej dziewczynie.
    Ah, i oczywiście tajemnicze zniknięcie Karli. To był kluczowy moment rozdziału. Czyżby i za tym stały duszki? Może popsucie tak ważnego dla dyrektora wydarzenia jak przedstawienie, ma być ich wielkim kawałem?
    Wprost nie mogę się doczekać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O kurczę, nie wiedziałam, że takie emocje wywołam. Miło mi, że komuś się podoba :)
      Ja jestem tak ślepa i nieuważna, że pewnie wdepnęłabym w mąkę, zwłaszcza wtedy, kiedy nie chciałabym niczego kraść. Ale jestem wyjątkowym przypadkiem sierotki Małgosi xD
      Szczerze, to wtopa Lenny'ego jest trochę wzorowana na mnie, bo kiedyś pomyliłam doktoranta ze studentem (no koleś sięgał mi do ramienia i wyglądał jak gimnazjalista) ale na szczęście nie odezwałam się do niego xD
      Wszystko o duszkach wyjaśni się następnym razem.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  8. Na blogu www.era-krytyki.blogspot.com pojawiła się ocena Twojego bloga :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, wpędzenie ich w śnieżycę to naprawdę dobry pomysł. W Niemczech pogoda jest akurat w sam raz, więc nie muszę się martwić wpędzaniem bohaterów w ziemne pomieszczenia. Chociaż niektórym by się przydało, nie powiem. xd
    Co do rozdziału, to robi się coraz tajemniczej. Co chciał Iwan i dlaczego ktoś zamknął Karlę w piwnicy? To nie jest normalne zachowanie. I kim jest ta dziewczynka? Przeczytałam ocenę z ciekawości i się okazuje, że w grę wchodzą duchy. No nieźle. Jak zwykle podobał mi się natomiast zapas humoru i płynności w teście. Dzięki temu rozdział był niesamowicie ciekawy i wciągający. Do tego bardzo szybko przemierzało się od początku do końca. Powiedziałabym nawet, że za prędko. No i dziwnie ciężko mi się na sercu robi, jak pomyślę, że niedługo koniec. Przecież... No tak nie powinno być. Przynajmniej liczę, iż masz w zanadrzu inny pomysł, który będzie można śledzić i czytać, bo jeśli masz zamiar zniknąć z blogspota, to ja cię uduszę. I pozwę (choć żadnych powodów do tego nie mam) xd
    Strasznie zabawny był ten eksces Lenny'ego, kiedy pomylił nauczyciela z uczniem. Uśmiałam się przy tym tak bardzo, że brzuch mnie bolał. Serio.
    Czekam na nowy i pozdrawiam, Wellesie

    w-klatce-zmyslow

    OdpowiedzUsuń

Nie akceptuję spamu. Żadnego.
Reklamy kasuję, a spamiarzy ścigam.

Obserwatorzy