Październik nadszedł
zdecydowanie zbyt szybko.
Dni robiły się coraz krótsze,
temperatura coraz niższa, a rankami nawet pojawiał się przymrozek. Również i
nastroje w szkole nie należały do najcieplejszych, chociaż to głównie wynikało
z niechęci alchemików do bliższego zapoznawania się z wróżbitami, i na odwrót.
W pewne poniedziałkowe
popołudnie Mikko jak zwykle wypił trzecią kawę, chwilę posiedział nad słówkami
z łaciny i tradycyjnie stwierdził, że zajmie się tym w sobotę, przejrzał
notatki z botaniki i ze złością walnął zeszytem w stół.
Mikko był człowiekiem
perfekcyjnie zorganizowanym, uwielbiającym działać wokół ściśle ustalonego
rozkładu. Każde zaburzenie rytmu dnia powodowało, że nie miał co ze sobą
zrobić.
Tak, jak i wtedy. Odwołanie
ostatniej w tym dniu lekcji, czyli matematyki, kompletnie rozwaliło mu plan
dnia. Do momentu, w którym zwykle zabierał się za naukę, brakowało jeszcze
ponad godziny i Mikko nie miał pojęcia, co ze sobą zrobić. Rozejrzał się po
pustym, niebieskim pokoju. W jego części panował idealny porządek, więc nawet
nie miał czego posprzątać. Lenny i Jonatan poszli na świetlicę obejrzeć
powtórkę jakiegoś serialu, może powinien do nich dołączyć…? Tak, to będzie
dobry sposób na zabicie czasu.
Wyszedł więc z pokoju,
przebiegł schodami do holu i już miał iść do drugiego segmentu, kiedy zatrzymał
go zmierzający w przeciwną stronę wróżbita.
— Znasz Mikko Kovalainena? —
spytał, strasznie zniecierpliwiony.
— To ja. — Mikko był zdziwiony,
że jakiś wróżbita go szuka. Do tej pory zdążył poznać jedynie Sanna-Leenę i
bliźniaczki.
— Telefon do ciebie, w pokoju
woźnych — wyjaśnił chłopak i odszedł, najwyraźniej zadowolony, że pozbył się
nieoczekiwanego zobowiązania.
Mikko ruszył we wskazane
miejsce, zastanawiając się, kto mógł do niego zadzwonić. Uczniowie mogli
korzystać z telefonu wiszącego w kantorku szkolnych woźnych, jednak od kiedy
Dagmara zadzwoniła do swojej matki i okazało się, że minuta połączenia ze
stolicą kosztowała ją dwie marki, nikt jakoś nie kwapił się do telefonowania,
zrzucając to na barki rodziców.
Drzwi do pokoju woźnych były
otwarte. Mikko zajrzał do środka, ale najwyraźniej obydwie kobiety gdzieś sobie
poszły. Wróżbita najprawdopodobniej przechodził obok, kiedy zabrzmiał dźwięk
telefonu i z obowiązku musiał odebrać. Słuchawka była odłożona, więc Mikko
chwycił ją i przyłożył do ucha.
— Halo?
— No wreszcie — odezwał się
gruby, burkliwy głos jego ojca. — Ile można czekać? — marudził, po czym
kontynuował, nie czekając na odpowiedź syna. — Dzwonili ci twoi ekolodzy i
pytali, czemu…
Mikko westchnął głęboko. Zawsze
to samo.
— Tato, to nie są ekolodzy.
Ekolog to naukowiec, który zajmuje się badaniem zależności…
— Dobrze, dobrze, wiem, czym
zajmują się ekolodzy. — W takim razie dlaczego zawsze mylił pojęcia? — W każdym
razie dzwonili ci twoi obrońcy uciśnionych i pytali, czemu nie mogą
skontaktować się z tobą w szkole. Wyjaśniłem, że twoją szkołę przenieśli na
jakieś zadupie, na którym linia telefoniczna jest cudem. Swoją drogą, to
strasznie długo czekałem aż ktoś odbierze, czy w tym miejscu nikogo nie
obchodzi dźwięk telefonu?
— Tato, co oni ode mnie
chcieli? — ponaglił ojca zniecierpliwiony Mikko. Mężczyzna zawsze miał
tendencję do rozgadywania się o niczym, a później narzekał, że rachunki za
telefon są astronomiczne.
— Podałem im numer do szkoły,
ale i tak chcieli, żebyś im wysłał jakiś list z artykułem, czy coś tam. Czy oni
myślą, że przy tej ilości nauki ty masz czas na pisanie listów?
— Artykuł? — powtórzył Mikko,
nie zważając na marudzenie ojca. Na Mistrza Flamela, śmiertelnie zapomniał! — A
w tym liście co ma być?
— No jakieś tam podsumowanie
działalności czy inne takie, a ten artykuł do jakiegoś kwartalnika. Podobno
wiesz, o co chodzi.
— Podsumowanie! — Mikko
trzasnął się dłonią w twarz. O ile o napisaniu artykułu pamiętał, bo od
dłuższego czasu drukowali jego teksty w każdym numerze gazety prowadzonej przez
organizację, tak podsumowanie działań przeprowadzonych w tym roku kompletnie
wyleciało mu z głowy. Ale spokojnie, gdzieś miał szkic. — I co jeszcze mówili?
— dopytywał.
— Prosili, żebyś to wszystko
wysłał jeszcze dziś.
— Dziś?! — zdenerwował się
chłopak. Wychylił się z kantorka i zerknął na wiszący w holu zegarek.
Piętnasta, listonosz miał przyjść za pół godziny. Artykuł był napisany, musiał
go jedynie znaleźć, z podsumowaniem będzie nieco gorzej.
— No a powiedz, były jakieś
oceny ostatnio?
— Dzięki tato, muszę już
lecieć! — krzyknął Mikko do telefonu i odłożył słuchawkę, bynajmniej nie
dlatego, że dostał jakąś kiepską ocenę. Jeśli miał zdążyć do przyjazdu
listonosza, musiał czym prędzej brać się do pracy. Nadmiar wolnego czasu
wydawał mu się w tej chwili bardzo odległą perspektywą.
Popędził z powrotem do pokoju,
gdzie przetrząsnął swoje notatki w poszukiwaniu artykułu. Na szczęście Lenny i
Jonatan jeszcze nie wrócili, toteż nikt mu nie przeszkadzał. Złożone na pół
dwie kartki papieru znalazły się wciśnięte w podręcznik do botaniki. Artykuł
był nie poprawiony i nie przepisany na czysto, ale Mikko nie miał już na to
czasu. Szczęśliwie razem z tekstem na temat środowiska życia bardzo rzadkiej
odmiany renifera znalazł się również szkic podsumowania, niestety zajmujący
jedynie pół strony wyrwanej z zeszytu. Chłopak wyciągnął z biurka czystą, dużą
kartkę i zaczął pisać jak oszalały.
— Niech pan poczeka!
Niestety, samochód listonosza
odjeżdżał już z wysypanego drobnym żwirkiem szkolnego podjazdu, kiedy Mikko
wypadł z budynku, wrzeszcząc przeraźliwie. Chłopak był pewien, że kierowca go
widział, jednak ze złośliwości lub braku czasu, nie zatrzymał się.
— Minutę później nie mógł
przyjechać! — Mikko z irytacją kopnął drobny kamyk. Przez chwilę stał w
miejscu, dopóki nie dotarło do niego, że temperatura waha się w okolicach
pięciu stopni, a on ma na sobie jedynie cienki sweter. Z ponurą miną i
złorzecząc na listonosza, wrócił do szkoły.
W połowie holu o mało nie wpadł
na Dagmarę.
— Daga! — krzyknął, bo wpadł mu
do głowy niesamowity pomysł. — Idziesz ze mną!
— Gdzie znowu? — mruknęła wyraźnie
naburmuszona dziewczyna. W ręce trzymała pusty kubek i słoiczek z gorącą
czekoladą w proszku. Mikko pomyślał, że pewnie znowu próbowała się zakraść do
kuchni, żeby ugotować wodę, ale nie udało jej się ominąć czujnego wzroku
kucharki z popołudniowej zmiany. Dziewczyna już kilkakrotnie nasłuchała się
kazań na temat mózgu i żołądka w tak młodym wieku przeżartych nałogiem, ale
kompletnie nic sobie z tego nie robiła. I słusznie, jak uważał Mikko, również
fanatyk czekolady.
— Do miasta! —wyjaśnił, pełen
entuzjazmu. Chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi, jednocześnie
wymachując trzymaną przez siebie grubą kopertą. — Przed chwilą uciekł mi
listonosz, musimy jechać na pocztę.
— Mikko, zlituj się — marudziła
Dagmara. Jej kwaśna mina wskazywała na ból głowy i ogromny niedobór kakao. —
Jest cholernie zimno i mi się nie chce.
Stan dziewczyny podkreślał
fakt, że postanowiła pokazać się ludziom w starym, rozciągniętym swetrze i
straszliwie rozczochranych włosach.
— Kupię ci czekoladę —
zaoferował się Mikko w nadziei, że stary i dobry sposób zadziała. Przez chwilę
wydawało się, że owszem, bo Dagmara jakby się ożywiła, jednak nie trwało to
długo.
— Nie opisałam jeszcze
zeszłotygodniowego ćwiczenia z alchemii — wyjaśniła z rezygnacją. — Facet mnie
zeżre, jeśli mu tego nie oddam do jutra, i…
— Które to ćwiczenie?
— Siedemnaste.
— To ja ci dam opis, robiłem go
na początku września — rzucił Mikko bez zastanowienia. Dagmara nie musiała
wiedzieć, że Lenny pożyczył opis i najprawdopodobniej zgubił. Wyprawa do
centrum miasta nie zabierze im wiele czasu, więc później spróbuje wyciągnąć od
kolegi zadanie.
— Naprawdę? — Dziewczyna
spojrzała na niego wzrokiem szczeniaka, któremu ktoś obiecał ciasteczko.
— Naprawdę! — Mikko był coraz
bardziej zniecierpliwiony. — A teraz chodźmy!
— Czekaj — syknęła Dagmara. —
Może poszlibyśmy po kurtki, co?
Mikko spojrzał przez okno.
Widać było, że wieje silny wiatr, zresztą przed chwilą był na zewnątrz i czuł,
jak było zimno.
— Tak, to dobry pomysł.
— Nie mogę uwierzyć, że dałam
ci się na to namówić — stwierdziła Dagmara jakieś dwadzieścia minut później.
W ostatniej chwili udało im się
zdążyć na autobus odjeżdżający z położonego kilkaset metrów od szkoły
przystanku. Były to najbardziej peryferyjne przedmieścia Rukatunturi, więc
niestety można było się wydostać stamtąd tylko tą jedną linią lub własnym
samochodem.
Stary, trzęsący się pojazd
przeraźliwie wlókł się najbardziej okrężną drogą, jaką się dało. Chociaż do
centrum miasta było może pięć kilometrów, trasa autobusu okazała się o wiele
dłuższa. Na szczęście w środku było zaledwie kilka osób, więc przyjaciele mogli
zająć miejsca siedzące.
— Pomyśl sobie o czekoladzie —
przypomniał Mikko, patrząc przez okno na coraz bardziej pogrążający się w
ciemnościach krajobraz.
— Czekolada — rozmarzyła się
Dagmara. Po raz piąty rozplotła robionego przez siebie warkocza i zaczęła od
nowa. — Z orzechami, rodzynkami i…
— Masz alergię na rodzynki.
— Niszczysz mi marzenia.
Przez chwilę jechali w
milczeniu. Mikko coraz bardziej denerwował się, że trwało to aż tak długo. Czy
ten autobus nie mógł jechać prostą drogą? Jeśli nie zdążą przed zamknięciem
poczty, cała wyprawa pójdzie na marne.
— Cholera jasna! — warknęła
znienacka Dagmara, kiedy po raz kolejny nie wyszedł jej warkocz. Siedząca przed
nimi staruszka odwróciła się i zgromiła ją wzrokiem. Dziewczyna uśmiechnęła się
niewinnie i związała włosy w nieśmiertelny koński ogon.
Po kilkunastu minutach wysiedli
w centrum Rukatunturi. Chociaż miasto nie było zbyt wielkie i gęsto zaludnione,
o tej godzinie na ulicach kręciło się mnóstwo ludzi. Zwłaszcza dworzec
autobusowy pełen był osób, które właśnie skończyły pracę i oczekiwały na
możliwość powrotu do domu.
— Może lepiej sprawdźmy
powrotny autobus — zaproponowała Dagmara, kiedy w końcu przecisnęli się przez
tłum ludzi próbujących wcisnąć się do autobusu. Mikko skinął głową i wspiął się
na palce, żeby zobaczyć rozkład jazdy ponad głowami pasażerów.
– Siedemnasta pięćdziesiąt
cztery — odczytał, a Dagmara wyciągnęła swój składany długopis, z którym się
nie rozstawała i zapisała godzinę na ręce.
Mimo niewielkich rozmiarów
centrum, odnalezienie poczty nie było takie łatwe, jakby się wydawało. Chociaż
na początku Dagmara i Mikko podążyli w kompletnie inną stronę niż powinni,
napotkany przypadkowo starszy pan wskazał im odpowiednią drogę. Nie obyło się
przy tym bez szczegółowych pytań dotyczących tego kim są, jak się nazywają i
skąd się tam wzięli. Najwyraźniej nie wyglądali na typowych mieszkańców
Rukatunturi, albo też w tym mieście wszyscy się znali.
Budynek poczty okazał się
niewielki, ale za to bardzo zatłoczony. Wypełniał go szum rozmów i odgłosy
uderzania pieczątkami.
— Tylko mi nie mów, że będziemy
musieli stanąć w kolejce po znaczki — jęknęła Dagmara na widok sznureczka ludzi
ustawionego do jednego z dwóch działających na poczcie okienek.
Mikko przez chwilę grzebał w
kieszeniach kurtki, po czym wyciągnął list i dwa znaczki.
— Podkradłem z kolekcji
Jonatana — wyjaśnił, widząc pytającą minę Dagmary. — Tylko nic o tym nie wiesz.
— Wiesz, że on cię zabije, a
mnie zatłucze za współudział? — zauważyła dziewczyna z lekkim rozbawieniem.
— Dlatego nic nie widziałaś i
nic nie słyszałaś — upierał się Mikko. — Możemy zrzucić winę na tego
tajemniczego złodzieja, który ostatnio grasuje po szkole.
Dagmara skrzywiła się na
wspomnienie swoich klisz od aparatu.
Mikko przykleił znaczki,
wrzucił list do skrzynki i oznajmił, że mogą już wyjść. W sklepie po drugiej
stronie ulicy kupili obiecaną Dagmarze czekoladę – oczywiście bez rodzynek, ku
rozpaczy dziewczyny. Wychodząc, zderzyła się z dziwnym, chorobliwie bladym mężczyzną
ubranym w długi, czarny płaszcz.
— Przepraszam bardzo —
powiedziała.
— Nic nie szkodzi, nie szkodzi
— odpowiedział nieco zmieszany mężczyzna. Chyba chciał zdjąć i uchylić przed
nią melonik, jednak w ostatniej chwili powstrzymał się. Pokiwał przepraszająco
głową i wszedł do sklepu. Dagmara zauważyła, że człowiek miał na twarzy grubą
warstwę makijażu.
— Dziwne — mruknęła, kiedy
wyszli na ulicę.
— Co teraz robimy? — spytał
Mikko, zerkając na zegarek. — Mamy jeszcze godzinę do autobusu.
— Zimno jest — zauważyła
Dagmara. Rozejrzała się po okolicznych szyldach i wskazała jeden z nich,
zatytułowany Maleńka. Wyglądało to jak kawiarnia. — Może pójdziemy na herbatę?
Maleńka okazała się
dostatecznie duża, aby pomieścić kilkunastu gości i jeszcze zostawić jeden wolny
stolik pod oknem.
— Swoją drogą to dziwne, że
kazali ci tak na szybko to wszystko wysyłać — zastanawiała się Dagmara, kiedy
zamówili herbatę i usiedli. Rozejrzała się po kawiarni. Właściciele chyba mieli
zamiar nadać temu miejscu romantyczny i przytulny charakter, ale nie do końca
im wyszło. Różowy kolor na ścianach był majtkowy, a malowidła przedstawiające
aniołki sprawiały niemiłosiernie kiczowate wrażenie. Jedynym znośnym elementem
wystroju były proste, zrobione z jasnego drewna stoliki.
— W zasadzie to ja o tym
zapomniałem — odrzekł Mikko. — Powinienem wysłać to już dwa tygodnie temu, no i
nie powiedziałem im, że szkoła zmieniła adres.
— Ale i tak mogli się
przypomnieć chociaż kilka dni wcześniej, skoro im tak zależało. — Dagmara
urwała, bo kelnerka w różowym fartuszku właśnie przyniosła herbatę. Chwyciła
cukierniczkę, żeby posłodzić swój napój — Mikko nie używał cukru — kiedy w oczy
rzuciło jej się coś dziwnego. — Zobacz, to ten facet, na którego wpadłam w
spożywczaku. Jakim cudem dotarł tu przed nami? — Zmarszczyła brwi. Siedziała
przodem do drzwi i od ich przyjścia nikt nie przyszedł ani nie wyszedł z
kawiarni.
— A jesteś pewna, że to on? —
spytał Mikko, spoglądając za siebie.
Tajemniczy mężczyzna ze sklepu
miał towarzysza. Obydwaj ubrani byli w identyczne, długie do ziemi czarne
płaszcze i takiego samego koloru meloniki, których nie zdjęli nawet w
pomieszczeniu. Rozmawiali przyciszonymi głosami, pochylając głowy nisko nad
stolikiem.
— Wiesz, ile on miał makijażu
na twarzy?
— Facet? — zdziwił się Mikko.
Odwrócił się w stronę Dagmary. — Ten drugi wygląda bardzo młodo, a włosy ma
jakby siwe.
Dziewczyna przyjrzała się
bliżej wskazanemu człowiekowi. Spod melonika wystawały dość długie, bardzo
jasne włosy.
— Zdarza się — stwierdziła,
przypomniawszy sobie Iwana Lagrańskiego i jego szpakowatą czuprynę.
Kilka minut zeszło im na
pogawędce o niczym, narzekaniu na nauczycieli i Sanna-Leenę (w przypadku
Dagmary). Jednak ostatnio najbardziej lubianym tematem było przedstawienie.
Dagmara wprawdzie wymigała się od gry, a Mikko dostał małą, niewiele znaczącą
rolę, ale zawsze dobrze było ponarzekać na konieczność poświęcania wolnego
czasu na głupoty.
Po jakimś czasie tajemniczy
mężczyźni wstali od stolika, zapłacili za nietknięte ciastka i kawę i skierowali
się w stronę wyjścia. Kiedy przechodzili obok Dagmary i Mikko, przyjaciele
usłyszeli fragment rozmowy.
— Roger, czy my musimy chodzić
w tych paskudnych płaszczach? Mógłbym się inaczej zamaskować… — marudził
starszy, pulchny człowiek, na którego dziewczyna wpadła w sklepie.
— Anatolu! — syknął jego
towarzysz. — Mieliśmy nie używać naszych imion!
Dagmara i Mikko parsknęli
śmiechem. Człowiek zwany Anatolem obejrzał się na nich z niepokojem i wyszedł
na zewnątrz za swoim towarzyszem.
— Chyba musimy się zbierać —
zauważył Mikko kilkanaście minut później.
Trudno było uwierzyć, że jest
dopiero godzina osiemnasta na początku października. Na zewnątrz panowały
niemal egipskie ciemności, bo świeciła się tylko co druga latarnia.
Ruch na ulicach odrobinę się
zmniejszył, więc przyjaciele bez większych przeszkód dotarli na dworzec.
Dagmarę zdziwiło, że ich przystanek jest pusty, ale wtedy jeszcze nie wydawało
jej się to podejrzane. Usiadła na ławce, ale po chwili z powrotem podniosła się
– siedzenie było za zimne.
— No i gdzie on jest? —
warknęła, kiedy autobus spóźniał się już dwadzieścia minut.
Mikko wzruszył ramionami, ale
podszedł do rozkładu jazdy. Godzina była dokładnie taka, jaką wcześniej
sprawdził, jednak dopiero teraz rzuciło mu się w oczy coś dziwnego. Skąd wzięła
się tam maleńka, niemal niewidoczna gwiazdka? I ta informacja pod rozkładem?
— Dagmara? — spytał niepewnym
tonem. Dziewczyna stawiła się przy nim, tupiąc w miejscu, aby odrobinę się
ogrzać. — Bo ten autobus to jeździ jedynie od maja do września.
***
Mam nadzieję, że nikt nie uciekł z wrzaskiem na widok szablonu. Wreszcie coś po mojemu.
Wybaczcie mi, ale znowu muszę zrobić dłuższą przerwę od publikowania. Za miesiąc piszę maturę z chemii, z której muszę wycisnąć jak najwięcej. Niestety nie wpadłam na to, żeby poprawić zeszłoroczną biologię, a progi na moje wybrane kierunki są bardzo wysokie.
Drugi powód: straciłam gdzieś sens, satysfakcję i pożytek z pisania tego opowiadania. Piszę i piszę, ale to jest coraz gorsze i coraz bardziej mi się przez to nie chce. Może odnajdę to wszystko po drodze, ale najchętniej zaczęłabym od początku, inaczej. Kompletnie spaprałam fabułę tego opowiadania, ale mam nauczkę: nigdy więcej żadnych spontanów.
Nie znikam z blogosfery: wasze blogi będę odwiedzać, a dla odmóżdżenia produkować się na Kompendium oraz marudzić (głównie odnośnie pisania) na Ulicy Potworkowej która wreszcie ruszyła.
I jeszcze jedno: dziękuję serdecznie za wszystkie komentarze. Nie spodziewałam się, że Noc zainteresuje tyle osób ;)
O szablonie już mówiłam na gadu, więc nie będę się powtarzać, powiedz mi tylko czy on jest niebieski czy szary, bo - jak wiesz - mój monitor lubi kolorować xD
OdpowiedzUsuńNie pamiętam już czy pod poprzednim rozdziałem fangirlowałam Mikko, ale na wszelki wypadek pofangirluję sobie jeszcze raz: jaki on jest cudowny i remmowaty. I taki ciapowaty na początku tego rozdziału; żeby zapomnieć o dwóch artykułach przy tak dokładnym rozplanowaniu czasu. A jaki sprytny! Gwizdnął Jonatanowi dwa znaczki i wykorzysta złodzieja, żeby mu to uszło na sucho ^^ I jak go nie kochać? *_* A przy okularkach się po prostu rozpływam <3 Tak strasznie się cieszę, że kiedy wszyscy zachwycali się Lennym, ja wybrałam Mikko, którego jest o wiele więcej *__*
A Dagmara faktycznie musi być uzależniona od czekolady, ja za nic w świecie nie dałabym się wyciągnąć w taką pogodę za marną tabliczkę xD
Duchy w tym rozdziale są po prostu genialne! Nigdy nie wpadłabym na to, żeby umalować je i ubrać tak szczelnie, coby się nie wydało, że są przezroczyste. Chylę czoła. Zasłużenie.
"Ale i tak mogli się przypomnieć chociaż kilka dni wcześniej, skoro im tak zależało" - to brzmi trochę dziwnie, może po prostu "mogli ci przypomnieć". Po głębszym namyśle stwierdzam, że to pewnie kolokwializm, a skoro jest w wypowiedzi nastolatki, to wszystko gra :)
Narzekałabym, że chcesz sobie zrobić przerwę, gdybym sama nie planowała tego samego. Na czas matury masz odpuszczone, a potem się porządnie skopię, nie myśl sobie, że nie. Odnośnie twoich wątpliwości co do jakości Nocy, to już ci mówiłam, że głupoty gadasz, a skoro nie wymyśliłam żadnego nowego argumentu, to nie będę się głupio powtarzać. A na Kompendium będziesz się raczej domóżdżać, w końcu jakiś research trzeba zrobić przed napisaniem artykułu ;)
Według mojego monitora jest szary, ale jak zajrzę na komputer taty to pewnie będzie wściekle niebieski - więc niech będzie taki, jaki chcesz.
UsuńNo Mikko jest remmowaty, poszłam po najmniejszej linii oporu ;< Ale co tam, to tylko blogowe opcio, wolno mi! Nieśmieszna komedia w dodatku, więc tym bardziej mi wolno, jak zacznę pisać coś normalnego, to bardziej się postaram xD
Lenny też się pojawi, w końcu to ksionsze! Ale Mikko z założenia miał być jednym z głównych bohaterów, dlatego jest go więcej.
Dagmara jest uzależniona, widać to po jej bitwach z kucharką. Zgadnij, po kim to ma. Chociaż ja kakao nie pijam.
Duchy są genialne? To przebranie mi się wydaje straaaaasznie naciągane, ale nie umiałam wpaść na nic innego. Więc zrobiłam tak, żeby wydawali się podejrzani xD
Tak, to kolokwializm, sama tak zawsze mówię i nawet już nie widzę w tym nic dziwnego. Facepalm.
Bardzo lubię robić research, gorzej ze spisaniem efektów. To tak, jak z opowiadaniem - wymyślanie bohaterów, opisywanie miejsc, grzebanie w necie - miodzio *_* a z pisaniem rzyć, po prostu rzyć. I Noc naprawdę jest coraz gorsza ;<
Ja zgodzę się z Lexi. Masz genialny styl i wszystko bardzo ciekawie przedstawiasz. Twoje opisy to czysta poezja, akcja nie biegnie za szybko a sama fabuła jest interesująca i oryginalna.
OdpowiedzUsuńMikko... Ma gadane jak mało kto! xD
To bardzo złożona postać i ciężko wyczuć, co tak naprawdę w nim siedzi.
Rozdział mi się podobał.Czytało się lekko i przyjemnie. Serio... Historia Dagmary i całej świty mnie wciągnęła. Masz talent - tyle mogę stwierdzić.
Pozdrawiam.
http://irim-story.blogspot.com/
Szkoda, że straciłaś wenę do tego opowiadania :(. Mi się ono podoba, ale nie ma sensu pisać na siłę, skoro nie czujesz tej historii. Nie będę cię krytykować, bo sama tak miałam wielokrotnie i większość swoich zaczętych opowiadań po pewnym czasie zawiesiłam. Nie mniej jednak, szkoda.
OdpowiedzUsuńWracając do rozdziału, mi się podobał, szczególnie ten koniec, kiedy Mikko namówił Dagmarę na tę wyprawę do miasta. No, ale pisząc po kolei, nieco mnie zaskoczyła perspektywa Mikko. Nie mniej jednak, to pozwoliło mi trochę lepiej poznać tego bohatera i zaczynam go coraz bardziej lubić. Jest taki rzeczowy, poukładany, ale jednocześnie roztrzepany, skoro zapomniał o tym artykule i dość spontaniczny, gdy tak nagle podjął decyzję o tym, by wraz z Dagą iść do miasta wysłać ten list. A ta scenka, kiedy zaproponował jej czekoladę w zamian za pójście z nim - urocza! Wgl, jak widać, Dagmara lubi słodycze, inaczej by się nie skusiła na coś takiego za tabliczkę czekolady. Ale nie dziwię jej się, sama uwielbiam czekoladę ^^.
Ciekawią mnie ci faceci w płaszczach i z tapetami na twarzach. Hej, może to te duchy, tylko jakoś poprzebierane, żeby nie było widać, że są duchami? Heh, ja to ostatnio wszędzie w tym opowiadaniu widzę duchy. No ale myślę, że to prawdopodobne.
Hah, to ciekawe, jak oni teraz wrócą, skoro okazało się, że nie będą mieć autobusu ;). Daleko mają do tej szkoły?
Ech, szkoda, że nie wiadomo, czy w ogóle ukaże się ciąg dalszy, nie mniej jednak, życzę ci dużo weny ^^.
Weny to nie straciłam, bo ja nigdy się nią nie przejmuje (inaczej pisałabym jeszcze wolniej niż teraz) ale ogólnie to czuję do niego straszną niechęć. Mogłoby być lepsze. Ale cieszę się, że Ci się podoba ;)
UsuńMikko z założenia miał być jednym z głównych bohaterów, troszkę nie wyszło, ale w końcu musiało się coś pojawić z jego perspektywy :) Ta spontaniczność to niekoniecznie jego cecha, ale w takiej sytuacji nie miał innego wyjścia.
Ja też uwielbiam czekoladę i Dagmara ma to po mnie. Czekoladą można skusić nas na niemal wszystko :)
Ciekawią mnie ci faceci w płaszczach i z tapetami na twarzach. Hej, może to te duchy, tylko jakoś poprzebierane, żeby nie było widać, że są duchami? Heh, ja to ostatnio wszędzie w tym opowiadaniu widzę duchy. No ale myślę, że to prawdopodobne. No i bardzo dobrze, że je widzisz, bo one wszędzie są. Naprawdę wszędzie.
Ciąg dalszy powinien się ukazać, ale nie wiem, jak z jego jakością ;<
Szczerze powiem, że na początku rozdziału nie byłam zachwycona bo jakoś Mikko mi nie odpowiada. Po prostu ten typ ludzi działa mi zwyczajnie na nerwy. Idealni, dopracowani itd. Jednak gdy pojawiła się Dagmara od razu podeszłam do tego z entuzjazmem. Miasteczko, w którym się znaleźli było naprawdę dziwaczne. W sobie w każdym rozdziale jest coś nowego i tajemniczego, a teraz szukam jakiegoś wspólnego punktu dla tych wszystkich zdarzeń, ale nic nie mogę znaleźć. Ale to nie ważna. Daga to dobra dziewczyna i przyjaciółka. Nie zostawiła przyjaciela, choć z drugiej strony można pomyśleć, że dała się przekupić, ale to mały szczegół ;P
OdpowiedzUsuńMoją uwagę zwrócili mężczyźni, którzy zachowywali się nietypowo. Ich makijaż i rozmowa wzbudziła we mnie podejrzenia, nie wiem czy to tylko jakiś przypadek, czy rozwiniesz tę myśl dalej :) Końcówka zabrzmiała jakby miał się rozpocząć jakiś horror. Choć sama nie raz byłam w podobnej sytuacji z winy własnej głupoty, zazwyczaj się na te dopiski nie zwraca uwagi xD
Pozdrawiam, L. ;*
A widzisz, ja bardzo lubię Mikko, ale nie wszyscy muszą wszystkim pasować ^^ Chyba większość czytelników Lenny'ego.
UsuńDaga pewnie w końcu poszłaby z Mikko i bez czekolady, ale po co, skoro mogła na tym skorzystać? Taki z niej czekoladowy potwór, ze mnie zresztą też.
Spoiler. Wspólnego punktu dla wszystkich wydarzeń szukaj w prologu. Koniec spoileru.
W zasadzie to następny rozdział miał być troszkę straszniejszy, ale chyba mi nie wyszło :)
Tak, dopiski są cudne. Albo jak zapomnę, że jest sobota i sprawdzę rozkład na dni robocze.
Zanim zapomnę, muszę wspomnieć, że ten szablon jest cudowny, więc z pewnością mnie nie odstraszyłaś, a wręcz zachęciłaś do jeszcze częstszego zaglądania tutaj, żeby się na niego popatrzeć ;>
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału: bardzo mi się podobał. Lubię Twój styl, poczucie humoru, zawsze czyta mi się tak lekko i robię to z wielką przyjemnością. Mikko sprostał zadaniu i napisał zaległe podsumowanie, chociaż gorzej było z wysłaniem go. Listonosz uciekł mu sprzed nosa, więc chłopaka czekała wycieczka do miasteczka w co wciągnął biedną Dagmarę. Zaciekawili mnie ci dziwni mężczyźni, byli tajemniczy, a do tego powinni posługiwać się swoimi kryptonimami (co im nie wyszło ;p)Ciekawe, czy odegrają tu jeszcze jakąś rolę.
Końcówka mnie rozbroiła kompletnie. Wciąż śmieję się na samą myśl o niej. I jak oni teraz wrócą do szkoły, skoro czekali na autobus, który już nie kursuje?
Pozdrawiam serdecznie i życzę owocnej nauki!
Bardzo mi miło, że podoba Ci się i szablon, i rozdział :) Grafika chyba wyjątkowo mi się udała, bo zwykle produkuję odstraszacze.
UsuńMężczyźni jeszcze się pojawią, a jakże. A w zasadzie to oni są przez cały czas w opowiadaniu, ale może nie będę więcej spoilerować.
Dziękuję i również pozdrawiam ^^
Ten szablon jest... po prostu nieziemski! Wprost przecudny. Oryginalny, delikatny i taki... śliczny. ;) Ja też taki chcę! Naprawdę bardzo fajny. Sama go wykonałaś?
OdpowiedzUsuńPodobał mi się ten rozdział. Taki normalny, ale większość zdarzeń w mieście była po prostu tajemnicza. Ci ciekawscy ludzie, zakapturzeni ludzie i ten dojazd do szkoły to przeważył wszystko. Padłam ze śmiechu. Jestem ciekawa, co oni teraz wymyślą. Chyba że poczekają na następny.
Lubię Mikko, jest taki dopracowany. W normalnym życiu tacy ludzie działają mi na nerwy, ale nie tutaj. Na twoim blogu chłopak jest naprawdę pozytywną postacią. Tak samo Dagmara. Ją także darzę sympatią. Jeszcze nie potrafię się dobrze wypowiedzieć na jej temat, ale przy najbliższych rozdziałach postaram się nad tym powywodzić.
Szkoda, że jest tymczasowa przerwa, ale nauka ponad wszystko. Trzymam za Ciebie kciuki za tą maturę, bo wiem, że to może być trudne. (Doświadczenie mojej kuzynki). ;)
Z wytęsknieniem czekam na następny i dodaję do obserwowanych.
Pozdrawiam, Wellesie.
w-klatce-zmyslow
Dziękuję bardzo :) Tak, szablon zrobiłam sama i jestem dość zadowolona z efektu, co się rzadko zdarza. Cieszę się, że podobał Ci się rozdział. Na następny autobus nie muszą poczekać, bo to już był ostatni, wymyślą coś innego ;D
UsuńMaturę na szczęście zdałam w zeszłym roku, teraz to tylko jeden przedmiot ale i tak się umorduję ;)
Ej, jak to tak? Ja tu sobie zadowolona nadrabiam rozdział u ciebie, a na koniec dobijasz mnie taką wiadomością? Smutno mi, że będę musiała trochę poczekać, aby poznać dalsze losy naszych bohaterów, ale oczywiście matura jest ważniejsza, więc życzę ci, abyś uzyskała z tej chemii jak najwięcej się da ;) Mam nadzieję, że i wena jakoś się odnajdzie i nie porzucisz tak na dobre tego opowiadania. Było by szkoda, bo masz niesamowity talent i lektura tej historii była czystą przyjemnością.
OdpowiedzUsuńNo, ale wspomnę jeszcze o rozdziale, bo niezwykle mi się podobał. Na pewno nie spodziewałam się perspektywy Mikko, ale była to taka miła niespodzianka, bo tego chłopaka zdążyłam już bardzo polubić ;)
Ta wyprawa na miasto też fajnie wypadła. Szczególnie moment, w którym Mikko w ogóle prosi o towarzystwo Dagmarę. Przekupstwo metodą na wszystko jak widać ;) Ale to było urocze, więc już nie zrzędzę.
Samo miasto było dziwne. Takie zakręcone bym powiedziała. Ci dziwni ludzie i autobus. Ubawiłam się jak nigdy ^^ Teraz jestem tylko ciekawa jak nasza dwójeczka wróci do szkoły, skoro wynikły pewne problemy z transportem.
Nie no, ja po prostu uwielbiam twój styl i niebanalne poczucie humoru. Noc Polarna to zdecydowanie dobra lektura na takie smętny, deszczowy dzień jak dzisiaj.
Pozdrawiam serdecznie!
Bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa, miło mi, mimo że nie zasługuję. *pali się ze wstydu*
UsuńNie pomyślałam, że kogoś zasmucę, byłam przekonana, że się ucieszycie ^^ Ale w takim razie jeszcze bardziej mi miło. Bardzo chcę skończyć to opowiadanie, więc mam nadzieję, że po przerwie wena wróci. No i przecież nie mogę zostawić tej dwójki w środku miasta, muszę iść jakoś przetransportować do szkoły xD
U mnie akurat cały dzień świeciło słońce, ale cieszę się, że jakoś umiliłam ci popołudnie ^^